Mord i wybuch na Dębcu: Rok po tragedii nadal nie wiadomo czy podejrzany Tomasz J. stanie przed sądem
W poniedziałek, 4 marca 2019, mija rok od morderstwa i tragicznego wybuchu gazu na poznańskim Dębcu. Nadal nie wiadomo czy Tomasz J., jedyny podejrzany w sprawie, stanie przed sądem. Nieznana jest opinia psychiatrów na temat jego poczytalności.
Ta tragedia wstrząsnęła Poznaniem – przed rokiem, w niedzielny poranek, mieszkańców Dębca obudził potężny huk. Zawaliła się kamienica. Jak się okazało, doszło do wybuchu gazu. Dzień później w gruzach znaleziono rozczłonkowane zwłoki Beaty J. Śledczy przyjęli hipotezę, że za tragedią stoi czyjeś celowe działanie.
Czytaj więcej: Mord i wybuch na Dębcu: zazdrość o żonę motywem zbrodni?
Domniemany sprawca, czyli Tomasz J., przeżył tragedię i z ciężkimi obrażaniami ciała trafił do poznańskiego szpitala. Gdy jego stan się polepszył, usłyszał zarzuty zamordowania żony Beaty oraz doprowadzenia do wybuchu gazu, wskutek czego zginęły kolejne cztery osoby.
Obecnie, rok po zdarzeniu, Tomasz J. nadal przebywa w areszcie. Ale nie wiadomo czy do sądu trafi akt oskarżenia. Biegli psychiatrzy z Krakowa jeszcze nie przebadali podejrzanego. A tym samym nie wypowiedzieli się czy był poczytalny w chwili popełnienia zarzucanych czynów.
Jeśli nie był poczytalny, wtedy śledztwo zostanie umorzone. Nie oznaczałoby to jednak uwolnienia Tomasza J. Zapewne w takim przypadku zostanie skierowany do zamkniętego zakładu psychiatrycznego. Opinia krakowskich psychiatrów ma być znana w najbliższych tygodniach. Zlecono ją, ponieważ pierwsze, jednorazowe badanie psychiatryczne, nie przesądziło o poczytalności podejrzanego.
Czytaj też: Mord i wybuch na Dębcu: syn skłóconych małżonków trafił pod opiekę siostry zamordowanej
Tomasz J. nie przyznaje się do winy. Podczas przesłuchań nie chce niczego wyjaśniać. Śledczy uważają, że do zbrodni popchnęła go nienawiść do żony. Kilka miesięcy przed tragedią powiedziała mu, że chce rozwodu. Kazała wyprowadzić się z mieszkania na poznańskim Dębcu. Ponadto nawiązała bliższy kontakt z dawnym znajomym, do którego miała wylecieć 4 marca ubiegłego roku. Ale na lotnisko, na samolot do Anglii, już nie dojechała.
Tomasz J. miał przyjść do kamienicy w sobotni wieczór 3 marca ub. roku. Około północy miał zabić żonę, z którą był w konflikcie.
Śledczy zarzucili mu również, że później, przez kilka godzin, brutalnie okaleczał ciało Beaty. W niedzielny poranek, gdy Beata nie żyła, do drzwi mieszkania pukała i dzwoniła jej niczego nieświadoma koleżanka. Przyszła razem z mężem, by przed pracą wyprowadzić psy Beaty. Zgodnie z planem, miała być w podróży do Anglii. Po chwili doszło do eksplozji gazu. Zdaniem śledczych, Tomasz J. celowo uszkodził instalację przy kuchence gazowej w kuchni. Nie wiadomo, co doprowadziło do zapłonu.
Wskutek eksplozji zginęły cztery kolejne osoby, w tym znajoma zamordowanej Beaty, która miała wyjść z jej psami na spacer.
Na późniejszym etapie śledztwa poznańska Prokuratura Okręgowa postawiła Tomaszowi J. zarzut usiłowania zabójstwa 34 osób. Przebywały w kamienicy w chwili eksplozji, udało im się przeżyć.
Mężczyzna usłyszał również zarzuty za spowodowanie wypadku drogowego z udziałem syna. Doszło do niego 1 stycznia ubiegłego roku, dwa miesiące przed zbrodnią na Dębcu. Beata miała zarzucać mężowi, że celowo spowodował wypadek z udziałem ich syna. Ale śledczy nie znaleźli dowodów, że to zdarzenie było zaplanowane.