Most może runąć, a cały czas chodzą nim dzieci
Muszą nadkładać sześć kilometrów, żeby dotrzeć do pracy i szkoły. Żądają budowy nowej przeprawy. Wojewoda nie da pieniędzy powodziowych, bo twierdzi, że most się wali przez złą konstrukcję.
- Na tym rysunku widać, jak ktoś chce przejść przez most, ale bardzo się boi o każdy krok. A po drugiej stronie stoi karetka, która nie dojedzie do pacjenta - wyjaśnia jedenastoletni Mateusz Michura z Łososiny Górnej.
To dziecięca ilustracja codziennych zmagań mieszkańców tej wsi. Most, który łączy ich z miastem Limanową, został wyłączony z użytkowania, bo grozi zawaleniem. Mimo to ryzykują.
- Wszyscy z niego korzystamy, żeby nie nadkładać prawie sześciu kilometrów drogi objazdem i szybciej dotrzeć do pracy i szkoły w Limanowej - przyznaje Maria Wróbel. Ludzie domagają się nowego mostu. Ślą petycje do urzędów i grożą blokowaniem drogi. Ale lokalnego samorządu nie stać na nowy most, a wojewoda nie zamierza go sfinansować.
Boją się, ale przechodzą...
Most zniszczyła wezbrana rzekę podczas powodzi w 2014 roku. Od tego czasu wyznaczono dwa objazdy do Łososiny Dolnej.
Jerzy Jaros z Łososiny Górnej uważa, że opieszałość urzędników mogła kosztować ludzkie życie. - Pierwszego stycznia zmarł człowiek, do którego nie dojechało pogotowie. GPS doprowadził karetkę do wyłączonego z użytkowania mostu, potem kierowca musiał szukać objazdu. Gdyby nie te stracone minuty, może ten człowiek by przeżył - mówi wzburzony.
Sołtys Łososiny Karol Golonka przekonuje, że ludzie mają dość czekania. Objazdy przez drogę wojewódzką wydłużają im drogę do Limanowej o sześć kilometrów. To godzina na piechotę. - Do pracy w Limanowej muszę dojść z Łososiny na nogach, przechodzę więc przez ten uszkodzony most, żeby zdążyć - dodaje Bernadetta Musiał.
Eksperci bez uprawnień?
Most służy mieszkańcom wsi, ale leży w granicach administracyjnych miasta, więc ludzie z Łososiny Górnej domagają się działań od burmistrza Limanowej Władysława Biedy.
- Ale samorządu nie stać na udźwignięcie takiego ciężaru finansowego. Tego mostu nie da się wyremontować, trzeba zbudować nowy - mówi sołtys.
Budowa ma kosztować ponad 2 mln zł. Burmistrz liczył na środki z programu powodziowego prowadzonego przez wojewodę. A ten wysłał na miejsce swoich ekspertów.
- Przyjechali wtedy ludzie kompletnie nieprzygotowani. Popełniono głupotę za czasów poprzedniego wojewody Jerzego Millera i teraz nowy wojewoda tej głupoty broni! - oburza się Władysław Bieda.
Zdaniem ekspertów wojewody, samorząd Limanowej chce bezpodstawnie wyciągnąć pieniądze na remont, bo most nie zawalił się przez powódź, ale w wyniku błędów konstrukcyjnych. A więc za remont ma zapłacić gmina. - Zwróciłem się do wojewody z pytaniem o kwalifikacje osób wydających opinię w tej sprawie. Okazało się, że nie miały uprawnień. To kuriozalna sytuacja! - twierdzi burmistrz.
Wojewoda Małopolski Józef Pilch podkreśla, że remont mostu to zadanie gminy i wzywa burmistrza na rozmowę.
- Burmistrz powinien przystąpić do działania i pokazać, że jest dobrym gospodarzem. Tymczasem widzimy z jego strony przede wszystkim uprawianie polityki przy wykorzystaniu mediów - podkreśla Józef Pilch. Zaznacza, że samorząd nie skorzystał z wielu innych możliwości starania się o środki na budowę przeprawy, tylko upiera się przy funduszu powodziowym.
Limanowa zamierza teraz powołać biegłego sądowego, który ustali rzeczywiste powody zniszczenia. Na razie za każde przejście przez uszkodzony most grozi mieszkańcom mandat w wysokości 50 zł.