Z wielkim zaciekawieniem i w miłym towarzystwie oglądałem wieczorne relacje z igrzysk paraolimpijskich. Pewnie też z tego powodu, że z racji urlopu miałem więcej luzu. To było bardzo emocjonujące i pouczające. Pokazywało wielki heroizm, walkę i to jak wspaniały jest sport.
Mam wielki szacunek dla ludzi, którzy dotknięci kalectwem czy chorobą potrafią się robić coś wielkiego. Stąd, jeśli oglądam piłkarzy Legii (ale nie tylko), którzy zarabiają kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie i snują się po boisku jakby za karę, a za chwilę konkurs skoku wzwyż gdzie startują ludzie po amputacji kończyny, to bohaterami są dla mnie ci drudzy. Fajnie, że przed kilkoma laty zrównano medalistów olimpijskich i paraolimpijskich w prawach do emerytury.
Dobrze, że znajdują się pieniądze (choć ciągle za małe) na sport niepełnosprawnych. Super, że w naszym regionie tak dobrze działają ośrodki w Zielonej Górze i Gorzowie, choć te dwa świetnie pracujące kluby, jak mi się zdaje, mogłyby się bardziej integrować, mniej rywalizować, a mocniej współpracować.
Z drugiej strony jednak denerwują mnie porównywania dorobku olimpijczyków i paraolimpijczyków. Złośliwe zestawianie dziesięciu medali tamtych, do 39 wywalczonych ostatnio. Także komentarze, często trącące hejtem, na czele z takimi, żeby zamienić reprezentacje.
Paraolimpijczykom dać więcej pieniędzy i wysłać ich na obie imprezy. To są sprawy nieporównywalne! Sportowcy niepełnosprawni stratują w grupach w zależności od schorzeń i na przykład, choćby bieg na 100 metrów jest rozgrywany kilkanaście razy. Formułując więc takie postulaty warto coś takiego wiedzieć. To nie zmienia faktu, że Polacy spisali się znakomicie, a podczas paraolimpiady był wysoki poziom. Na przykład mistrz olimpijski wśród zdrowych w biegu na 1.500 metrów ze swoim czasem zająłby dopiero piąte miejsce w rywalizacji z niepełnosprawnymi! Zresztą czas tych zmagań to świetna okazja by przybliżyć sylwetki wspaniałych ludzi, którzy po wypadkach czy chorobie potrafią się odnaleźć i to jak wspaniale.
Ze wszystkich wysłuchanych audycji i przeczytanych tekstów o sportowcach niepełnosprawnych najbardziej poruszyło mnie zdanie, że o ile zawodnik zdrowy mówi, że to jego ostatnie igrzyska to wiadomo, że kończy karierę. Jeśli takie zdanie wygłasza sportowiec niepełnosprawny, ciągle walczący z chorobą, to może znaczyć coś zupełnie innego...
Zadzwoniło do mnie kilku Czytelników i pytało co sądzę o grze Legii. Co mogę sądzić? Jestem załamany i wbity w ziemię. Najbogatszy i mający największe ambicje polski klub nie potrafi zatrudnić porządnego trenera. Pozwala mu na zakup co najwyżej średniaków co w efekcie daje kompromitację zarówno w Europie (zawstydzająca klęska z Borussią) i w kraju (14 miejsce w tabeli). Jeśli tak jest, to śmiem twierdzić, że od nieszczęsnej pomyłki z desygnowaniem do gry nieuprawnionego zawodnika sprzed dwóch lat, oprócz większych pieniędzy, niewiele się tam zmieniło. To dziwne i straszne zarazem...