Moją partią są Katowice. Rozmowa z prezydentem Marcinem Krupą
Póki jestem prezydentem miasta, będę stał na straży apolityczności naszego samorządu. Ta apolityczność daje gwarancję i swobodę dbania o rozwój - podkreśla Marcin Krupa, prezydent Katowic.
Katowice chcą konkurować z miastami w Europie i na świecie. Przyszłoroczny szczyt klimatyczny ONZ (3-14 grudnia) odbędzie się w Katowicach. Weźmie w nim udział ok. 18 tys. osób z 200 państw. Impreza odbędzie się w Międzynarodowym Centrum Kongresowym.
Robi się u nas światowo - będzie Szczyt Klimatyczny, Antydoping, może jedna z europejskich agencji. Kim pan teraz jest - prezydentem jednego miasta czy szefem dwumilionowej metropolii?
Zawsze będę przede wszystkim prezydentem Katowic, bo to mieszkańcy wybrali mnie, bym pełnił taką funkcję. Ale rzeczywiście, z racji zapisów ustawowych, przez pewien czas będę też pełnił funkcję szefa metropolii. Proces uruchomienia wszystkich mechanizmów funkcjonowania metropolii potrwa.
Może pan długo „posiedzieć na dwóch stołkach”, bo sam pan wie, jak to jest z dogadywaniem się w gronie 41 partnerów...
O nie, wszystko zgodnie z ustawą potrwa góra dwa miesiące, bo w tym czasie muszę zwołać zgromadzenie. Chciałbym, aby pierwsza sesja odbyła się pod koniec sierpnia.
I co potem? Jest pan zwolennikiem metropolii, nie ma pan ochoty na stałe jej szefować?
Cieszę się, że mogę czuć się trochę szefem metropolii, jednak największą satysfakcją jest dla mnie to, że jestem prezydentem Katowic. Od lat staram się tutaj zostawić serducho, stąd też moje starania o różne ważne wydarzenia dla miasta. A co do metropolii, to jestem jej zwolennikiem, bo widzę w niej szansę na wielki skok cywilizacyjny - dla Katowic i pozostałych 40 miejscowości. Gdy mieszkańcy pytają „co z tego wszystkiego będziemy mieć?”- to odpowiadam, że musimy uzbroić się w cierpliwość. Podkreślam to od początku rozmów o metropolii - to nie jest tak, że za kilka miesięcy zacznie spadać manna z nieba. Metropolia jest potrzebna, żeby przyciągnąć tu biznes, stworzyć nowe miejsca pracy, a więc poprawiać jakość życia mieszkańców, tym bardziej że trendy demograficzne to duże wyzwanie dla nas wszystkich.
No właśnie. Katowice się wyludniają. Jak pan chce zatrzymać mieszkańców?
Nasza strategia przyciągania nowych mieszkańców i zatrzymania obecnych oparta jest na trzech filarach. Po pierwsze, musimy zapewniać wysoką jakość życia. Po drugie, by przyciągać mieszkańców, musimy oferować atrakcyjne miejsca pracy, które zapewniają poczucie stabilizacji finansowej, będącej ważnym czynnikiem przy podejmowaniu decyzji o założeniu rodziny. Trzecim, kluczowym warunkiem, jest dobra oferta mieszkaniowa. Jako miasto mamy dobrą ofertę mieszkań komunalnych, powstają budynki w formule TBS, podpisaliśmy też dwa porozumienia na realizację ponad tysiąca lokali w ramach rządowego projektu Mieszkanie Plus.
Mieszkanie Plus to drugi sztandarowy, po 500 Plus, rządowy socjalny program. Nie każde miasto się na niego łapie...
To jest program dobry zarówno dla naszych mieszkańców, jak i świetne narzędzie pozwalające zachęcać osoby pracujące u nas, by również w Katowicach zamieszkały. Nieskorzystanie z tego programu byłoby zaprzepaszczeniem olbrzymiej szansy.
Ale są tacy, którzy mówią, że miasto ma Mieszkanie Plus, bo ma pan wejścia w rządzie...
Na pewno jestem człowiekiem, który potrafi współpracować ze wszystkimi, którzy dobrze życzą naszemu miastu i metropolii. Przecież metropolia to nie jest coś, co powstało, bo rząd miał taki kaprys. To było wydeptane, wynegocjowane, trochę może też wykrzyczane... Teraz się ziściło. To jest nasz wspólny sukces, w którym też mam swój skromny udział, bo zapewne nasze wizyty w Warszawie, wkład merytoryczny też miały pewne znaczenie. Pozyskaliśmy także w Katowicach 450 mln zł na przebudowę DK81 czy 150 mln zł na centra przesiadkowe. To gigantyczne pieniądze, których miasto samo by nie wysupłało. Jeśli współpraca przynosi profity dla miasta i mieszkańców, obowiązkiem odpowiedzialnego gospodarza jest ją kontynuować. Jestem prezydentem bezpartyjnym, a moją partią są Katowice. Kieruję się interesem miasta, a nie żadnej partii.
Zapowiedź kadencyjności pana nie martwi?
Nie ma zawodu „prezydent” i kiedyś prezydentem Katowic będzie ktoś inny - a ja bardzo się staram, żeby wtedy usłyszeć od mieszkańców „zrobił pan dobrą robotę”.
To porozmawiajmy o robocie. Czeka nas sporo inwestycji. Nie boi się pan paraliżu miasta?
Mamy doświadczenie przy budowie Strefy Kultury i rynku, więc wiemy, jak przez pewien czas korzystać z rozwiązań zastępczych. Ja też będę przykładał dużą wagę do tego, by kulminacyjne elementy inwestycji się na siebie nie nakładały, choć nie zawsze będzie to możliwie, bo jest ich wiele. Budowa trzech basenów, przebudowa DK81 w Giszowcu i na skrzyżowaniu Kościuszki i Armii Krajowej, budowa czterech centrów przesiadkowych, sal gimnastycznych dla szkół. Liczę, że mieszkańcy wykażą się zrozumieniem, gdyż być może mamy teraz ostatnią możliwość sięgnięcia po fundusze unijne w takiej skali. Grzechem byłoby nie skorzystać. Trzeba też mieć świadomość, że rozwój miasta nigdy się nie kończy, mieszkańcy mają nowe potrzeby.
W dzielnicach też, nie tylko w śródmieściu.
I słusznie, „Katowice piękne widokiem swoich dzielnic” - dlatego w nie inwestujemy. Trzy nowe baseny, realizacja programu Mieszkanie Plus w dzielnicach, setki inwestycji z budżetu obywatelskiego. To samo możemy powiedzieć o metropolii, bo to, jak będziemy odbierali nasze otoczenie, ma wpływ na wizerunek miasta, a ten wpływa na wizerunek metropolii. To działa w dwie strony. Metropolia nie będzie budowała kawałka chodnika w dzielnicy czy gminie, tylko wybuduje drogę łączącą miasta i ich dzielnice, gdy uznamy, że jest to ważne dla rozwoju.
Zdradzi pan, kto będzie szefem metropolii?
Cały czas na ten temat dyskutujemy. Wiemy, że nie chcemy, by na czele metropolii stał polityk. Najlepiej, aby był to doświadczony samorządowiec. Chciałbym, żeby to był człowiek, który będzie umiał rozmawiać z każdym, porozumieć się tak, by działać na korzyść całej metropolii. Bo dzisiaj nie wiemy, kto ile lat będzie rządził, a my musimy myśleć o rozwoju metropolii nie w perspektywie „od wyborów do wyborów”, tylko niezależnie od ich wyników - na wiele lat do przodu.