Moim zdaniem. Zastawa stołowa
Nareszcie wracamy do normalności. Za nami podsumowania, większość rankingów, klubowych, wigilii i opłatków. Kończy się przerwa ligowa, bo w czasie świąteczno-noworocznym grali praktycznie tylko koszykarze. Oczywiście, nie wracają na ligowe parkiety wszyscy, bo piłkarze ręczni, nie wiedzieć czemu, mają przerwę aż do lutego. Ale u nich tak jest zawsze.
Apropos wigilii i opłatków. Czasy się zmieniają. Jeszcze przed kilkoma laty świąteczne spotkania klubowe były zupełnie inne. Opowiadał mi ostatnio zaprzyjaźniony działacz piłkarski, że kiedyś zawsze była schłodzona i pieczyste. Bez tego żadna wigilia, żaden opłatek nie mógł się odbyć.
Oczywiście najpierw były oficjalne przemówienia i wręczenie dyplomów za mijający rok. Potem było wesoło i radośnie. Załatwiło się wiele spraw, bo przecież przy schłodzonej i pieczonym kuraku zawsze łatwiej poprosić burmistrza o większą dotację, sponsora o dodatkowe sianko i obstalować różne rzeczy, których bez oparcia o bufet załatwić się nie da. Najlepiej bywało w samych końcówkach, kiedy wjeżdżały kolejne baterie, prezes śpiewał o rozmarynie co się rozwija, burmistrz był na takich obrotach, że w czasie kiedy wlekło się go do służbowego samochodu ryczał, że kocha piłkę i nie da skrzywdzić klubu. Z kolei sponsor czkając i bekając z wódy i przeżarcia zapowiadał atak na pierwszą ligę. I komu to przeszkadzało?
Dziś wszystko jest smutne i szare
Dziś - jak mi opowiadał zaprzyjaźniony działacz - wszystko jest smutne i szare. Ciasteczko, kawka i koniec. Nawet jak gdzieś jeszcze pamiętają stare, dobre czasy i postawią na stół schłodzoną, prawie wszyscy odmawiają. Są samochodami, spieszą się, muszą odebrać dziecko z przedszkola, a co już zupełnie straszne, młodzi działacze nie piją. A jeszcze gorsze jak trafi się ktoś, kto chce nawiązać do starych, dobrych wzorów po dwóch kieliszkach wchodzi na drugi krąg, jest w stanie nieważkości i trzeba go kłaść w gabinecie prezesa. W sumie jest smutno, szaro i beznadziejnie. Po oficjalnych wystąpieniach wszyscy połamią się opłatkiem wygłoszą sztuczne formułki, pożyczą wszystkiego najlepszego. Pogadają jeszcze trochę pro forma, cały czas odbierając telefony albo zaglądając do internetu w smartfonach. W efekcie po godzinie w klubie czy w związku są zupełnie pustki.
Jak budować więzi bez pieczystego i schłodzonej?
- Do czego to podobne - żalił się ów działacz. - Jak budować więzi bez pieczystego i schłodzonej? Może dlatego nasz sport ma się tak kiepsko? Skoro upada tradycja, potrafimy z sobą rozmawiać już tylko oficjalnie?
O tym co opowiadał mi ów działacz pomyślałem kiedy usłyszałem, że największe zielonogórskie kluby miały spotkania noworoczne na które, jak często bywa, nie zaprosiły dziennikarzy. Kiedy trzeba jakiś temat podkręcić, napisać albo powiedzieć na antenie coś ekstra, z klubu potrafią dzwonić, mailować i przypominać. Kiedy trzeba dziennikarzy potraktować jak partnerów, działacze i prezesi nie widzą potrzeby. A przecież obecni redaktorzy, tak jak ci wspomniani ludzie nowej generacji, przyjeżdżają samochodami, spieszą się nie piją, albo mają słabe głowy i pewnie nie stłukliby zastawy stołowej...