Moje Kresy. Buczaccy strażnicy pamięci. Grzegorz Grycan, Marcin Ostrowski, Helena Szymacha,
Buczacz – małe miasteczko, a wywodzi się stamtąd tak barwna paleta osobowości. Od trzech tygodni w tym cyklu kresowym przypominam tamtejsze postacie. Lista jest daleka od wyczerpania, ale trudno pominąć jeszcze tych kilka nazwisk, które tak mocno obecne są w dzisiejszej polskiej rzeczywistości.
Grycanowie – lody od pokoleń
Do dziś zachował się na cmentarzu w Buczaczu grobowiec z wyrytym w piaskowcu napisem: „Tu spoczywa z Bogiem nasz najukochańszy syn i ojciec Grzegorz Grycan (1867-1931)”. Jest to nagrobek właściciela słynnej lodziarni w Buczaczu, gdzie produkowano lody, które dzięki swemu smakowi trafiły do legendy polskiej sztuki cukierniczej, tak jak pączki od Bliklego w Warszawie, czekoladki Zalewskiego z cukierni przy ulicy Akademickiej we Lwowie czy słynne kremówki z Wadowic.
Któż dziś w Polsce nie zna lodów firmy Grycan. A wszystko się zaczęło przed stu laty w Buczaczu od Grzegorza Grycana. Po jego śmierci w 1931 roku buczacką lodziarnię przejął jego syn – Józef Grycan.
W 1946 roku cała rodzina Grycanów, z dziewięcioletnią Łucją (później Mielnikiewicz) i sześcioletnim Zbigniewem, repatriowała się z Buczacza do Wrocławia. Zamieszkali w kamienicy przy placu Grunwaldzkim. Tam powstała pierwsza po wojnie lodziarnia sygnowana tym nazwiskiem. Na szyldzie widniał napis: „Weronika i Józef Grycan – lody Miś”. „Pamiętam tamte lody – wspomina Zbigniew Grycan – kakaowe, waniliowe, kawowe, latem poziomkowe, truskawkowe, cytrynowe. Były też lody Pingwin, prawdopodobnie pierwsze w Polsce lody na patyku. Każdego roku od maja uliczni sprzedawcy roznosili je w drewnianych skrzynkach obitych blachą i izolowanych trocinami lub w wózkach, które toczyli przed sobą”.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień