Młodzi robią wielki strajk klimatyczny - nowa „rozdawka”
Przeżyliśmy wiekopomny moment: właśnie minął najgorętszy październik w historii świata. Anomalie odnotowano w Europie, Australii, Azji i na Arktyce. Przeżyliśmy. Czy za kilkadziesiąt lat ta sztuka uda się dzisiejszym nastolatkom?
Wielu z nich sądzi, że nie. Skrzykują się w sieci, ale chwytają się też tradycyjnych metod - informacje o planowanych akcjach wymalowują kolorową kredą na chodnikach przed szkołami.
-Jestem przerażona, tym, jak zmiany klimatyczne mogą wpłynąć na moją przyszłość. Ten kryzys, spowodowany nadmiernymi emisjami gazów cieplarnianych, zabiera już teraz wolność i bezpieczeństwo wielu ludziom na całym świecie. Nie chcę, aby tę wolność odebrał również mnie. Strach popycha do działania - mówi Dominika. Ma 17 lat, chodzi do liceum w Bydgoszczy.
Dominika pierwszy raz wyszła na ulice latem, przyłączając się do ogólnoświatowego Młodzieżowego Strajku Klimatycznego. Dlaczego?
- Pokolenia naszych dziadków i rodziców zawsze miały nadzieję, że ich dzieci będą miały lepiej niż oni. My tej nadziei nie mamy. I ten niesprawiedliwy brak motywuje. Dzięki temu, że młodzież ma teraz szeroki dostęp do wiadomości, jesteśmy świadomi obecnej sytuacji klimatycznej, która jest zła. Dzięki internetowi jesteśmy w stanie sami edukować się na temat klimatu i organizować takie akcje, jak ostatnie sadzenie drzew w VI LO w Bydgoszczy.
Jestem przerażona, tym, jak zmiany klimatyczne mogą wpłynąć na moją przyszłość. Ten kryzys, spowodowany nadmiernymi emisjami gazów cieplarnianych, zabiera już teraz wolność i bezpieczeństwo wielu ludziom na całym świecie. Nie chcę, aby tę wolność odebrał również mnie.
- Też sama przeszperałam internet, by znaleźć wiarygodne wyniki badań naukowych na temat globalnego ocieplenia, w szkole jest o tym może jedna lekcja - jeden temat w książce do biologii - mówi Malwina, 16-letnia uczennica technikum w Bielicach. - Naukowcy od stu lat ostrzegają o nadchodzącym kataklizmie, a nikt nic z tym nie zrobił. Efekty już odczuwamy: coraz gorętsze lata, zimy bez śniegu, kolejne miesiące bez deszczu. Za 30, może 50 lat wielu ludzi nie będzie mogło żyć w swoich krajach, będę musieli emigrować do miejsc, gdzie jest woda. Nie potrzeba bujnej wyobraźni, by mieć przed oczami obraz dzieci umierających z głodu, bo do tego właśnie doprowadzi susza.
Rozdawka zamiast śmietnika
Agnieszka ma 21 lat, studiuje geografię. Cztery lata temu, gdy bydgoska grupa Food not Bombs raczkowała, Aga była licealistką. Młodzi do dziś stanowią trzon tej organizacji.
- Nie, nie jesteśmy żadną organizacją - podkreśla z mocą Agnieszka. - Obce są nam sztywne, skostniałe ramy stowarzyszenia czy hierarchiczna struktura. Kolektyw. Grupa nieformalna - takich określeń bym użyła.
A jeśli już o nazewnictwie mowa, weźmy sformułowanie: „walka o czyste środowisko”. To jedyne „militarne” określenie, które jest do zaakceptowania przez członków grupy. Przyświeca im bowiem nie tylko idea zatrzymania degradacji środowiska. To także kolektyw antyrządowy i antywojenny. - Sprzeciwiamy się działaniom władz, które wydają pieniądze na zbrojenia, podczas gdy ludzie żyją w ubóstwie i umierają z głodu - określają swój punkt widzenia młodzi buntownicy.
- Dlatego przyłączyliśmy się do Młodzieżowego Strajku Klimatycznego - tłumaczy Agnieszka - bo ta akcja promuje działania systemowe. Przedsięwzięcia proekologiczne będą potrzebne tak długo, jak długo międzynarodowe korporacje będą eksploatowały do granic naszą planetę. Każdy ma wybór, co zrobi, jak da wyraz sprzeciwu. Pewne jest, że jeśli nie zrobimy nic, za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat zmiany klimatu będą tak zaawansowane, że nie będzie już co robić.
Bydgoska grupa Food not Bombs (kolektywy działające według tych samych założeń istnieją na całym świecie) przygotowuje co tydzień kilkadziesiąt porcji wegetariańskich posiłków, po które ustawia się długa kolejka potrzebujących, głównie bezdomnych. W sezonie (od września do kwietnia) ciepły, warzywny obiad ląduje na ponad 2000 talerzy. - To pokazuje, jaka jest skala biedy. W tym samym czasie lokalne samorządy wydają pieniądze na kolejne inwestycje (które przyczyniają się do dalszej degradacji środowiska), zamiast na zapobieganie ubóstwu - mówi Agnieszka.
„Rozdawka” jest co niedzielę o 14.30 na Placu Wolności (to najlepszy czas i najlepsze miejsce, by się do grupy dołączyć i ją wspomóc). Co sobotę młodzi odbierają od kupców z targowisk owoce i warzywa, które się nie sprzedały, a których w poniedziałek nikt nie zechciałby kupić. I biorą się za pichcenie. - Krótko mówiąc: gotujemy z tego, co inaczej trafiłoby na śmietnik, choć to nadal pełnowartościowe produkty - tłumaczy Agnieszka. Kasze, ryż, makaron, pieczywo dorzucają darczyńcy.
To nie przypadek, że rozdawane posiłki nie zawierają mięsa. - Przemysłowy chów zwierząt to jeden z głównych czynników, który wpływa na zmiany klimatu - mówi Agnieszka.
Strajk „Wymieranie”
Członkowie „antybombowej” grupy razem z grupą „wymierających” i grupą antyłowiecką w deszczowy dzień września zalegli na płycie Starego Rynku w Bydgoszczy. W sumie martwych udawało ok. 300 osób. To ogólnoświatowa akcja pod hasłem Młodzieżowy Strajk Klimatyczny. Podobne odbyły się w innych miejscowościach regionu.
W szeregach Bydgoskiego Ruchu Antyłowieckiego, trzeciej siły tego strajku, też sporo młodych.
Wojtek, lat 20, student: - Środowisko to zbiór naczyń połączonych, a myśliwi rozregulowują ekosystem, przyczyniając się do utraty bioróżnorodności. Poprzez polowania odmładzają populacje, przez dokarmianie prowadzą do nienaturalnego wzrostu liczby zwierząt, prowadząc odstrzał zdrowych osobników - de facto hodują w przyrodzie określone gatunki, na których mogą zarobić. Ponadto, to właśnie myśliwi wprowadzają do środowiska ogromne ilości toksycznego ołowiu (szacuje się, że jest to nawet 600 ton rocznie, to więcej niż cały krajowy przemysł i transport łącznie).
Grupa działa dwutorowo: z jednej strony pikiety, które maja pokazać niszczycielski wpływ myśliwych na środowisko, z drugiej działanie w lesie.
- Prowadzimy społeczny monitoring przebiegu polowań, doprowadzając do ich przerwania i zakończenia - informuje Wojtek.
29 listopada ogólnoświatowy strajk się powtórzy. Młodzi przypomną swoje postulaty, które w Polsce poparły wszystkie znaczące partie. Tym razem młodzi zamierzają upomnieć się u polityków o realne działania, zapytać jak zamierzają wypełnić najważniejsze z haseł: to o przerzuceniu się kraju z energii węglowej na odnawialną i to o wprowadzeniu stanu alarmowego ze względu na kryzys klimatyczny.
- Data nie jest przypadkowa - to Black Friday, dzień będący dla wielu kolejną okazją do kupowania niepotrzebnych rzeczy, które niebawem wylądują na śmietniku, a których produkcja przyczyniła się do pogorszenia i tak już beznadziejnej sytuacji naszej planety - mówi Malwina.
Na ratunek SZPOT
Podczas gdy rówieśnicy próbują wywrzeć presję na polityków i przekonać starszyznę, że zmiany klimatu to problem nas wszystkich, Michał Kaczmarek, tegoroczny maturzysta Technikum nr 4 w Zespole Szkół Elektrycznych we Włocławku, bierze się za sąsiadów.
- Gdy tylko zaczyna się sezon grzewczy, nasze osiedle zaczyna spowijać gęsty dym. Wielu mieszkańców za nic ma ekologię i w piecu spala śmieci. To problem nie tylko Włocławka. Pamiętam, jak Michał zaczął się zastanawiać, co może z tym zrobić. Dlatego właśnie powstał SZPOT - mówi Wojciech Kaczmarek, prywatnie tata maturzysty, zawodowo -nauczyciel.
SZPOT, czyli Sygnalizator Zewnętrzny Palenia Odpadami Toksycznymi to zaprojektowane przez nastolatka urządzenie, które montuje się na kominie (tak by nie zaburzać wypływu spalin). Czujnik monitoruje skład dymu i wysyła wiadomość na podany numer telefonu, kiedy do pieca trafiły butelki PET.
Smog szkodzi naszemu zdrowiu, powoduje, że oddychanie boli. Nawet nie tyle chodziło mi o środowisko, jego ochrona to - powiedzmy - efekt uboczny.
Po tym, jak pomysł Michała został doceniony podczas Krajowego Finału Konkursu Naukowego E(x)plory 2019 w Gdyni, gdzie zapadła decyzja, że wynalazek będzie reprezentował Polskę na międzynarodowych targach wynalazczości MILSET Expo-Scienes Europe 2020 w Rumunii, wydaje się, że nic nie stoi na przeszkodzie, by SZPOT pojawił się na każdym kominie. Wiceprezydent Torunia. Andrzej Rakowicz, zadeklarował, że jest gotów wydać mieszkańcom miasta administracyjny nakaz posiadania czujników SZPOT.
- Smog szkodzi naszemu zdrowiu, powoduje, że oddychanie boli. Nawet nie tyle chodziło mi o środowisko, jego ochrona to - powiedzmy - efekt uboczny. Chodziło mi o dobro ludzi, bo SZPOT jest dla ludzi nie przeciwko nim - mówi Michał.
Choć czujnik już dziś zdobywa prestiżowe nagrody, a jego pomysłodawcy zapewnił indeks na wymarzoną Politechnikę Gdańską, ciągle jest nad czym pracować. Prototyp, nad którym nastolatek pracował dwa lata, potrzebuje zewnętrznego źródła energii, cel jest taki, by był wyposażony w ekologiczny panel fotowoltaiczny lub termoelektryczny. To właśnie cel zdaje się być najważniejszy dla młodych ekologów. Ci na rynkach miast od przechodniów słyszeli i słowa uznania, i protekcjonalne komentarze: „Do książek byście lepiej siedli, pojęcia nie macie, co to znaczy mieć prawdziwe problemy”. Michał obok wsparcia przyjaciół i bliskich, słyszał też powątpiewania: po co to komu? - Trzeba robić swoje i nie przejmować się innymi - mówi młody wynalazca.