Moja ulubiona figura to hetman [infografika]
Toruńska gimnazjalistka, Alicja Śliwicka, ma 15 lat i na koncie niemal wszystko, co może zdobyć szachista w jej wieku. Gdyby uprawiała inny sport, nie mogłaby się opędzić od kibiców. Jednak moda na szachy powraca.
Jakie to uczucie, gdy piętnastolatka ma już swoją notę w Wikipedii? Alicja (z uśmiechem): - W sumie już nie pamiętam, bo mam ją od 10 roku życia.
Barbara Śliwicka, mama Ali uważa, że wszystko zaczęło się od warcabów.
- Kiedyś poszłam z synem na zawody warcabowe. Ala miała trzy lata. Żeby nie siedziała cały czas bezczynnie, pozwoliliśmy jej grać. Prawie wszystkie partie wówczas przegrała, ale zremisowała z 15-letnim chłopakiem. Bardzo jej się to spodobało.
Wtedy całe życie rodzinne kręciło się jeszcze wokół Damiana, starszego brata Ali.
- Damian miał 4 lata, gdy nauczyliśmy go grać w szachy - wspomina Tomasz Śliwicki, tata Alicji. - Mieliśmy bardzo mało czasu, pracowaliśmy często popołudniami, nieraz do późna w nocy. Rozejrzeliśmy się więc za klubem szachowym dla niego. Dla nas to było fajne, bo jeśli i tak musieliśmy jeździć z jednym dzieckiem, to można było wziąć i drugie.
- Zazdrościłam Damianowi tych wszystkich pucharów - przyznaje Ala.
- Kto wie, gdyby Damian zajmował się tańcem, to może Alicja dziś by tańczyła - zastanawia się pan Tomasz. - Ale grał w szachy, więc też chciała grać.
Paweł Pawłowski, nauczyciel i sędzia szachowy od ćwierćwiecza wyławia talenty wśród dzieci z toruńskich przedszkoli. Na Alicję zwrócił uwagę przypadkowo.
- Jeździłem do państwa Śliwickich szkolić Damiana, znakomitego szachistę. Alicja bardzo chciała posłuchać o czym rozmawiamy. To był sygnał. Starała się słuchać i zapamiętywać jak najwięcej. Była absolutnie skoncentrowana na tym, o czym mówiłem Damianowi. To rzadkie u tak małych dzieci.
W przedszkolu „Słoneczko” dziewczynki szybko odpuściły sobie grę z Alicją, bo wiedziały, że nie mają szansę na wygraną, część chłopców również wolała nie ponosić ryzyka prestiżowej porażki. Inni podchodzili do sprawy ambicjonalnie - próbowali do skutku mierzyć się z Alą, ale dziewczynka za bardzo odstawała od grupy.
- Czasy, kiedy 12-letni młodzieniec nauczył się grać w szachy, odeszły bezpowrotnie - podkreśla Paweł Pawłowski. -Dziś trzeba rozpoczynać w wieku przedszkolnym. Było pewne, że Ala jest uzdolniona w tym kierunku, ale talent to nie wszystko, cała reszta zależała od jej wytrzymałości. Zwłaszcza z dzieckiem do 10. roku życia scenariusze mogą ułożyć się rozmaicie. Często mamy wręcz do czynienia z amplitudą dobrych i złych wyników. Po 10 roku mamy już dość wyraźny obraz. Kluczem do sukcesu jest samozaparcie, jeśli dziecko nie weźmie się samodzielnie za pracę - raczej wielkim mistrzem nie zostanie. Ala miała jednak niezwykłą wytrwałość w dążeniu do celu.
Dom Śliwickich stoi na granicy pomiędzy Toruniem a Grębocinem. Z okiem widać już tylko łąkę i drzewa nad strumieniem. Niby miasto, a krajobraz sielski, jak na wsi. Idealne miejsce do skupienia. Sukcesy kolejnych dzieci sprawiły, że Śliwiccy musieli dostosować życie rodzinne do szachów. Zdecydowali, że rodzinną firmę (tłumaczenia) będą prowadzili w domu. Tomasz Śliwicki: - Biorąc pod uwagę częste wyjazdy dzieci, gdybyśmy pracowali poza domem, rzadko byśmy się widywali. A to, że możemy wspólnie spędzać czas - jest dla nas bardzo ważne.
Toruńskie gimnazjum nr 11 umożliwiło Ali indywidualny tok nauki. Ala rzadko bywa w szkole, co jakiś czas zalicza kolejne partie materiału.
- Na szczęście szachy uczą samodzielności i planowania - mówi Barbara Śliwicka - Gdy Alicja miała 10 lat, zaczęła wyjeżdżać na mistrzostwa Europy tylko pod opieką kierownika ekipy czy znajomych.
- Najważniejsze, żeby Ale była teraz mądrze prowadzona. Niezwykle ważna jest umiejętność znoszenia porażek - uważa Paweł Pawłowski, który przekazał toruński diament w dobre ręce. Trenerem Ali był ukraiński arcymistrz Ołeksandr Kaczur, a teraz - trener kadry Polski Marek Matlak.
- To ambitna i bardzo waleczna dziewczyna - podkreśla Marek Matlak. - Ala ma 15 lat i musi celować wysoko. W perspektywie kilku lat powinna znaleźć się w kadrze narodowej seniorów. Na pewno jest materiałem na arcymistrzynię. Do tego potrzeba pracy, ale i odrobinę szczęścia oraz sporo pieniędzy, bo te międzynarodowe wyjazdy są bardzo drogie.
Damian, gdy został Mistrzem Polski w szachach błyskawicznych, nie otrzymał żadnego stypendium.
Ala dostaje 250 zł miesięcznie. To kwota, która nie wystarcza na opłacenie jednego dnia pracy z trenerem. O tym, jak kosztowne jest życie szachisty, najlepiej wie Tomasz Śliwicki:
- Niektórym wydaje się, że szachownica za 50 złotych to cały wydatek w tym sporcie. Tymczasem szachy i zegar to najmniejsze z nich. Znacznie bardziej kosztowna jest literatura, programy szachowe, na które co roku trzeba odnawiać licencje, zegar, szachownica internetowa... No i oczywiście wyjazdy. Gdybym miał samemu opłacić wszystkie zawody, w których Alicja bierze udział, musiałbym mieć około 100 000 złotych.
Tymczasem w Polsce rozmowy szachistów ze sponsorami to nadal droga przez mękę. - Znajomy usłyszał od jednego z decydentów, że pieniędzy na szachy nie będzie, podobnie jak na grę w chińczyka - irytuje się Paweł Pawłowski. - Cóż, chińczyk jest dobra zabawą, ale jedynie grą losową. Kolega załamał się, otworzył własną działalność w innej branży. Szkoda, bo są nawet zalecenia unijne, żeby wprowadzać szachy do szkół.
Na szczęście Alicja znalazła mecenasów. Jej wyjazdy sponsorują klub Rotary, Opatrunki i Krajowa Spółka Cukrownicza.
Może dlatego, że od pewnego czasu zainteresowanie grą rośnie: - Rodzice widzą, że komputerowe strzelanki niekoniecznie rozwijają - przypuszcza Tomasz Śliwicki. - Tymczasem szachy uaktywniają całe obszary mózgu. Nawet wśród ludzi starych widać różnicę pomiędzy mózgiem zwykłego człowieka i szachisty. Wystarczy pojechać do Chin czy Indii, żeby zrozumieć, jak popularna może być ta dyscyplina sportu. W Indiach za uzys kanie przez podopiecznego tytułu mistrza świata, trener dostaje honorarium warte tyle, co nowe mieszkanie.
Ala właśnie zdała kolejny egzamin w szkole. Teraz może odpocząć - przy szachach:
- Czas przy szachach leci bardzo szybko. Zanim się człowiek zorientuje, mija 5-godzinna partia - śmieje się Ala. - Innych pasji nie mam, szachy mi wystarczają.
No i pies.
Żeby go dostać, Ale przyjęła taktykę codziennego nękania rodziców, którzy nie chcieli się zgodzić. Jednak gdy przywiozła medal z mistrzostw, rodzice poddali tę partię.