Moskal w Pogoni: fajne momenty i brak stabilizacji
Ten sezon to była kadencja niedosytu, o którym trener Kazimierz Moskal często mówił.
Moskal na stanowisku szkoleniowca Portowców zastąpił Czesława Michniewicza. Trenera, który budził skrajne emocje. Brylował w mediach, lubił polemiki i rozgłos. Część kibiców sobie zjednał, a część zraził, ale nie słyszał z trybun, że ma - mówiąc delikatnie - wynosić się ze Szczecina.
Kazimierz Moskal dostał porcję wyzwisk już w przerwie trzeciego meczu sezonu ze Śląskiem Wrocław. Co wtedy pomyślał? Nie wiadomo, bo nie wracał do incydentu. Moskal to bowiem inna osobowość niż Michniewicz. Pod tym względem charakteru można go porównać na przykład do Artura Skowronka (podobnie było ze średnią zdobywanych punktów). Nie robił wokół siebie zamieszania. Nie przesiadywał z dziennikarzami i rozprawiał o swoich sukcesikach po konferencjach prasowych. Rozmów nie unikał, ale trzymał język za zębami. Miało to swoje plusy, bo nie rzucał słów pod publikę i nie szukał tanich wymówek, ale z drugiej strony bawił się w chowanego. Zataił np. wyjazd Rafała Murawskiego na operację w końcówce jesieni 2016 czy sparing z Błękitnymi Stargard przed rozpoczęciem wiosny.
Irytowały go porażki i Michał Probierz (opiekun Jagiellonii), z którym starł się przy linii bocznej w Białymstoku. Potrafił obsztorcować drużynę po złym meczu, ale następnego dnia wracał do dyplomacji. Mięsem rzucał co najwyżej w szatni. Miał prawo oczekiwać wzmocnień, ale zamiast publicznie narzekać, zakasał rękawy i pracował z obecnymi w kadrze piłkarzami. Oni mieli przemawiać wynikami, a także - a może przede wszystkim - stylem gry.
Cała naprzód
Priorytetowym zadaniem dla Moskala było stworzenie Pogoni atakującej.
- Chcemy widzieć drużynę, która będzie się podobać kibicom. Zagra ładnie, a na dodatek skutecznie. Tak to sobie wyobrażamy i trener Moskal pokazał już w swojej karierze, że preferuje taki futbol - podkreślał prezes klubu Jarosław Mroczek podczas oficjalnej prezentacji Moskala.
Po roku w Szczecinie trener ocenia, że zadanie wykonał. Potwierdzają to piłkarze i liczba „8”. O tyle goli więcej zdobyła drużyna Moskala niż Michniewicza w poprzednim sezonie, ale i w tym względzie pozostaje niedosyt. Pogoń wystrzeliwała bowiem amunicję w pojedynczych meczach i nie szła za ciosem. W jej ofensywie brakowało regularności, a w zespole równowagi. Portowcy więcej bramek tracili niż strzelali.
Pierwszą kanonadą Portowców była wygrana 5:0 z Termaliką. Moskal utarł wtedy nosa Michniewiczowi, który prowadził niecieczan.
Raz na wozie, częściej pod wozem
Po zdemolowaniu Termaliki szczecinianie pokonali jeszcze 4:1 Jagiellonię Białystok i 6:2 Wisłę Kraków. Takimi wynikami, w połączeniu z awansem do półfinału Pucharu Polski, trener zapewnił sobie spokój w okresie przygotowań. Miał w tym czasie udoskonalić pomysł na Pogoń.
Niestety, drużyna z reguły zawodziła w rundzie wiosennej i tak samo było pod wodzą Moskala. Tempo punktowania spadło i okazało się, że wysokie wygrane Pogoni za kadencji krakowianina to święta, na które trzeba czekać coraz dłużej.
Moskal bywał więc nazywany piromanem, który wznieca w klubie pożary, a później je spektakularnie gasi. Nierówna forma nie pozwoliła na odniesienie sukcesu. Pogoń awansowała do grupy mistrzowskiej w Lotto Ekstraklasie, w której zajęła 7. miejsce. Niższe niż rok temu i ze stratą 17 punktów do podium. - To był nierówny sezon. Były w nim fajne momenty, ale też dłuższe okresy, w których nam całkowicie nie szło. Zabrakło stabilizacji. Po dużych wahaniach, jakie mieliśmy, nasza lokata jest dobrym odzwierciedleniem formy - ocenia Mateusz Matras, pomocnik Pogoni.
Emocji i nadziei było mniej także ze względu na sytuację w Lotto Ekstraklasie. Rok temu kibice apelowali do piłkarzy, by walczyli o mistrzostwo i nie było to tylko myślenie życzeniowe. W tym sezonie czołówka uciekła daleko i pozostało liczyć na sukces w PP.
Poznań miejscem klęski
Granatowo-bordowi awansowali w pucharze do półfinału. Pech chciał, że wylosowali w nim Lecha Poznań w kosmicznej formie. O tym dwumeczu mówiono przez cały okres przygotowań, tymczasem z piłkarzy zeszło powietrze, zanim wyszli na boisko. Moskal nie przyszykował dobrego planu na starcie, nie wyzwolił w podopiecznych mobilizacji.
Porażka 0:3 w Poznaniu była klęską szkoleniowca. Po niej rewanż nie miał znaczenia. Moskal nie wykorzystał szansy, żeby zapisać się w historii Pogoni.
Klub zakończył sezon bez trofeum i awansu do europejskich pucharów. Z małą zazdrością może patrzeć na Arkę Gdynia, bo choć w przeciwieństwie do beniaminka awansował do grupy mistrzowskiej, to jednak statystowanie w niej jest dla kibiców Pogoni nie stabilizacją, a stagnacją.
Ponadto Moskal nie wypromował żadnego nowego wychowanka akademii, a młodzi szczecinianie nie robili pod jego okiem postępu. Złe decyzje personalne i reakcje na wydarzenia boiskowe dopełniają listę zarzutów.
- Nie był to łatwy sezon. Były w nim lepsze i gorsze mecze. Przyjeżdżając do Szczecina wiedziałem, jakie są oczekiwania. Poprzeczka była wysoko. Nie udało się zająć lepszego miejsca w lidze. W Pucharze Polski doszliśmy do półfinału, ale liczyliśmy na więcej - puentuje Kazimierz Moskal.
Od nowego sezonu Moskala (sam zrezygnował) zastąpi Maciej Skorża. Może będzie pierwszym od od dawna trenerem w klubie, który będzie obecny na dwóch wigiliach z rzędu.