Młodzi rozruszają Dobrzyniewo
Organizują bale charytatywne, zbiórki krwi, zajęcia dla dzieciaków. Marzą jeszcze, by rozruszać trochę miejscowych seniorów. - Chcemy, by ludzie w Dobrzyniewie dobrze się ze sobą czuli - mówią.
Jak się żyje w Dobrzyniewie? No super! - Nie ma wątpliwości Marta Roszkowska. Z dwudziestką znajomych działa w stowarzyszeniu „Młodzi z Dobrzyniewa”. Mają po 30-40 lat. Ale są wśród nich również i pięćdziesięciolatki. - I tak czujemy się młodo - śmieje się pani Marta. - Mamy tyle dobrej energii do działania, że nawet za 20-30 lat nie będziemy musieli zmieniać nazwy.
Wszystko zaczęło się na początku 2015 roku. Krzysztof Pogorzelski chciał wtedy zostać wójtem. W przekonaniu mieszkańców, że jest najlepszym kandydatem, pomagało mu mnóstwo ludzi. Dostał sporo głosów. Ale kto inny jednak więcej. Roszkowski wójtem nie został, ale i tak wygrał. Bo został z grupą pomysłowych, zgranych, pełnych dobrych emocji osób, z zacięciem do działania. Chciały one zrobić coś nie tylko dla siebie, ale i dla całej gminy. - To nie może się tak po prostu skończyć. Fajnie byłoby coś robić - orzekli. I postanowili założyć stowarzyszenie.
Niektórzy się znali. Inni - tylko tak z widzenia... Ale na pierwsze spotkanie przyszło 15 osób. Tyle trzeba, by założyć stowarzyszenie. Formalności zajęły im prawie pół roku. - Żeby przebrnąć przez nie, rzeczywiście potrzeba dużo samozaparcia - mówi pani Marta.
- My do wszystkiego, cokolwiek robimy, podchodzimy z sercem. I z takim nastawieniem poszliśmy do tego sądu - opowiada pan Krzysztof. - Myśleliśmy, że skoro chcemy robić coś dobrego, to ktoś nam podpowie, poradzi, nie będzie piętrzył problemów... A tam wręcz odwrotnie...
- No, ale udało się - uśmiecha się pani Marta. - Legalnie działamy od końca czerwca 2015 roku.
Przyznają, że na początku dokładnie nie wiedzieli, co chcą robić. Po prostu - brakowało im w Dobrzyniewie takiej organizacji, która skupiałaby osoby chcące coś robić, działać, poprawiać, ułatwiać. Choć oczywiście - zapewniają, że w Dobrzyniewie mieszka im się wspaniale. Fakt, to taka sypialnia Białegostoku. Mało tu ludzi, którzy mieszkają od urodzenia. Ale ci, co się sprowadzają, już po kilku latach mówią: to moje miejsce. Bo powoli zaczyna się już tu coś dziać: - W tym roku już płynnie zaczęło działać Gminne Centrum Kultury, coś też zaczyna się dziać w tych klubach w poszczególnych okolicznych miejscowościach - wymienia Marta Roszkowska.
Ale im było mało. Chcieli robić coś , co zintegruje ludzi. Wszystkich: i tych starszych, i młodszych, i dzieci. Pomysł na działanie może zgłosić każdy. Im więcej ich, tym lepiej.
- Zbieramy się. Siadamy sobie. I robimy burzę mózgów. I potem przekuwamy to w akcję: to da się, to da się, to da się... I działamy - mówi Krzysztof Pogorzelski.
Tak właśnie zaczęło się w Dobrzyniewie cykliczne honorowe oddawanie krwi. - Do pierwszej akcji podchodziliśmy z dużym optymizmem. Ale ona nam pokazała, że życie też nieco weryfikuje nasze wyobrażenia - przyznaje pan Krzysztof. - Bo okazało się, że mieszkańcy najpierw potrzebują nas sprawdzić: kto my? Ale po co? Dlaczego? Jak to?
Jednak zaskarbili sobie zaufanie sąsiadów. Teraz na dzień krwiodawstwa do przychodni w Dobrzyniewie przychodzą tłumy. Tym bardziej że udaje im się zaprosić na to wydarzenie a to aktora Pawła Małaszyńskiego, a to rajdowca Jarosława Kazberuka, a to uwielbianego przez młodzież hip-hopowca. Nie zapominają też o swoim celu: takie wydarzeni mają mieszkańców integrować. Więc oprócz igły i strzykawki - zapewniają też moc atrakcji. Latem to dmuchańce, na których mogą poskakać dzieci, i animatorzy, którzy koordynują zabawę. Zimą jest Mikołaj. Robią loterie, spotkania. - Zależy nam, żeby dorośli zabierali też swoje dzieci. Te zobaczą: mama oddaje krew. To coś dobrego. I w przyszłości będziemy mieli następnego honorowego krwiodawcę - marzy pan Krzysztof.
Kilka miesięcy temu zorganizowali wielki charytatywny bal. Chcieli pomóc mamie samotnie wychowującej niepełnosprawnego synka. Pieniądze potrzebne są zwłaszcza na rehabilitację - by Tomek mógł coraz lepiej funkcjonować. Znaleźli mnóstwo sponsorów.
- Jedynym naszym kosztem tak naprawdę był catering. Ale i za to zapłaciliśmy o wiele mniej niż gdybyśmy płacili po rynkowych cenach - cieszy się pani Marta. Cieszy się - bo każda obniżka kosztów oznaczała jedno - więcej pieniędzy dla potrzebującej rodziny.
Na początku i do tej inicjatywy mieszkańcy podchodzili nieufnie. - Bal charytatywny? Ojej. Wezmą od nas pieniądze i każą wychodzić... - pojawiały się głosy.
Ale oni nie zrezygnowali. Liczyli, że przyjdzie około 150 osób. Summa summarum było ich aż 260! - A byłoby jeszcze więcej gdyby sala była większa. Bo już po zamknięciu listy zgłaszali się wciąż kolejni chętni - mówi Marta Roszkowska. Wtedy udało im się zebrać prawie 18 tys. zł. To pieniądze z cegiełek wstępu, ale też z licytacji.
- Piłkę z podpisem Zbigniewa Bońka, którą na aukcję przekazał nam „Poranny”, zlicytowaliśmy nawet dwa razy - uśmiech się pani Marta. Jak to możliwe? - Bo pan, który najpierw kupił ją za tysiąc złotych, po godzinie oddał nam ją z powrotem - tłumaczy.
Zapewnia, że bal będzie w Dobrzyniewie imprezą cykliczną. Już organizują kolejny. Będzie jesienią! Kogo tym razem chcą wspomóc? Jeszcze nie wiadomo.
- Ale wystarczy mieć otwarte oczy. I słuchać, co mówią ludzie wokół. Potrzebujących przecież nie brakuje - przekonuje pani Marta. I dodaje, że pomaganie przynosi im mnóstwo radości: - Choć pracy trzeba włożyć sporo, to uczucie, gdy coś się uda, jest niewyobrażalne - rozpromienia się.
Stowarzyszenie Mieszkańców Ziemi Podlaskiej „Młodzi z Dobrzyniewa”
Zapału im nie brakuje. Gorzej jest z pieniędzmi na realizację pomysłów. Dlatego wciąż piszą projekty i starają się o granty. Jeden projekt już udało mim się zrealizować. To zajęcia muzyczne dla dzieci w dwóch szkołach.
Marzeń mają mnóstwo - plac zabaw dla dzieci, zajęcia dla seniorów... Jednak najpierw sprawdzają, czy tego właśnie potrzebują mieszkańcy. A projekty dostosowują do aktualnych konkursów.