W mocno zabytkowym tramwaju linii 1 kolebiącym się z Salwatora do Wzgórz Krzesławickich podsłuchuję informatyków – Polkę, Ukraińca i (chyba) Brazylijczyka - opowiadających sobie dowcipy o… informatykach. Specjalistów tej branży spotkamy dziś w Krakowie (i Hucie) tysiąc razy częściej niż górników i hutników; AGH, mimo starej nazwy, od 10 lat kształci głównie lud IT. Ba, mogłaby dostarczać na rynek dziesięć razy więcej programistów i testerów, a i tak wszyscy znaleźliby dobrą robotę, z podwyżkami płac sięgającymi dziś 25 proc. rocznie i 4 tys. zł miesięcznie. I z mnóstwem kochanej przez młodych wolności/elastyczności. Czytam świeżusieńki raport MOTIFE i ASPIRE, poświęcony właśnie tej kluczowej dla Krakowa i Małopolski branży – także w kontekście wojny w Ukrainie – i mam ciarki na plecach. To powinna być lektura obowiązkowa wszystkich decydentów: w mieście, powiecie, regionie. Ale też – w Warszawie.
Wspomniałem o dowcipach opowiadanych przez młodych, więc pewnie interesuje Państwa, o czym one były. Proszę uprzejmie: Adaś w swoje dwudzieste urodziny znał 20 systemów operacyjnych, 10 języków programowania i żadnej dziewczyny. Kiedy wreszcie – 10 lat później – wziął cudem ślub, żona zaczęła wieczorem narzekać „Ciągle jesteś zajęty przy komputerze. Żebym choć dziecko miała...”. On na to: „Kładź się, będziemy instalować.”
Śmieszne, nie śmieszne – de gustibus. Najważniejsze, że w branży technologicznej i nowoczesnych usług dla biznesu w Krakowie i na jego przedmieściach pracuje już ponad 100 tys. ludzi, z czego ponad 40 tys. to specjaliści IT. Grono informatyków powiększa się w tempie ponad 10 procent rocznie – za sprawą absolwentów krakowskich uczelni (2.350 osób rok w rok; poziom kształcenia AGH jest już w Europie wręcz legendarny) oraz wielkiego napływu talentów z zewnątrz; notabene – gdyby nie ten narybek (mówimy tu głównie o ludziach między 20 a 35 rokiem życia), Kraków starzałby się okrutnie.
Kraków stał się w ostatnich latach absolutną gwiazdą wśród europejskich lokalizacji dla tego typu biznesów – znakomicie działający ekosystem przypomina coraz bardziej kalifornijską Dolinę Krzemową z jej późnopionierskich czasów i przyciąga 20 nowych dużych graczy rocznie oraz zachęca do zakładania i rozwijania biznesów właśnie tutaj. Paradoksalnie – pandemia w tym pomogła: zdalne wykonywanie pracy okazało się równie efektywne jak biurowe, więc krakowskie korpo zaczęły rekrutować pracowników w całej Polsce i dalej. Jak dobrze policzymy, to się okaże, że pracuje dla nich nie 100, lecz 300 tysięcy specjalistów!
Może to zabrzmi brutalnie, ale przecież szczerze: jeszcze większym impulsem rozwojowym dla Krakowa może być wojna w Ukrainie. Stanie się tak, jeśli wszyscy odpowiedzialni za rozwój miasta i regionu – od decydentów najwyższego szczebla po szeregowych pracowników instytucji wspierających biznes i NGOsów – zaczną postrzegać wojnę nie tylko jako gigantyczne wyzwanie / zagrożenie humanitarne (którym niewątpliwie jest i któremu musimy solidarnie sprostać), ale też – niespotykaną w dziejach szansę na cywilizacyjny skok. Wiele firm, które rozważały Ukrainę, Rosję lub Białoruś jako lokalizacje do wynajęcia lub rozpoczęcia działalności, patrzy na Polskę, a w tej branży - Kraków. W Europie Środkowej i Wschodniej jest grubo ponad milion informatyków potencjalnie zainteresowanych pracą pod Wawelem i/lub dla tutejszych korpo i startupów.
Andrew Hallam, szef ASPIRE, krakowskiego zrzeszenia firm IT i nowoczesnych usług dla biznesu, przekonuje, że jesteśmy dosłownie o krok od uczynienia stolicy Małopolski absolutnym numerem jeden w Europie w tym niebywale przyszłościowym sektorze gospodarki. I to może być prawda. Tym bardziej, że kolejni specjaliści INSTALUJĄ SIĘ u nas na potęgę.