Mój ojciec walczył w zapomnianej 1 Warszawskiej Dywizji
Jan Kochman, Żołnierz Niezłomny walczył podczas II wojny światowej . Brał udział w kampanii wrześniowej ... z której uciekł. Kilka lat spędził na Syberii, zanim trafił do 1 Warszawskiej Dywizji Piechoty
Kiedy pani ojciec zaciągnął się do wojska?
Mój tato miał wtedy jakieś 22-23 lata. Służył w wojsku do 1937 r. we Lwowie. Gdy wybuchła wojna mój ojciec był 26 letnim mężczyzną. Został zmobilizowany i powołany do natychmiastowej służby wojskowej. Walczył przez całą wojnę. Brał udział w kampanii wrześniowej, gdzie później trafił do niewoli.
Kiedy pani ojciec został uwolniony?
Podczas kampanii wrześniowej wraz z innymi żołnierzami pewnego dnia stali na polu. Zauważyli niemieckiego żołnierza i postanowili go zapytać, czy ma papierosa. Żołnierz spojrzał na nich i odparł, że owszem, poczęstuje ich, ale żeby mówili do niego po Polsku, bo jest z pochodzenia Ślązakiem. Ojciec bardzo się ucieszył, a ponieważ miał doskonałą intuicję zapytał go, czy mógłby ich wypuścić. Początkowo nie chciał się zgodzić, ale w końcu powiedział, że gdy zrobi się ciemno, to mogą uciekać. Tak też zrobili i przez prawie trzy miesiące wracali do domu.
Trzy miesiące? Całą jesień i początek zimy? Bez jedzenia, w jednym ubraniu?
Tak, takie były czasy, nie mieli wyjścia, trwała wojna, a ponieważ mieszkali na dzisiejszych terenach Ukrainy, to mieli do pokonania kawał drogi. Jednak te trzy miesiące to nie była tylko piesza podróż, ponieważ nie mieli pieniędzy i jedzenia to musieli jakoś zarabiać. Przeszli kawałek, trochę popracowali i szli dalej. Ojciec wspominał, że doszedł do domu dopiero na święta. Stanął na progu, to jego własna matka go nie poznała. Był brudny, nieogolony, nie przypominał samego siebie. Nikt z rodziny nie mógł rozpoznać w nim tego dawnego, odważnego Janka. Dopiero gdy się odezwał i popłakał, babcia go przytuliła i rozpoznała w nim swojego ukochanego syna.
Jak dalej potoczyły się wojenne losy pani ojca?
Ojciec po ucieczce z kampanii wrześniowej został w domu. Ze względu na sytuację polityczną ówczesny rząd postanowił, że wszyscy Polacy zostaną wywiezieni na Syberię. W lutym 1940 roku tato wraz z babcią został wywieziony pierwszym transportem na Syberię. Tam jechali w bydlęcych wagonach, gdzie panował niesamowity ścisk, ponad miesiąc. Na miejsce dotarli na przełomie marca i kwietnia. Zostali zameldowani w barakach, każdy musiał pracować. Ojciec codziennie harował w kopalni miedzi. Jednak tatuś cały czas tęsknił za domem, nikt na Syberii nie mógł się pogodzić z tym, że nikt nie ma wyboru.
Jednak pani ojca ciągle ciągnęło do armii...
Owszem, nie wyobrażał sobie życia bez wojska. On i jego koledzy nie mogli pogodzić się ze swoim losem. Gdy do łagrów doszła wiadomość, że Stalin zgodził się na utworzenie polskiej armii na terenie Związku Radzieckiego, ojciec nie zastanawiał się ani chwili. Gen. Anders wkroczył ze swoimi żołnierzami na teren dzisiejszej Rosji i tam walczyli. Wraz z kolegami spakowali się i wyruszyli w podróż za polskimi kompanami. Jednak nie było to łatwe, bo nie mieli pojęcia gdzie akurat przebywa polskie wojsko. Wszędzie gdzie się pojawili, ludzie wprowadzali ich w błąd, wszyscy wiedzieli, że Polacy tam byli ale kiedy, to już nikt nie chciał im powiedzieć. Dodatkowo NKWD kilka razy specjalnie zmyliło ojca i jego kolegów, w ten sposób skazując ich na ,,bieganie w kółko’’. Nie mogli już dłużej narażać się na takie niebezpieczeństwo, każdy fałszywy ruch groził ,,kulą w łeb’’. Ojciec wiedział, że na Syberii zostawił matkę, która na niego czekała. Nie mógł pozwolić, żeby straciła również jego, bo dziadka wcześniej rozstrzelali Ukraińcy. Paradoks, ale w tamtym momencie jedynym rozwiązaniem był powrót do tego mroźnego piekła. I wrócili.
Ale ojciec nie zrezygnował o wolność ojczyzny.
Nie. Tato cały czas wierzył, że w końcu wojna się skończy, a on będzie miał wkład w powrót do normalnego, spokojnego życia. Po jakimś czasie znowu zaczęto szeptać o kolejnej polskiej armii w Rosji. Na szczęście ojcu bez problemu udało się odnaleźć polskich żołnierzy i zaciągnąć się do armii. W ten sposób trafił do 1 Warszawskiej Dywizji Piechoty, w której walczył do końca wojny.
Na Syberii została jednak pani babcia.
Tak. Ojciec wiedział, że musi ją stamtąd wyciągnąć, że nie zasłużyła na takie życie. Po wojnie rozpoczął negocjacje z Rosjanami, żeby wyciągnąć jego matkę z Syberii. W 1945 r pojechał do Moskwy i tam załatwiał dokumenty potrzebne do wypuszczenia babci. Po prawie roku mogła już wrócić do domu.
Pani ojciec pochodzi z miejscowości pod Stanisławowem, ale jednak osiedlił się w Kadłubii. Jak się tutaj znalazł?
Tato po wojnie pracował w kilku jednostkach niedaleko Warszawy, min. w Zielonce i Rembertowie. Był kierowcą gen. brygady Wacława Komara. Kilka razy opowiadał bratu, że chciał służyć w wojsku zawodowo, jednak jego losy potoczyły się inaczej. Krótko po wojnie zaczął się zastanawiać, gdzie zamieszkać na stałe. Wtedy ktoś mu zaproponował nasz domek w Kadłubii. Zamieszkał tam w 1948, później poznał tam mamę.
Temat wojska i wojny był w pani domu na porządku dziennym.
Tato zaszczepił we mnie i braciach ducha patriotyzmu, to dzięki niemu mamy dzisiaj takie poglądy, inaczej patrzymy na żołnierzy, którzy wiele robili dla kraju, a tak mało się o nich mówi. Dzisiaj już nikt nie wspomina 1 Warszawskiej Dywizji. Ojciec przed śmiercią otrzymał wiele odznaczeń i medali za swoją postawę. Mimo, że podczas wojny walczył jako zwykły podoficer, to później otrzymał stopień podporucznika. Dzisiaj na szczęście bardziej docenia się żołnierzy, którzy walczyli podczas wojny.