Miotła Gowina [komentarz]
Chcielibyście Państwo prawdziwie dobrej zmiany? Bardzo proszę.
Nie jest ostatnio w dobrym tonie mówić dobrze o Jarosławie Gowinie, a to niesłuszne uprzedzenie. Gowin jest obok ministra Morawieckiego najjaśniejszą gwiazdą panującego nam rządu. W resorcie nauki odnalazł się znacznie lepiej niż w sprawiedliwości i odwala kawał dobrej roboty. Znajomi naukowcy nie mogą wyjść ze zdumienia, że wreszcie ktoś uważnie ich słucha, notuje i - co więcej - przekłada ich uwagi na zmiany w przepisach. Luksus za czasów Leny Kolarskiej-Bobińskiej nieznany.
Kilka dni temu minister Gowin podpisał decyzję, która wycina jeden z największych nowotworów, który toczył polską naukę - tzw. słowackie habilitacje. Chachmęcenie stopniami naukowymi nie jest niczym nowym, ale spustoszenie, jakie czyniły te nadawane na uniwersytecie w Rużomberku, nie da się porównać z niczym. Ponad 200 habilitacji przywieźli stamtąd głównie pedagodzy. Słowacka docentura nie jest odpowiednikiem polskiej habilitacji, a za taką uznał ją jeszcze w 2005 roku rząd Marka Belki. W środowisku krąży anegdota, że tylko jeden emerytowany wojskowy wrócił ze Słowacji bez habilitacji. Tak żałosnego poziomu nie znieśli nawet w Rużomberku. Ale wojskowy napisał odwołanie - że wszystko to wina tłumaczenia i Słowacy skapitulowali.
Jeśli tylko miotły Gowina nie zatrzyma sprawa niewygodnych politycznie doktoratów, będę mu kibicował w porządkowaniu polskiej nauki.