Mowa nienawiści czy wolność słowa?
Musimy być silni duchem i ciałem, mentalnością i wiedzą, bo tylko tak będziemy się w stanie postawić przeciwko przeciwnościom losu. TYLKO TAK BĘDZIEMY W STANIE WYGRAĆ Z ŻYDOSTWEM, ROBACTWEM I Z KOMUNIZMEM” - wołał były katolicki ksiądz Jacek Międlar podczas manifestacji narodowców 11 listopada ubiegłego roku na wrocławskim Rynku. To przemówienie trafiło do prokuratury z zawiadomieniem o przestępstwie. W czerwcu autor tych słów został oskarżony o nawoływanie do nienawiści na tle wyznaniowym i narodowościowym. Kilka miesięcy później zastępca prokuratora krajowego Krzysztof Sierak wydał polecenie: wycofać akt oskarżenia i uzupełnić śledztwo. Wniosek do sądu wpłynął, a sąd go uwzględnił. Polecenie zinterpretowano jako chęć pomocy oskarżonemu w uniknięciu kary. Sam Międlar triumfował, przekonując publicznie, że oto w prokuraturze idzie nowe i „dobra zmiana” nie pozwala ścigać „patriotów”. „Reforma wymiaru sprawiedliwości zaczyna się dokonywać na naszych oczach, a Ministerstwo Sprawiedliwości nie będzie tolerować deprecjacji patriotów” - napisał na swoim blogu. Dziennikarz „Gazety Wrocławskiej” poznał akta tej sprawy.
Jacek Międlar za szybko się ucieszył. Nadal jest podejrzanym. Prokuratura ma powołać biegłego, który oceni jego wystąpienie. Potem śledczy wezwą raz jeszcze pokrzywdzonych, między innymi przewodniczącego Gminy Wyznaniowej Żydowskiej we Wrocławiu, Aleksandra Gleichgewichta, i skonfrontują ich z przemówienieniem byłego księdza. Wezwani będą musieli wskazać słowa i sformułowania, którymi zostali znieważeni. Potem śledczy podejmą decyzję: oskarżyć czy umorzyć.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień