Misiewicz ważniejszy od 30 generałów?
Odejście z armii generała Jerzego Guta, szefa Komponentu Wojsk Specjalnych, to już trzydziesta z rzędu dymisja doświadczonego polskiego dowódcy. Doświadczonego nie komunizmem czy moskiewskim wykształceniem, lecz wieloletnią służbą na misjach w zapalnych częściach świata, studiami w USA i wzorową współpracą z NATO.
Jest rzeczą niepojętą, że w czasach, kiedy władza tyle mówi o zagrożeniu suwerenności państwa, minister obrony Antoni Macierewicz nie próbuje zatrzymać w armii kolejnych generałów. Broni za to jak niepodległości - nawet przed prezesem PiS - młodego cywila Bartłomieja Misiewicza, którego odznaczył orderem za obronność kraju i nad którym oficerowie trzymają parasolki.
Zdumiewające, że problemu w masowym odchodzeniu doświadczonych oficerów nie widzi prezydent Andrzej Duda. Formalny, ale jak pokazuje praktyka, tylko formalny zwierzchnik sił zbrojnych.
Mimo usilnych wysiłków propagandy, tej sprawy nie da się przedstawić jako sprzątanie po poprzednikach. Odchodzących dowódców bronią bowiem także generałowie nominowani przez śp. Lecha Kaczyńskiego, m.in. gen. Roman Polko. Zaś gen. Waldemar Skrzypczak alarmuje, że długofalową konsekwencją takiej polityki może być wyjście z Polski wojsk USA.
Oczekiwałbym, by zamiast zdawkowych i ironicznych komentarzy posłów PiS („nic się nie dzieje”) ktoś poważny wytłumaczył, dlaczego nikt nie pochyla się nad powtarzającymi się informacjami generałów o fatalnym stylu zarządzania w MON. O chaosie organizacyjnym i próbach łamania kręgosłupów doświadczonym oficerom (to teza m.in. płk. Krzysztofa Przepiórki, byłego szefa fundacji elitarnej jednostki GROM).
Brakuje w tym wszystkim głosu szefa PiS. Polacy mają prawo wiedzieć, dlaczego jeden minister Macierewicz wraz z cywilem Misiewiczem ważą dla władzy więcej niż trzydziestu sprawdzonych w boju dowódców armii 38-milionowego kraju.