Minister edukacji powinna wygospodarować budżet na kilometrówki dla nauczycieli
Z Jackiem Leśnym, wiceprezesem poznańskiego oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego o reformie oświaty i zwolnieniach w szkołach rozmawia Anna Jarmuż.
Ilu nauczycieli w tym roku straciło pracę lub jest zatrudnionych w mniejszym wymiarze godzin? Władze Poznania informowały, że tylko w stolicy Wielkopolski to 735 osób. Aż tyle?
Jacek Leśny: Podtrzymujemy te informacje. To liczby, które dyrektorzy placówek oświatowych przekazali do organu prowadzącego. Przedstawiają nauczycieli, którzy w wyniku reformy definitywnie stracili pracę i tych, którym zmniejszono wymiar zatrudnienia. W tej grupie są też osoby, które przeszły na emeryturę, niekoniecznie z własnej woli. Ponieważ mieli już takie uprawnienia, w niejednym przypadku zachęcono ich, by zwolniły godziny dla młodszych kolegów i koleżanek. Część nauczycieli, choć nie ma ich w tej liczbie, oczywiście skorzystała też z obowiązujących jeszcze na szczęście przepisów, związanych z urlopem dla poratowania zdrowia. Chcą przyjrzeć się sytuacji, by móc wywnioskować, jak będzie ona wyglądała w kolejnym roku szkolnym.
Kto jest w najgorszej sytuacji? Mówi się, że są to młodzi nauczyciele, którzy mieli umowy na czas określony. Ich było najłatwiej „zwolnić”, bo w praktyce to właśnie kryje się pod nieprzedłużeniem umowy.
Jacek Leśny: Nie jestem w stanie określić, jaki procent nauczycieli, zatrudnionych na czas określony, miało szansę na umowę na stałe. Mówiąc uczciwie, co roku jest odsetek osób zatrudnionych na zastępstwo, gdzie od początku wiadomo, że jest to sytuacja tymczasowa. Nie ulega jednak wątpliwości, że w tym roku w przypadku bardzo dużej liczby nauczycieli, którzy utracili możliwość zatrudnienia na kolejny rok, jest to efekt reformy oświaty.
Jak to ma się do zapewnień minister edukacji, która jeszcze niedawno zapewniała, że zwolnień w szkołach nie będzie?
Jacek Leśny: Anna Zalewska wychodzi z założenia, że ponieważ liczba uczniów zasadniczo się nie zmienia, powinno być mniej więcej tyle samo oddziałów szkolnych na różnych poziomach edukacji. Stąd wniosek, że informacje, płynące od samorządów, są wydumane. Najbardziej kuriozalnym przypadkiem jest informacja, podawana w publicznych środkach przekazu, że w Krakowie nikogo nie zwolniono, co jest absolutną nieprawdą. Słyszymy, że to samorządy wrogie rzetelnej władzy państwowej, produkują bezrobotnych i to oni za to odpowiadają. To rządowa propaganda.
Skoro liczba uczniów i oddziałów zasadniczo się nie zmienia, skąd zwolnienia nauczycieli?
Jacek Leśny: Zmianie uległy struktura szkół, plany i programy nauczania. W związku z tym podział obowiązków w poszczególnych placówkach uległ zmianie, w wielu przypadkach na niekorzyść nauczycieli. Przykładem może być poznańskie gimnazjum z Sołacza. W myśl ministerialnych, teoretycznych założeń zostało ono przekształcone w szkołę podstawową. Nie wyszło. Szkoła podstawowa jest tylko z pieczątki, nie ma tam jednak uczniów. To nie jedyna szkoła w Polsce i naszym województwie, która znalazła się w takiej sytuacji.
MEN zapewnia, że w ostatnim czasie wpłynęło wiele nowych ofert pracy, w związku z tym nauczyciele mogą znaleźć zatrudnienie w innej szkole.
Jacek Leśny: W większości przypadków nie jest to zatrudnienie na cały, a nawet pół etatu. Oczywiście, możemy przyjąć, że są 4, 5, 6 godzin określonego przedmiotu czy przedmiotów pokrewnych, do prowadzenia których nauczyciel ma kwalifikacje. Ale jak ma realizować etat w czterech szkołach? Często w grę wchodzą nie tyle placówki w obrębie jednego miasta, ale sąsiednich gmin. Przecież to absurd. Jeżeli tak to ma wyglądać, to minister Zalewska powinna przygotować obszerny budżet na kilometrówki dla nauczycieli.
Z jakim nastawieniem psychicznym nauczyciele weszli w nowy rok szkolny?
Jacek Leśny: Według mojej wiedzy, nastroje są kiepskie. Wszyscy zdają sobie sprawę, że reforma będzie trwała 3 lata. Pierwszy etap za nami, ale wciąż nie wiadomo, co będzie w drugim i trzecim roku. Do tego dochodzą kwestie, związane z pomocami dydaktycznymi. W wielu szkołach podręczników nie będzie pewnie do listopada. Wątpliwości budzi też podstawa programowa. Myślą, że w wielu zakresach będziemy mieli do czynienia z podziemnym nauczaniem, jak było to w latach 1981-1983, w czasie stanu wojennego. Wówczas, wielu nauczycieli np. z zakresu języka polskiego czy historii, obok oficjalnego programu realizowało też ten nieoficjalny. Teraz będzie tak samo.
Jak Pan ocenia przygotowania do reformy? Nauczycielskich protestów było wiele.
Jacek Leśny: Najważniejsze jest to, że nauczyciele i rodzice zebrali ponad 910 tys. podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie reformy. To stanowisko środowiska oświatowego w tej sprawie. Wiemy, jak ono zostało potraktowane, a także jak idiotyczna była argumentacja za odrzuceniem wniosku. Trudno jest w tej chwili na ten temat dyskutować.