Mistrz z Bydgoszczy z Szablą Kilińskiego
Z Bernardem Popławskim, mistrzem stolarstwa, między innymi o prawdziwych rzemieślnikach, których jest coraz mniej.
- Otrzymał pan wczoraj „Szablę Kilińskiego”. To największe odznaczenie w branży. Przyznaje je co roku Kujawsko-Pomorska Izba Rzemiosła i Przedsiębiorczości w Bydgoszczy. Ponoć już nie ma prawdziwych rzemieślników. Prawda?
- Starzeją się i odchodzą, również niedawno ledwo uszedłem z życiem, a młodzi nie garną się do takiej roboty. Bo to nie tylko praca, ale i pasja. Z wykształcenia jestem historykiem, a moja miłość to drewno. Państwu również nie zależy, by kształcić rzemieślników. Nie ma pomysłu, jak to robić. Oni tam w Warszawie, ci rzekomi fachowcy od oświaty, nie mają o tym bladego pojęcia.
- Jaka władza rzemieślników doceniała? Kiedy żyło się wam najlepiej?
- Najlepiej było za Gierka. Gdy kupowałem maszyny do swojego zakładu, byłem zwolniony z podatku. Naprawdę, bo dzisiejsze ulgi, to w porównaniu z tamtymi, to zwykła fikcja.
- Jest pan stolarzem z dziada pradziada. Zaraził pan dzieci swoją pasją?
- Mój dziadek miał zakład stolarski, który odebrali mu okupanci podczas drugiej wojny światowej. Tata też miał, ale jego ograbili komuniści. Mi również nie zawsze było łatwo. Moje dzieci skończyły najpierw technikum drzewne. Córka pracuje dziś w internacie tej szkoły, syn wybrał później Wyższą Szkołę Bankową.
- Mimo wieku stara się pan być wciąż bardzo aktywny.
- Tak, jestem w zarządzie Cechu Rzemiosł Drzewnych i szefem komisji, która egzaminuje kandydatów na stolarzy.