Minister chce poszerzyć granice obrony koniecznej
Nie byłby karany ten, kto odpiera zamach związany z wtargnięciem do jego domu. Sędziowie nie są przekonani, czy ułatwi to wydawanie wyroków w tych sprawach.
Haczów, październik 2012 roku. Do domu samotnie mieszkającego Mariana M. próbował dostać się 25-letni Mateusz S. Obaj mężczyźni się znali, zdarzało się, że spotykali się przy kieliszku. Tego samego dnia widzieli się wcześniej na stadionie.
Po południu 25-latek przyszedł do domu znajomego, a ponieważ ten nie odpowiadał, wybił kamieniem szybę i włożył przez nią rękę do środka. Wtedy został przez gospodarza ugodzony nożem w klatkę piersiową, co w konsekwencji doprowadziło do jego śmierci.
Bardzo trudna dziedzina
Prokuratorzy i sąd uznali, że gospodarz przekroczył granice obrony koniecznej, na którą się powoływał w związku z próbą wtargnięcia do jego domu intruza. Po apelacji wymierzono mu karę 4 lat więzienia. Sprawa otarła się zresztą o Sąd Najwyższy, ale kasacja została oddalona.
To właśnie podobne przypadki analizuje właśnie ministerstwo, które chce by granice obrony koniecznej zostały poszerzone. Idea jest taka, by nie był karany ten, kto odpiera zamach związany z wtargnięciem do jego domu. Taka osoba nie musiałaby w sądzie udowadniać, że działała pod wpływem silnego wzburzenia i strachu. Dziś taka okoliczność musi być zbadana, by dać sędziom możliwość nadzwyczajnego złagodzenia kary lub odstąpienia od jej wymierzenia.
Zgodnie z nowelą, konsekwencje groziłyby dopiero wtedy, gdyby przekroczenie granic było rażące i oczywiste. Chodzi o to, by sądy miały mniej wątpliwości przy rozstrzyganiu tego typu spraw. Sędziowie mają jednak wątpliwości, czy zmiana prawa faktycznie przyniesie taki skutek.
- Sprawy, w których rozpatrywane są okoliczności związane z zastosowaniem obrony koniecznej to bardzo trudna działka. Każdy jeden taki przypadek jest drobiazgowo analizowany i nie jestem przekonany, czy jakiekolwiek przepisy ułatwią interpretowanie tych sytuacji
- przyznaje sędzia Artur Lipński z Sądu Okręgowego w Krośnie.
I na dowód przytacza właśnie okoliczności zabójstwa w Haczowie. Sąd skazał Mariana M., bo uznał, że zastosował niewspółmierny środek do okoliczności, które się wydarzyły. Bo wiedział, że jego znajomy przyjdzie do niego tego samego dnia, kupił nawet na tę okazję kawę i butelkę wina. M.in. dlatego sędziowie uznali, że nie było realnej groźby ataku na skazanego. Ale, jak dodaje sędzia, i tu mogą pojawiać się trudności interpretacyjne. Czasem bowiem pokrzywdzony wyprzedza ewentualny atak, którego się spodziewa i sam zadaje pierwszy cios.
- Wyobraźmy sobie sytuację, że ktoś jest ścigany przez grupę osób, które jeszcze nie zaatakowały, ale wszystko wskazuje na to, że wkrótce tak się stanie i ścigany pierwszy zadaje cios - opowiada sędzia Lipiński.
Można wtedy mówić o zastosowaniu obrony koniecznej, ale analizując konkretny, indywidualny przypadek. Często wykorzystuje się przy tym opinię biegłych.
- Pamiętam sprawę kobiety, która zadała mężowi cios nożem mówiąc, że się przed nim broniła. Biegli oceniając siłę i kąt pod jakim zadała cios, a także pozycję ciała uznali, że wcale się nie broniła. Nie są to tak oczywiste sytuacje, jak mogłoby się wydawać
- opowiada.