Mordowanie a polityka [kanapa polityczna]
Prof. Roman Bäcker i Adam Willma dyskutują o sytuacji politycznej w kraju i na świecie.
Potomkowie plemion Herero i Nana domagają się od Niemiec odszkodowania za ludobójstwo, do którego doszło 110 lat temu w Afryce Południowo-Zachodniej. Przygotowali nawet pozew do Międzynarodowego Trybunału Arbitrażowego w Hadze.
Cynik odpowiedziałby, że najlepsze interesy robi się na krzywdzie własnych przodków. Sprawa Herero i Hotentotów (bo tak nazywali ich Niemcy) jest dość skomplikowana. Pierwszymi ofiarami były rodziny niemieckich kolonizatorów. To dla ich ochrony sprowadzone zostało wojsko i ruszyła operacja militarna. W ramach tej akcji przywódcy plemienni wyprowadzili swoje ludy na pustynię, gdzie - odcięta przez Niemców od dostaw wody, większość zginęła. Po stronie niemieckiej pojawia się argument, że przyczyną śmierci 80 proc. członków plemienia była zła decyzja ich przywódców, a nie bezpośrednie działania pruskiej armii. Niemcy podkreślają również, że dzisiejsza Namibia już wcześniej otrzymała ogromne wsparcie finansowe z Niemiec.
Czym właściwie różni się masowa zbrodnia od ludobójstwa?
Ludobójstwo jest to celowe wyniszczanie danego narodu, natomiast zbrodnia masowa takiej intencji nie posiada. Tak więc o nazwie decyduje nie skutek, ale zamiar. Często zatem tak się zdarza, iż zbrodnia masowa dotyczy większej liczby ofiar niż nawet długotrwała akcja ludobójstwa.
Szacuje się, że zbrodnie masowe popełnione przez komunistów pochłonęły od 75 do 100 milionów ludzi. Nazistowski Holocaust był o wiele skromniejszy.
Ale co można zyskać przez takie nazwanie zbrodni?
Ludobójstwo jest ścigane bez przedawnienia. Ten, kto popełnia tak straszliwy czyn, sam się wyklucza z międzynarodowej społeczności. Ofiara zaś ma ogromne szanse nie tylko na łaskawe traktowanie przez światową opinię publiczną, ale jeszcze może ze względu na taką przeszłość budować silnie jednoczącą tradycję narodową. Musimy się razem trzymać, bo przecież chciano nas całkowicie zniszczyć. Nie wspomnę o szansie na ogromne odszkodowania, bo nie da się ukryć, że bywa to czynnik podtrzymujący pamięć.
Gdyby Niemcy tę sprawę przegrały, mielibyśmy ciekawy precedens.
Będzie to bardzo trudne. Nie dosyć, że trudno będzie udowodnić intencję, to jeszcze nie sposób mówić w przypadku tych plemion o narodzie. Natomiast przegranie przez Niemców tej sprawy oznaczałoby otwarcie puszki Pandory. Od tysiącleci poszczególne plemiona mordują się nawzajem. W takim przypadku oskarżać o ludobójstwo można wszystkie narody, no i ofiarami też są wszyscy. Jeśli nawet ograniczymy się do okresu ostatnich dwustu lat, to i tak ta puszka z nienawiścią i pretensjami nie będzie o wiele mniejsza.
Zapewne z niepokojem przyglądają się temu procesowi Belgowie. Mają sporo na sumieniu.
Nie tylko oni kolonizowali tzw. dzikie ludy w XIX wieku. Niewątpliwie jednak Belgowie byli tymi, którzy mieli stosunkowo mało skrupułów. Szacuje się, że za rządów króla Leopolda II w Kongo zginęło około 10 milionów ludzi. Ale przecież to samo można powiedzieć o mordowaniu tasmańskich Aborygenów przez Anglików czy o wyniszczaniu plemion indiańskich przez amerykańskich osadników. Takich przykładów jest zresztą o wiele więcej.
Niedawno walkę o swoją interpretację historii wygrali Ormianie. Niemiecki Bundestag uznał działania Turcji wobec Ormian przed wiekiem za ludobójstwo. Trudno sobie wyobrazić tureckie odszkodowania dla Armenii.
Niemcy się powstrzymywali przez lata tylko dlatego, że Turcja była traktowana jak wierny sojusznik chcący stać się częścią europejskiej wspólnoty. Dzisiaj za czasów Erdogana takich złudzeń już nikt nie ma. Tym samym znika marchewka, pojawia się kij. Ani kij, ani marchewka nie spowodują, że Turcy zaczną przepraszać słabiutkich Ormian. A o odszkodowaniach nie mają ci ostatni co marzyć.
Tam gdzie nie ma interesu, nie ma nie tylko przeprosin, ale i zwykłych uprzejmości.
Jeszcze trudniej byłoby o odszkodowania za Wołyń. Sprawa ludobójstwa na Wołyniu przykryła ludobójstwo komunistyczne i nazistowskie.
Jeśli zastosujemy klasyczne nazwy, to straszliwy Wołyń był czystką etniczną polegającą na mordowaniu wszystkich znajdujących się tam Polaków. Powojenna Akcja Wisła miała z kolei charakter wysiedleńczej czystki etnicznej. Warto też dokładnie, aż do bólu, przy udziale historyków z obu stron, wyjaśnić to, co się działo na Chełmszczyźnie jeszcze przed Wołyniem. A potem dobrze byłoby, już bez wzajemnej nienawiści, powiedzieć sobie po raz kolejny - pamiętamy, ale przebaczamy i prosimy o przebaczenie.