Molo z sierotami [komentarz]
Już mnie to nawet nie wkurza, już się przyzwyczaiłem, że niemal każda sprawa w Polsce ma swój polityczny kontekst. Jesteś wierzący - znaczy żeś PiS-owski oszołom, jesteś za wprowadzeniem euro - PO-wski z ciebie złodziej. Dlatego sam już coraz częściej łapię się na tym, że nie wiem, kim jestem. Cóż, trzeba z tym jakoś żyć.
A teraz znowu sprawa 10 sierot z Aleppo. Chwyciło za serce, prawda? Najtwardszego oenerowca zawstydzi. Bo jakże trzeba być wypatroszonym z emocji, żeby nie zapłakać nad losem sierot, które przez małoduszność nie znajdą spokojnego domu przy molu?
I na to wszystko odzywa się głos Janiny Ochojskiej, cudownie wyrwany z polskiego kontekstu. To głos rozsądku, którym mówi wielu pozarządowych ekspertów, ale którzy nie mogą przebić się przez polityczny zgiełk. Przyjmowanie sierot z Aleppo nie ma sensu, bo pomysł taki świadczy o nieznajomości kultury islamskiej, w której sieroty przygarniane są zawsze przez dalsze lub bliższe rodziny. Co oczywiście nie znaczy, że nie należy okazać szczodrości i miłosierdzia ludziom poszkodowanym przez wojnę.
Gdyby pan prezydent Sopotu chciał, mogę podać kontakty i namiary telefoniczne organizacji, które robią to realnie i bez medialnego zgiełku. Coś mi się jednak wydaje, że pan Karnowski nie tyle wzruszył się losem sierot, co wyobraził sobie, że naruszy fotografiami dzieci fundamenty rządu. Jeśli prezydent Sopotu chciałby wesprzeć autentyczną ludzką nędzę, proponuję zacząć od cygańskich wiosek w południowej Ukrainie.
Trafił swój na swego - bez-myślny gest zderzył się z bezmyślną polityką migracyjną rządu. A w zasadzie jej brakiem. Uwikłanie polityczne tematu imigracji sprawiło, że temat niemal zniknął z publicznej debaty. A jest o czym rozmawiać. Choćby o tym, że imigranci z Ukrainy, których tak bardzo rząd lubi umieszczać na wykresach i w słupkach, są pozbawieni wsparcia w nauce języka.