Mieszkaniec ul. Bema będzie musiał odbudować frontową ścianę garażu. Została uszkodzona łyżką koparki, podczas naprawiania drogi.
Kilka dni temu Mieczysław Przerwa przeżył katastrofę budowlaną w swoim garażu. - To było rano - opowiada. - Całe szczęście, że żona wzięła samochód i pojechała do pracy, bo straty byłyby jeszcze większe. Moja ściana jest praktycznie całkowicie zniszczona. Popękana jest też ściana w garażu obok, należącym do sąsiadki.
Pracownik Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej wyrównywał drogę dojazdową na zapleczu garaży przy ul. Bema. Na zlecenie wspólnoty.
Wystarczyła chwila nieuwagi, żeby ciężka łyżka sprzętu uderzyła w ścianę narożnego garażu.
- Z boku widać bardzo głębokie pęknięcie - wskazuje M. Przerwa. - Zaś ściana frontowa nie runęła tylko z tego powodu, bo zatrzymała się na rynnie. I tak czeka mnie odbudowa obiektu, bo ściana może w każdej chwili runąć.
Pan Mieczysław wskazuje, że kompleks jest zupełnie nowy
Powstał dwa lata temu. Za działkę zapłacił 30 tys. zł. Żeby ją zabudować musiał uzyskać wszelkie możliwe pozwolenia budowlane, a także od energetyków. Zamontował też drzwi na pilota. Jego pomieszczenie jest przestronne i przelotowe. Można wjechać z jednej, a wyjechać z drugiej strony. A teraz takie nieszczęście!
- Zdarzył się wypadek przy pracy - tłumaczy Wojciech Szumski, prezes Miejskiego Zakładu Oczyszczania i Robót Drogowych, którego sprzęt i pracownik wykonywał prace. - Jesteśmy ubezpieczeni i nie zamierzamy uchylać się od odpowiedzialności. Już porozumieliśmy się z właścicielem garażu i dopełnimy wszelkich formalności, żeby otrzymał odszkodowanie z tego tytułu.
Firma wykonywała roboty na zlecenie wspólnoty, czyli właścicieli garaży. To bardzo zdziwiło M. Przerwę, który zastrzega, że nic nie wie o takim zleceniu.
- Nie mam pretensji do pracownika ZGM - stwierdza mężczyzna. - Zdarzył się wypadek, którego nie chciał. Prezes nie próbował odesłać mnie z kwitkiem i jestem przekonany, że otrzymam uczciwe odszkodowanie. Za to postanowiłem sprawdzić, co to za „wspólnota” zleciła wyrównanie drogi?
W ciągu przy ul. Bema jest dużo garaży, a ich właściciele w większości się nie znają. Trudno więc dociec, kto jest ową „wspólnotą”. Pan Mieczysław podejrzewa, że sąsiad, który swój obiekt ogrodził płotem i tym samym zamknął część gruntowej drogi. Ale ten nie potwierdził jego podejrzeń.
- Wszyscy jesteśmy właścicielami działek pod garażami - wyjaśnia mężczyzna. - Natomiast drogi dojazdowe stanowią część wspólną. Jestem również współwłaścicielem drogi, ale bez wytyczenia konkretnego kawałka.
Pan Mieczysław próbował wyjaśnić sprawę w geodezji i innych instytucjach. Ale wszędzie słyszał, że to wewnętrzna sprawa właścicieli garaży, którzy powinni wszelkie spory załatwiać między sobą. - Jestem w trakcie ustalania nazwisk sąsiadów z garaży - denerwuje się M. Przerwa. - O ile wiem, to nie stworzyliśmy żadnej wspólnoty. Żeby wyjaśnić kwestię drogi i grodzenia, zamierzam skierować sprawę do sądu.