Miłość, zdrada, polityka... Musical nie zadziera nosa
W musicalach odbijają się mody muzyczne i tematy, którymi żyją na co dzień zwykli ludzie: miłość, zdrada, polityka… Stąd prawdopodobnie bierze się popularność gatunku na całym świecie.
W Polsce musicale do niedawna były grane w Teatrach Muzycznych na zmianę z operetkami. W tym sezonie klasyczną operetkę sporadycznie będzie można obejrzeć w Teatrze Muzycznym w Łodzi, częściej w Lublinie i Mazowieckim Teatrze Muzycznym. Pozostałe grają tylko musicale.
Musical jest gatunkiem dla każdego, ma on charakter demokratyczny, jest raczej niesnobistyczny, a mówiąc potocznie - nie zadziera nosa i nie stawia specjalnych wymagań publiczności - twierdzi z dr hab. Joanna Maleszyńska z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. - Musical raczej stara się spełnić oczekiwania widzów, przyciągnąć ich do teatru, a potem dać im satysfakcję estetyczną, wzruszenie, i… rozrywkę. Ten ostatni cel twórców widowisk musicalowych to głęboko „amerykańska” cecha gatunku, której nikt w tamtej, plebejskiej z ducha kulturze nie traktuje jako wady.
Liczy się sukces na Broadwayu
W Polsce największą popularnością cieszą się musicale amerykańskie, które odniosły sukces na Broadwayu, potem angielskie i francuskie. Nie ma w tym nic dziwnego, z tym tylko wyjątkiem, że trafiają one do nas średnio 20 lat po premierze.
Najdłużej czekaliśmy na polską premierę „Nine” (32 lata), „Zakonnicę w przebraniu” (24 lata), „Upiora w operze” i „Footloose” (22 lata). W konsekwencji niektóre style muzyczne, które zostały w nich wykorzystane, zestarzały się, a problemy nieco się zdezaktualizowały, czego przykładem „Footloose”, musical, który w Poznaniu uratowała nowa aranżacja muzyki.
Za rzadko zdarza się, że musical amerykański wchodzi na polski rynek niemal równocześnie. Poznańska premiera „Madagaskaru” odbyła się rok po amerykańskiej. I to jest najbardziej spektakularny wyjątek. Teatr Muzyczny w Gliwicach wystawił „Rodzinę Addamsów” w 2015 roku, pięć lat po prapremierze. Taki sam czas dzielił polską premierę od amerykańskiej musicalu „Spamalot”.
Aktualnie na polskich scenach teatrów muzycznych, operowych i dramatycznych można obejrzeć kilkadziesiąt musicali zachodnich. Są wśród nich musicale nawiązujące do komedii romantycznej („My Fair Lady”, „Hello Dolly!”), odwołujące się do historii („Evita”), inspirowane literaturą („Les Misérables”, „Notre Dame de Paris”), religią „Jesus Christ Superstar”), polityką („Hair”), społeczno-obyczajowe („Skrzypek na dachu”), dla dzieci („Madagaskar”).
W tej ofercie brakuje jednak produkcji najnowszych, reagujący na aktualne problemy życia społecznego i odwołujących się do najnowszych trendów muzycznych. Trudno się temu dziwić, wszak nowe produkcje są zazwyczaj bardzo drogie i rzadko który teatr stać na to, aby kupić licencję wchodzącego na rynek musicalu. Inna sprawa, czasami warto poczekać, czy nowy tytuł zainteresuje publiczność.
- Amerykański musical rozrósł się, okrzepł, zyskał wiele odmian; żadna z nich jednak nigdy nie straciła z oczu głównego celu, dla którego gatunek powstał: sprawianie odbiorcy przyjemności estetycznej i spowodowanie, by wychodząc z teatru nucił zapamiętaną melodię, a potem zatęsknił za nią tak, by kolejny raz kupić bilet na spektakl - mówi dr hab. Joanna Maleszyńska. I w tym tkwi tajemnica sukcesu musicalu, bo opowiada on w prosty sposób o nas albo o tym, jak chcielibyśmy siebie widzieć. Jest trochę jak bajka.
A w Polsce?
Polski musical korzeniami sięga Poznania, początku lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia, kiedy Operetką Poznańską kierował Stanisław Renz. W 1962 roku wystawił spektakl zatytułowany „Dziękuję ci Ewo”, który moglibyśmy uznać za swego rodzaju musical. Najczęściej jednak wobec tego popularnego dzieła używano określenia komedia muzyczna lub operetkorewia. Na pewno był to przykład przełamywania gatunków w ówczesnym teatrze muzycznym.
Polscy twórcy od początku inspirowali się przede wszystkim literaturą: „Boso ale w ostrogach” Jana Tomaszewskiego (1969),
„Kariera Nikodema Dyzmy” Andrzeja Hundziaka (1972), „Pan Zagłoba” Augustyna Blocha (1971). Oprócz musicali opartych na literaturze polskiej warto przypomnieć musicale dla dzieci: „Akademia pana Kleksa” Andrzeja Korzyńskie-go, „Piotruś Pan” Janusza Stokłosy, o młodzieży i dla młodzieży: „Metro” Janusza Stokłosy i „12 ławek” (hip-hopowy). W „Pilotach” natomiast historia miesza się z komedią romantyczną.
Wszystkie one mniej lub bardziej próbują nawiązać kontakt ze stylistyka musicalu amerykańskiego. W XXI wieku osobną drogą podąża tandem Wojciech Kościelniak - Piotr Dziubek. Obaj stworzyli według własnej poetyki - modyfikowanej w zależności od materiału literackiego - własny podgatunek, by wymienić tylko takie tytuły, jak: „Ferdydurke”, „Idiota”, „Lalka”, „Chłopi”, „Ziemia obiecana”, „Kariera Nikodema Dyzmy”, „Wiedźmin”. Na premierę czeka „Blaszany bębenek”. To są wszystko musicale oparte na wielkiej literaturze i bardzo osobne w porównaniu z musicalami granymi na Broadwayu czy West Endzie.
Musical w Poznaniu
Naturalnym domem dla musicalu w Poznaniu była najpierw operetka a potem Teatr Muzyczny. Dwa lata po premierze „Dziękuję ci Ewo” na afiszu znalazły się dwa musicale zachodnie: „Can-Can” Cole Portera i „My Fair Lady” Fredericka Loewe’go. W 1969 roku wielkim sukcesem cieszył się „Skrzydlaty kochanek” Renza. W późniejszych latach poznaniacy mogli obejrzeć „Kiss me Kate” Cole Portera, „Na szkle malowane” Katarzyny Gaertner, „Wesołego powszedniego dnia” Jerzego Derfla, „Cabaret” Johna Kandera. Teatr Wielki wystawił m. in. „Człowieka z La Manchy” Mitcha Leigha, „Phantoma” Maury Yestona, „Skrzypka na dachu” Jerzego Bocka…
W Teatrze Nowym za dyrekcji Izabelli Cywińskiej publiczność bawiła się na musicalu Marka Sarta „Achilles i Panny” a za dyrekcji Eugeniusza Korina biegała na musical Jacka Kaczmarskiego „Kuglarze i wisielcy” oraz „Ghetto” i „Decadance” Satanowskiego. W Teatrze Polskim hitem lat 80. ubiegłego wieku był musical „Łyżki i księżyc” Emila Zegadłowicza i Grzegorza Stróżniaka z udziałem Małgorzaty Ostrowskiej i Lombardu.
Powrót do gry
Po upływie trzyletniej kadencji na stanowisku dyrektora Teatru Muzycznego w Poznaniu, Przemysław Kieliszewski mówił na łamach „Głosu”: „Od początku zadeklarowałem, że chcę zmienić formułę teatru, zmieniając jego repertuar z operetkowego na musicalowy. (…) Nie ukrywam, że trudno pogodzić oba te gatunki pod jednym dachem, dwie estetyki śpiewania operetek i nowoczesnego musicalu. Stąd trudność w utrzymaniu stałego zespołu solistów, który mógłby realizować taki dwubiegunowy repertuar”. I tak się stało. W miarę upływu czasu operetka zaczęła powoli znikać z afisza. A Przemysław Kieliszewski przekonał władze miasta, jaki teatr chce robić.
Do tego potrzebny jest jednak nowy gamach. Nie da się wystawiać broadwayowskich musicali w takich warunkach, jakie panują w sali przy ul. Niezłomnych w Poznaniu. Po długich przygotowaniach, 14 września został ogłoszony konkurs na koncepcję architektoniczną nowego budynku Teatru Muzycznego. Ogłaszając te informację światu Jędrzej Solarski, zastępca prezydenta Poznanie, powiedział: „Chcę dodać, że to będzie pierwsza w powojennej historii inwestycja teatralna (co nie jest do końca prawda, ponieważ pięć lat temu zbudowano Scenę Wspólną - dop. SD). Chcemy, aby to był najnowocześniejszy teatr w Polsce. Chcemy, aby ten budynek a w przyszłości teatr był wizytówka architektoniczną i artystyczną miasta”.
Teatr zostanie wzniesiony na działce u zbiegu ul. Św. Marcin i Skośna, w sąsiedztwie Akademii Muzycznej. Konkurs ma charakter międzynarodowy. Skierowany jest do zespołów składających się z architektów doświadczonych w zakresie realizacji podobnych obiektów. Oprócz budynku wysokiej jakości architektury zleceniodawcy oczekują nowoczesnych, funkcjonalnych i przyjaznych mieszkańcom rozwiązań wnętrz, technologii sceny i logistyki.- Konkurs jest dwuetapowy - mówi Przemysław Kieliszewski, dyrektor Teatru Muzycznego. - W pierwszym etapie zainteresowani przedkładają autorski opis wizji. Do drugiego etapu i złożenia pracy konkursowej wraz makietą, zostanie zaproszonych 6 zespołów. Laureatów konkursu poznamy na początku marca 2019 roku.
W zamyśle inwestora w budynku ma się znaleźć sala koncertowa na 900 widzów i sala kameralna na 200-300 widzów. Ma to być obiekt nowoczesny, w którym będzie można realizować najbardziej spektakularne i nowatorskie pomysły artystyczne.
Jędrzej Solarski zadeklarował:
„Zbudujemy najładniejszy i najnowocześniejszy teatr w Polsce”
. Obecna podczas konferencji prasowej miejska konserwator zabytków Joanna Bielawska-Pałczyńska zwróciła uwagę, że ten nowoczesny gmach pojawi się w wyjątkowym miejscu, które „wymaga wyjątkowego potraktowania”. Jej zdaniem nowoprojek-towany budynek Teatru Muzycznego musi „harmonijnie i umiejętnie wpisać się w istniejący kontekst przestrzenny, który tworzą gmachy naszej wspaniałej Dzielnicy Zamkowej. Na pewno ten nowy obiekt musi nawiązać relacje przestrzenne z najbliższym sąsiadem, czyli Akademią Muzyczną”.
Od kilku lat Teatr Muzyczny w Poznaniu konsekwentnie stawia na musicale. Mimo złych warunków lokalowych, konkurują one z tymi, które realizują teatry dysponujące lepszą infrastrukturą (Teatr Muzyczny im. Danuty Baduszkowej w Gdyni czy Teatr Roma w Warszawie). O tym, że poznańska publiczność zaakceptowała musicalowy kierunek Teatru Muzycznego świadczą liczby. Od premiery musicalu „Jekyll & Hyde” (premiera 10 października 2014 roku) do końca sezonu 2017/2018 wystawiono dziesięć musicali, które zagrano łącznie 462 raz. Są wśród nich musicale romantyczne, społecznie zaangażowane, bardziej rozrywkowe i nieco poważniejsze, dla dorosłych i dla dzieci. Warto jeszcze wspomnieć, że w repertuarze pozostaje „Skrzypek na dachu, którego premiera odbyła się 16 kwietnia 2005. Zagrano go do dziś 145 razy.
Zapotrzebowanie rynku
O tym, że klimat sprzyja musicalowi w Poznaniu, świadczą także działania Akademii Muzycznej im. Ignacego Jana Paderewskiego, która w 2017 roku uruchomiła specjalność śpiew musicalowy.
- To jest odpowiedź na zapotrzebowanie rynku. Dotąd kształciliśmy śpiewaków klasycznych i jazzowych
- mówi prof. dr hab. Marek Moździerz, dziekan Wydziału Wokalno-Aktorskiego w Akademii Muzycznej w Poznaniu. - Śledzimy tendencje w świecie i reagujemy. Na pewno dużym impulsem była zmiana, jaką zaobserwowaliśmy w Teatrze Muzycznym w Poznaniu, odkąd kieruje nim Przemysław Kieliszewski. Naszą determinację wzmacnia także informacja o planowanej budowie nowego gmach z myślą o wystawianiu dużych form musicalowych. W tych poczynaniach widzimy szansę na zatrudnienie naszych absolwentów.
Wcześniej artystów musicalowych długie lata kształciło Studio Wokalno-Aktorskie przy Teatrze Muzycznym w Gdyni. Na poziomie akademickim śpiew musicalowy można studiować także w AM w Gdański, Łodzi i Uniwersytecie Muzycznym w Warszawie.
Musical zawładnął zbiorową wyobraźnią. Publiczność chce je oglądać, młodzi twórcy chcą tworzyć musicale, występować w tych najbardziej znanych. Znak czasu.