Moja muzyka jest zawsze bardzo osobista, szczera. Chcę się nią dzielić - mówi Adam Bałdych
Z Adamem Bałdychem skrzypkiem i kompozytorem rozmawiamy o jego nowej płycie, nowych projektach oraz jazzie polskim i skandynawskim.
Zaskoczył Pan wszystkich ponieważ płyta „Brothers”, która ukaże się 25 sierpnia została nagrana z norweskim Helgen Lien Trio natomiast do Poznania na koncert przyjechał Pan ze swoim sextetem w składzie, którego znajdują się także poznaniacy. Jak to się stało? Co to za projekt i co z tego będzie?
To nowy projekt, który jest trochę wypadkową moich fascynacji większymi składami. Miałem okazję pisać muzykę na orkiestry jak Baltic Neopolis Orchestra ze Szczecina, Orkiestra Muzyki Nowej Szymona Bywalca z Katowic, a teraz piszę nowy utwór symfoniczny dla Orkiestry Filharmonii Kaliskiej pod batutą Adama Klocka. Trudno było by mi jeździć z moim kameralnym składem dlatego jest sześcioro muzyków na scenie, Sześć wyjątkowych osobowości. i muzyka zaaranżowana w taki sposób, aby poszerzyć to brzmienie i muszę przyznać, że dynamicznie, energetycznie taka bardzo polska czyli czuć w tym zespole energię polskiego jazzu, w której wydaje mi się, że krew pulsuje naprawdę szybko i czuć z tego składu totalny czad. Dwa tygodnie temu graliśmy w Piwnicy pod Baranami i bałem się, że tynk się może posypać, bo rzeczywiście ten zespół nieźle daje czadu.
Jazz typowo polski, a więc czerpiący z folkloru?
Nie. Myślę raczej o pewnym charakterze grania. Wydaje mi się, że Polacy grają jazz bardzo energetyczny. Mamy w sobie taką silę, że ta muzyka jest bardziej drapieżna niż na przykład u Skandynawów i w pewien sposób nawiązuje do energii amerykańskiej. Słychać jednak nostalgię, która w nas drzemie i myślę, że to w duży sposób odróżnia polski jazz od amerykańskiego. Słychać też nawiązanie do polskiego folkloru. To w sobie nosimy i to też jest wyczuwalne, a ponieważ moja muzyka te elementy ma więc myślę, że to jest akurat kiedy gram z Polakami coś bardzo naturalnego.
Wspomniał Pan o jazzie skandynawskim. Jesteś związany z Helge Lien Trio. Czym płyta "Brothers" różni się od poprzedniej "Bridges". Czy to ciąg dalszy?
Ciąg dalszy w takim kontekście, że po wejściu do studia z "Bridges" dopiero mieliśmy taką rzeczywistą współpracę. Zaczęliśmy mieć koncerty, rozmawiać, jeździć po świecie i dyskutować na temat sztuki i tego co nas w ogóle kręci nas w muzyce, w którym kierunku chcielibyśmy iść z tą muzyką i poznawać się na scenie. Zaczęliśmy zbliżać się do siebie jako muzycy, ale też jako ludzie. Tworzyć pewnego rodzaju rodzinę. Myślę, że ta relacja też taka czysto ludzka, ma niezwykły wpływ na samą muzykę ponieważ mamy do siebie bardzo duże zaufanie. Możemy też przemierzać tereny artystyczne, których nie podejmowaliśmy i poczułem, że wcale nie potrzebuję brać innych muzyków, aby stworzyć nową muzykę, ale mogę z tymi ludźmi na bazie doświadczeń i idei i tych muzycznych relacji po prostu wypracować nowy kierunek. Nie lubię zatrzymywać się w jednym miejscu, więc jeśli coś jest takiego co czuję, że w jakiś sposób wyeksploatowałem, dało mi radość, podzieliłem się tym ze światem to nie idę tymi samymi ścieżkami, które być może dały by pewnego rodzaju sukces, bo ludzie byli by w pewien sposób do tego przyzwyczajeni, łatwiej było by się z tym obejść. Raczej staram się ich trafić z drugiej strony i pokazać coś zupełnie innego czyli zaskoczyć.
Tym razem Helge Lien Trio zostało powiększone o saksofon. Kto to jest Tore Brunborg?
Norweski saksofonista, który pracował przez wiele lat z wytwórnią ECM. Nagrywa z wielkimi artystami tego świata. Ja trafiłem na niego poprzez dwie płyty. Jedna nagrana z Manu Katche, a druga nagrana z norweskim pianistą Thorem Gustavsenem. Kiedy przygotowywałem materiał na płytę i wiedziałem już, że napisana jest muzyka m.in. z uwzględnieniem saksofonu szukałem artysty, który mógłby wnieść swoją osobowość w ten album, coś co poszukiwałem.
Jan Garbarek?
On ma właśnie taki garbarkowski zaśpiew. Wydaje mi się, że jest to taka bardzo norweska sprawa. Tam wielu muzyków ma ten ton. To pokłosie wielkiego wpływu Garbarka na to środowisko. Myślę, że to nie jest coś czego należało by się z ich strony wstydzić . To jest raczej kontynuacja pewnego nurtu, który został tam zapoczątkowany. W Polsce natomiast mamy skrzypków jazzowych. To jest fenomen jeśli chodzi o świat ponieważ mieliśmy wielu ludzi, których można naśladować.
Urbaniak, Seifert, Dębski...
Gembalski i inni. I nawet jeśli nie chce się podążać tymi samymi ścieżkami to młoda generacja skrzypków jest wynikiem tego jak wielki wpływ na to środowisko oni mieli.
Skoro jesteście zespołem polsko-norweskim jaką macie pozycję w Skandynawii?
Trudno mi powiedzieć ponieważ nie śledzę tamtejszego rynku, ale wydaje mi się, że nasza muzyka dociera do tamtejszej publiczności. W tym roku będziemy mieli sporo koncertów w Norwegii. Zaczynamy od koncertów w Oslo i Lofoten w październiku. Kolejne koncerty pod koniec roku i na początku przyszłego. Tak więc latamy również do tamtego kraju i koncertujemy chociaż nie jest to łatwy rynek do grania koncertów nawet mając takich muzyków jak Helge Lien Trio, którzy zostali wyróżnieni tamtejszą nagrodą Grammy i są uważani za jednych z najbardziej uznanych jazzowych składów norweskich. Ten rynek jest bardzo specyficzny.
Na czym polega ta specyfika?
Na tym, że to trudny rynek jeśli chodzi o koncertowanie. Miasta są od siebie oddalone o wieleset kilometrów. Nie da się stworzyć trasy koncertowej jak w Polsce, gdzie z Poznania można pojechać do Wrocławia, Warszawy i Gdańska i w tydzień przejechać przez kraj, grając trasę. Tam trzeba latać prawie pod Koło Podbiegunowe. To bardzo duże wyprawy. Festiwali nie ma aż tak dużo jak w Polsce więc myślę, że nasza działalność koncertowa bardziej skupiona jest na rynku niemieckim, austriackim i polskim aczkolwiek wchodzimy tam.
Tworzy Pan nie tylko muzykę jazzową, ale również muzykę współczesną. Jest właśnie nowa płyta Pawła Hendricha „Metaforma”, w której nagraniu wziął Pan udział razem z Orkiestrą Muzyki Nowej. Czym jest dla Pana muzyka współczesna?
Mówi się o tym, że to muzyka nowa i ja tak bym to nazywał, bo termin muzyki współczesnej rzeczywiście już funkcjonował parędziesiąt lat temu aczkolwiek jest to muzyka współczesna, bo dzisiaj tworzona. Ale aby to trochę bardziej dookreślić myślę, że rzeczywiście mówi się tutaj o muzyce najnowszej czyli tworzonej w tych czasach. Nasza współpraca z Pawłem Hendrichem trwa od kilku lat. Mieliśmy okazję koncertować wspólnie z Andrzejem Bauerem, z Cezarym Duchnowskim, z Agatą Zubel. A przy tym projekcie przy kompozycji „Alopopulo” , której premierę wykonywałem jako solista. Grywamy często w duecie i Paweł otworzył bardzo moją wyobraźnię na współczesne dźwięki. co ma niebagatelny wplyw na to co dzisiaj gram i używam współczesnych technik. Poszukuję kolorów w swojej własnej muzyce. Grywam pizzicato i flażoletami te wszystkie kolory, które uzyskuję. Wydaje mi się, że są dziś dla mnie bardziej interesujące jak poszukiwanie kontekstu wysokości dźwięku, Barwa to rzecz, którą można naprawdę dużo opowiedzieć. i muzyka nowa ku temu się skłania i tutaj naprawdę wielka zasługa Pawła. Ten album „Metaforma” zawiera premierowe wykonanie jego utworu „Alopopulo”, który był przeze mnie improwizowany z towarzyszeniem orkiestry w oparciu o założenia, które stworzył Paweł.
Dzieli Pan muzykę na poważną i niepoważną czy na dobrą i złą?
Na dobra i złą i wydaje mi się, że w ogóle dzisiejsza muzyka jest muzyką, gdzie pozacierane są już kompletnie granice. Szczególnie jazz i muzyka poważna bardzo się do siebie zbliżyły. Muzyka poważna coraz częściej oparta jest o improwizację, a muzyka jazzowa coraz częściej korzysta z większego instrumentarium. Coraz częściej poszukuje kolorów, które są bliskie muzyce poważnej i myślę, że ta wymiana inspiracji jest niezwykle ważna co dla mnie jest tez istotne, bo mój instrument pochodzi z rodziny bardzo klasycznej i moja muzyka jest mocno zakorzeniona w muzyce poważnej. Skrzypce też raczej kojarzone są z muzyką poważną chociaż mają swe ogromne miejsce w jazzie. Ale zbliżenie się tych gatunków jest dla mnie czymś co mnie cieszy, bo staram się tworzyć na granicy tych dwóch gatunków.
Na jakich skrzypcach Pan gra?
Przez ostatnie lata bardzo poszukiwałem instrumentu. Mam w domu osiem różnych instrumentów. Do Poznania przyjechałem z czterema instrumentami. Zagrałem na skrzypcach dwustuletnich, austriackich, które mają ciemne, prawie saksofonowe brzmienie, ale miałem też ze sobą skrzypce renesansowe, które udało mi się kupić w Austrii i które mają menzurę altówki, Zupełnie płaską płytę i założone są struny jelitowe i mają głębszy niższy ton. A, że instrument jest dużo większy to dźwięk wybrzmiewa dużo dłużej. Głównie gram na nim pizzicato w gitarowy sposób.
Dlaczego na płycie „Brothers” sięgnęliście po „Hallelujah” Cohena?
Bo to jest piękna kompozycja, którą zdarzało mi się grać na koncertach solo i bardzo chciałem ją mieć na tym albumie. To utwór bardzo uduchowiony. a cały album ma uduchowiony klimat. Sięgając po kompozycje innego autora, chciałem, aby to korespondowało z moją własną twórczością i co jest najciekawsze ogrywając utwory z tej płyty tuz przed nagraniami, które miały miejsce 12 i 13 listopada graliśmy je m.in. w dniu, w którym Cohen zmarł. Był to bardzo duży zbieg okoliczności, że ta kompozycja złożyła się z jego odejściem więc nagrywając mieliśmy trochę w dół głowy, że też złożymy mu taki mały hołd.
Czy ta płyta to nie jest requiem?
To jest requiem dla mojego brata, który odszedł w zeszłym roku i ta sytuacja miała na mnie ogromny emocjonalny wpływ. Czułem, że muszę dać temu jakiś artystyczny wyraz ponieważ w ogóle moja muzyka jest zawsze bardzo osobista. Dzielę się sobą, jest bardzo szczera i chciałem, aby tak ważna rzecz, która tak mocno przeżyłem też miała swój muzyczny wymiar, aby się tym podzielić. W trakcie kiedy dojrzewałem do tej decyzji koncertowałem z Helge Lien Trio, a ponieważ przez to wszystko przechodziliśmy razem dużo o tym rozmawialiśmy. Zrozumiałem, że właśnie ta relacja to, że przez to przechodzimy jako ludzie ma niebagatelny wpływ ze ta muzyka stała się tak bardzo bliska, taka spójna. Dojrzała przez to, ze my dojrzewamy wspólnie jako ludzie tez to ma wpływ na tą muzykę więc ten tytuł stał się wielowymiarowy. To tytuł, który relacji z moim bratem, ale też moich relacji z muzykami. To zaufanie, którym się obdarzamy ma odzwierciedlenie w sile tej muzyki.
Do Poznania przyjeżdża Pan zawsze z sentymentem. Tu kiedyś też Pan mieszkał...
Mieszkałem i przemierzałem poznańskie ulice pisząc kompozycje, tworząc więc zawsze wracam tutaj z sentymentem i cieszę się, że teraz będę miał okazje w przeciągu trzech miesięcy przyjechać tu dwukrotnie.
Kiedy następnym razem?
4 listopada w pełnym składzie z płytą „Brothers” w CK Zamek. Będzie trasa po Polsce, a potem lecimy do Norwegii. Zaczynamy natomiast koncertem w Rumunii 26 sierpnia, a więc dzień po światowej premierze.