Monika nie zdążyła nacieszyć się ślubem, a spotkał ją straszny wypadek. Teraz uczy się żyć bez nogi [14.12.20]

Czytaj dalej
Fot. Archiwum rodzinne
Maria Mazurek

Monika nie zdążyła nacieszyć się ślubem, a spotkał ją straszny wypadek. Teraz uczy się żyć bez nogi [14.12.20]

Maria Mazurek

Czasem w życiu przychodzi chwila, która zmienia wszystko. Otrzeźwia. Uzmysławia, jak błahe były problemy, z którymi mierzyliśmy się do tej pory. Monika Durak i jej ukochany, Daniel, od marca stresowali się swoim wrześniowym ślubem. Odwoływać, nie odwoływać? Urządzać przyjęcie, czy sam ślub? Ostatecznie się pobrali. Nie minęły dwa miesiące, a Monika pod własnym domem uległa strasznemu wypadkowi. Tir zmiażdżył jej stopę, nogę trzeba było amputować. Przed kobietą długa i kosztowna rehabilitacja. Ale żyje. Jest. I może to życie docenia teraz bardziej.

Mówi się, że zwierzęta mają szósty zmysł. Wiedzą, jak dzieje się coś złego. Czują więcej.

Wnosząc po Dropsiku, ukochanym kundelku Moniki i Daniela - coś musi w tym być. Piesek, w momencie wypadku Moniki, niemiłosiernie wył. Potem, gdy 28-latka z Niegowici pod Gdowem przez trzy tygodnie leżała w szpitalu, jakby jakiś czort w niego wstąpił. Był niespokojny, nadpobudliwy, jak nie on.

Czekał.

Wtedy

To było dokładnie 17 listopada, minutę po godzinie 15. Daniel był w pracy, pojechał do hurtowni na drugą zmianę, na 14. Monika Durak szła do bratowej, miały razem pojechać na zakupy.

Bratowa mieszka po drugiej stronie drogi. To była jedna ulica do przejścia, kilkadziesiąt metrów. Dosłownie dwie minuty.

To, co stało się dokładnie, będą ustalać prokuratorzy. Zresztą, co to zmieni - rozstrząsanie, szukanie winnych. Stało się: stopa Moniki znalazła się pod tirem. Całkowicie zmiażdżona.

Pierwszej pomocy Monice udzielał jej własny tata, bo - siłą rzeczy - znalazł się na miejscu wypadku wcześniej niż służby. Żadnemu ojcu nie życzą takiego doświadczenia. Najgorsza chwila w życiu.

Potem już przyleciał śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Monikę zabrano do Krakowa, do Szpitala Uniwersyteckiego.

Trafiła w ręce najlepszych lekarzy. Po prostu tej nogi nie dało się uratować. Monika przeszła amputację.

Wcześniej

Gdy ma się 28 lat i właśnie wychodzi za mąż za ukochanego człowieka, ma się głowę pełną planów i marzeń.

Monika w tych marzeniach widziała siebie otoczoną dziećmi i psami. Kocha jedne i drugie. Pracuje w przedszkolu, zajmuje się brzdącami, pomagając przedszkolankom. Spełnia się w tym. Kocha to. Zawsze była też wrażliwa na los zwierząt, szczególnie psów. Nie tylko swojego Dropsika, którego kocha jak członka rodziny, ale też innych, obcych.

Zdecydowali z Danielem, że poproszą swoich weselnych gości, żeby zamiast kwiatów czy wina, przynieśli w prezencie karmę dla psów.

Już po uroczystości zawieźli to karmy do schroniska. Cieszyli się, że mogą zrobić coś dobrego. Tacy są: troszczą się o innych. Rodzinni, ciepli, dobrzy ludzie. Zawsze można na nich liczyć.

Z samym ślubem, przez pandemię, było sporo zamieszania. Ciągle zmieniające się regulacje, strach gości. Wahali się z Danielem: przekładać, zostawiać termin wrześniowy? Ślub z przyjęciem, czy bez?

Ostatecznie zdecydowali się pobrać mimo pandemii. Stało się to dokładnie 19 września.

Swoim szczęściem cieszyli się niespełna dwa miesiące.

Teraz

Najgorszy jest chyba ból fantomowy. Neurolodzy przyznają, że nie można porównać go z żadnym innym. Ból czegoś, czego już nie ma. Przeszywający. Odbierający mowę. Okrutny.

Monice, gdy go czuje, zmienia się wyraz twarzy.

Trudno zmierzyć się też z rehabilitacją. Monika na nowo musi nauczyć się poruszać, funkcjonować bez nogi.

A w rehabilitacji nie ma spektakularnych, szybkich efektów. Jest mozolna, trudna praca, każdego dnia. I ogromne koszty. Psychiczne i finansowe.

Monika wyszła ze szpitala tydzień temu, weekend spędziła z najbliższymi (stęskniona, bo w dobie pandemii nie ma w szpitalach odwiedzin), a zaraz potem pojechała do prywatnego ośrodka rehabilitacji w Krakowie. Tam pracuje z fizjoterapeutami, lekarzami, ma pomoc psychologiczną i pielęgniarską. To wszystko konieczne, żeby wróciła do zdrowia i względnej sprawności.

Miesiąc w takim ośrodku kosztuje kilkanaście tysięcy złotych.

Później

Justyna Durak, szwagierka Moniki, uruchomiła zbiórkę pieniędzy i załatwiła opiekę fundacji, by pomóc Monice. Rodziny zwyczajnie nie stać na rehabilitację kobiety.

I dochodzi jeszcze koszt protezy nogi. Taka, którą chcieliby kupić dla Moniki, kosztuje 45 tysięcy złotych. Piekielnie dużo, ale chodzi o to, żeby wyglądała jak prawdziwa noga kobiety. Żeby Monika mogła poruszać się w niej naturalnie, w miarę swobodnie.

Nie ma co ukrywać: dla młodej, atrakcyjnej kobiety utrata sprawności jest niewyobrażalną traumą i wielkim wyzwaniem. Również dlatego, że trzeba nagle przedefiniować siebie jako kobietę. Zaakceptować swoje nowe ciało, z jego ograniczeniami. To z początku ma prawo przerażać.

Ale nawet w takich sytuacjach najważniejsze to zachować optymizm. Bo Monika, tak naprawdę - mówi jej szwagierka - ma szczęście, że w ogóle żyje. I już samo to jest cudem.

A skoro żyje, nie może się poddawać. I nie zamierza. Chce o siebie walczyć. Walczyć będą też jej bliscy.

***

Monice można pomóc, wpłacając datki - nawet te z pozoru drobne, po kilka złotych - na konto fundacji Moc Pomocy (rachunek w PKO nr 16 1020 5226 0000 6602 0635 0765 z dopiskiem Monika Durak) lub przez portal Sie Pomaga, adres: www.siepomaga.pl/monika-durak

Maria Mazurek

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.