Milan Kwiatkowski: Był do głębi prawdziwym człowiekiem teatru
W sobotę, 22 czerwca mija 20 lat od śmierci Milana Kwiatkowskiego jednej z najbardziej charakterystycznych postaci wielkopolskiego teatru.
W sobotę minie 20 lat od śmierci Milana Kwiatkowskiego animatora kultury, twórcy ruchu Pro Scenium, długoletniego kierownika literackiego Teatru Nowego w Poznaniu, a także Teatru im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie. Był jedną z najbardziej charakterystycznych postaci wielkopolskiego życia teatralnego. Lubił wędrować między księgarniami, bibliotekami, a teatrem z charakterystyczną torbą przewieszoną na ramieniu.
Był rodowitym poznaniakiem. Urodził się 15 marca 1938 roku. Maturę zdał w VI Liceum Ogólnokształcącym, czyli w popularnym „Paderku” w roku 1955. Był absolwentem filologii polskiej na Uniwersytecie Adama Mickiewicza z roku 1960. Podczas studiów prowadził Koło Polonistów i występował jako aktor w amatorskim zespole dramatycznym Studio. Jego zainteresowania teatralne ugruntowały także zajęcia z profesorem Zygmuntem Szweykowskim.
Prace zawodową rozpoczął w wydawnictwie „Pospress”. Pracował też w magazynie ITD. Był nauczycielem w Technikum Budowlanym, a później kierownikiem Sekcji Języka Polskiego I Zajęć Pozalekcyjnych w Okręgowym Ośrodku Metodycznym w Poznaniu.
W latach 1969-73 był kierownikiem literackim Teatru im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie. To tam właśnie założył Młodzieżowy Ruch Przyjaciół Teatru Pro Scenium W latach 1973-77 Milan Kwiatkowski był wykładowcą w Instytucie Kształcenia Nauczycieli i Badań Oświatowych w Poznaniu. Jednocześnie w roku 1973 został kierownikiem literackim Teatru Nowego w Poznaniu.. Był autorem scenariuszy do przedstawień teatralnych realizowanych w Teatrze Nowym, takich jak: „Ojczyzna chochołów”, „Rzecz pod tytułem Aktorka”, „Opłatki polskie”. Od 1991 roku prowadził scenę Verbum. Był współautorem i redaktorem albumów „Teatr Nowy w Poznaniu 1972-`1992” i „Teatr Nowy w Poznaniu 1973-83”.
Jego hobby było odkrywanie zapomnianych zabytków i podróże. Lubił nadmorskie wędrówki . Cenił sobie zaufanie, życzliwość , dobro, tworzenie poczucia wspólnoty i profesjonalizm w działaniu. Chętnie sięgał po dzieła Horacego, Tacyta, Krasińskiego, Norwida. Lubił słuchać muzyki Antonio Vivaldiego i pieśni Włodzimierza Wysockiego. Pochowany jest na Cmentarzu Górczyńskim.
Tak wspominają go przyjaciele, ludzie teatru:
Mieczysław Hryniewicz: Mistrz i przyjaciel
Dla mnie Milan to przede wszystkim nauczyciel , mistrz i przyjaciel. Właśnie jemu zawdzięczam to, że wykonuję zawód, który kocham i lubię i jestem w tym miejscu, gdzie jestem. On mi dodał siły i wiary widząc, że aktorstwo mnie interesuje. Mówił: - Chłopie jak cię coś interesuje, to idź tą drogą, a nie oglądaj się na tatusia, który by chciał abyś miał „porządny zawód”.
Milan Kwiatkowski był przede wszystkim bardzo dobrym człowiekiem. Właściwie nigdy nie widziałem go zdenerwowanego albo wściekłego. Jeśli ktoś mu nadepnął na odcisk, to podobno potrafił powiedzieć parę słów i użyć siły głosu, ale ja go nigdy nie widziałem w takiej sytuacji.
W stanie wojennym Milan Kwiatkowski razem z Romanem Chojnackim byli świadkiem aresztowania Izabelli Cywińskiej w jej domu. Od tego momentu trochę zmienił swoje życie. Co ciekawe, wbrew temu, że był humanistą i nigdy nie interesował się finansami, potrafił zorganizować jakieś pieniądze, zdobyć dotację, pozyskać sponsorów na wyjazdy, organizację kursów czy po to, aby zatrudnić instruktorów. Potrafił zabrać całą grupę albo klasę Pro Scenium do Supraśla czy do Gardzienic. On to potrafił. A poza tym ceniono jego podejście do młodzieży. Niestety, Pro Scenium bez Milana i jego osobowości rozpadło się, bo nie było nikogo, kto by podjął ten trud.
Jan Janusz Tycner: Erudycja i poczucie humoru
Milana ceniłem za prawdę, uczciwość, erudycję i za poczucie humoru. Poznałem go w 1975 roku jako twórcę Pro Scenium. Znaliśmy się 24 lata. Uczył młodych ludzi, w tym mnie. Potem byłem w Zarządzie Towarzystwa Kultury Teatralnej, a także wiceprezesem Pro Scenium. Milan uczył młodych ludzi nie tylko w sensie poznawania poezji prozy i literatury, ale chodziło mu też o to, aby myśleć o małych ojczyznach. O małych ojczyznach teatralnych. Nim myśmy wyruszyli na peregrynacje teatralne do Gardzienic, Warszawy, Krakowa czy Gdańska, przedtem poznaliśmy nasze włości czyli Glinno, gdzie urodził się Wojciech Bogusławski czy Wronczyn, w którym bywali Leon Schiller, Ludwik Solski i Juliusz Osterwa.
Milan marzył , aby powstało tam Centrum Edukacji Pro Scenium, ale niestety nie udało się. Ważne były też dla Milana Kościanki, z którymi związany był Stanisław Przybyszewski. Poznaliśmy Teatr im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie, gdzie stworzył Pro Scenium i był kierownikiem literackim oraz Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu.
Mówił nam, co jest bardzo ważne, aby w chaosie i w labiryncie współczesnego świata w czasie moralnego niepokoju właśnie poprzez teatr poznać drugiego człowieka. Myśleć o tym drugim człowieku, aby odnaleźć ład serca. A najlepiej to można uzyskać poprzez poznanie sztuki Melpomeny. A to temat bardzo szeroki. Od tekstu poprzez literaturę, aktora, inspicjenta po scenografa. Milanowi chodziło o to, aby zadać sobie pytanie - kim jestem bez maski? To było bardzo frapujące. Poza tym, starał się i tak mnie kształtował, aby być wrażliwym i smakować misterium sztuki. Miał zwyczaj obdarowywania ludzi, również mnie tomikami poezji, książkami z piękną, mądrą dedykacją. Idąc jego śladem ja to czynię do dziś. Jeśli idę na imieniny czy na Gwiazdkę wpisuję różnego rodzaju cytaty i obdarowuję książką.
Poza tym pamiętajmy o tym, skoro mowa o literaturze, że on jako kierownik literacki, albo jak to dziś mówią dramaturg, był twórcą niepowtarzalnych programów teatralnych. Wiadomo, że spektakl dziś jest, a jutro go nie ma. Może być zapisany przez media na różne sposoby, ale te programy, to jest literatura. I nie chodzi tylko o tekst, ale również o szatę graficzną. To dopiero jest dzieło znakomitych grafików i plastyków!
Ważne jest też to, że potrafił być bardzo tolerancyjny. Nie narzucał niczego ani młodzieży ani mnie. Uczył mnie i innych kolegów i koleżanki samodzielnego myślenia. Chodziło mu o to, aby media, które szanuję, nie narzucały niczego. Ty masz przeczytać, masz dotknąć i masz mieć swoje zdanie i potrafić bronić go używając oczywiście odpowiednich argumentów. Niezmiernie ważny jest tutaj cytat z wiersza Anny Kamieńskiej: „Nie pamięta się ostatnich słów. One są tak ważne, że muszą być zapomniane, aby dojrzewały i ukazywały w ciszy i w tęsknocie wielką nostalgię”.
Jak wspomniałem, Milan miał poczucie humoru. Potrafiliśmy śmiać się z siebie. Każdy ma swoje przywary. Każdemu zdarzają się lapsusy językowe. Uczyliśmy się jak ich unikać. Wzorem do naśladowania dla Milana był Kabaret Starszych Panów. To były złote czasy kabaretu literackiego. Jakże innego niż kabarety dzisiejsze...
Tomasz Szymański: Przeszedł w teatrze wszystko
Znaliśmy się bardzo długo, bo znałem go jeszcze jako kierownika literackiego teatru w Gnieźnie w latach siedemdziesiątych, a potem z Teatru przy Kawie. Milan po prostu był przyjacielem. Człowiekiem, z którym dobrze się żyło. Ceniony był za swoją wiedzę i otwartość. Za to, że po prostu kochał teatr. Był prawdziwym, do głębi człowiekiem teatru który przy wszystkich swoich fizycznych kłopotach przeszedł właściwie wszystko w teatrze.
Był aktorem i reżyserem, autorem scenariuszy i kierownikiem literackim. Był tym głosem, który powodował, że teatr bardzo dobrze funkcjonował. Kulał, a poza tym miał kłopoty z dykcją, co jednak skreślało go z aktorstwa. Właściwie cała jego fizyczność była przeciwko zawodowi aktora, ale znalazł sobie w teatrze miejsce, z którego nikt nie był w stanie go ruszyć bo był tak potrzebnym teatrowi człowiekiem. Taki był Milan.