Mikołaj to więcej niż celebryta! Jak się z nim spotkać?
Nie każdy może założyć na siebie czerwony kostium i krzyczeć jowialnie "Ho-ho-ho". Żeby zostać Mikołajem, trzeba spełnić szereg wymogów, w tym jeden bardzo szczególny.
Będący u progu rozwodu z powodu różnicy charakterów Sam i Charlotte Cooperowie zrobią wszystko, by ostatnie rodzinne święta były najlepszym czasem w ich dotychczasowym, wspólnym życiu. Dlatego właśnie zabierają swoją krnąbrną i klnącą jak szewc wnuczkę Madison do centrum handlowego, gdzie na wszystkie dzieci czeka Mikołaj. Cooperowie muszą porzucić toczone w samochodzie spory sfrustrowanych małżonków, gdy ich oczom zamiast jednego, ukazuje się cała zgraja Mikołajów, którzy właśnie mają przerwę na kawę.
- To... armia pomocników! - rzuca szybko dziadek Sam.
Tym jednym zdaniem w filmie „Kochajmy się od święta” reżyserka Jessie Nelson ratuje wizerunek sympatycznego brodacza w czerwonej czapce. Który przecież istnieje naprawdę, tylko w natłoku zajęć nie przewidział wciąż rosnącego zainteresowania swoją postacią.
Mikołaj w kawiarni
Dorośli doskonale wiedzą, że w dzisiejszych czasach nawet święty nie da rady być wszędzie. Dlatego właśnie od lat na całym świecie tworzą mniej lub bardziej oficjalne filie Rovaniemi, domu i biura Mikołaja.
- W samym tylko Poznaniu działa trzech naszych Mikołajów. Do świąt przybędzie pewnie jeszcze dwóch
- mówi Michał Witczak, właściciel serwisu mikolajnaswieta.pl. - Założyłem firmę sześć lat temu w Warszawie, gdzie oczywiście Mikołaje mają najwięcej roboty, teraz działamy w całej Polsce. Dzisiaj już nie jestem w stanie policzyć, ilu ich zatrudniamy - przyznaje.
Z roku na rok rośnie zapotrzebowanie na wizytę gościa w czerwonym stroju, którego przybycie oznajmia jowialne „Ho-ho-ho”. Ale nie każdy może je wykrzyczeć. Zanim tytuł Mikołaja zostanie przyznany oficjalnie, trzeba spełnić szereg warunków i przejść trudny proces rekrutacji.
Rola ulubionej przez dzieci postaci to wielka odpowiedzialność i trudne zadanie. Większość kandydatur odrzucana jest już na etapie rozmowy telefonicznej.
Ci, którzy przejdą pierwszą fazę naboru, muszą przygotować się na sprawdzian praktyczny.
- Spotkania z kandydatami często prowadzimy w kawiarniach, gdzie przyszłych Mikołajów od razu wrzucamy na głęboką wodę
- przyznaje Michał Witczak. - Odgrywamy z nimi scenki, zadajemy trudne pytania, jakie tylko dzieci potrafią wymyślić. Jest zabawnie, bo roz-mowa często odbywa się w obecności innych gości kawiarni. Testujemy cierpliwość, refleks i pomysłowość kandydatów - zdradza właściciel mikolajnaswieta.pl.
A testować umie jak mało kto, bo sam wielokrotnie był testowany. - Pracowałem jako Mikołaj i wiem, że dzieciaki potrafią zadać najbardziej kosmiczne pytania - przyznaje ze śmiechem.
Choć wszyscy rodzice chętnie współpracują ze świątecznym gościem i ślą wyczerpujące informacje na temat swoich pociech, te ostatnie potrafią zaskoczyć. - Kiedyś dziecko zapytało mnie o to, jak nazywa się grupa, do której chodzi w przedszkolu. Choć przez głowę przemknęły mi wszystkie „muchomorki” i „biedroneczki”, po prostu zdębiałem. Mama musiała ratować sytuację - przyznaje M. Witczak.
- Na szczęście nigdy nie zostaliśmy zdemaskowani.
Celebryta
Niezależnie jednak od tego, jak dobrą ma się pamięć i jak dobrze potrafi się naśladować popularnego świętego, trzeba spełnić podstawowy warunek - kochać dzieci. Bez tego całe święta i wizyta Mikołaja są nieważne.
- Pracują u nas i studenci, i starsi mężczyźni, którzy mają własną długą brodę. Najważniejsze jest, aby byli spokojni i szybko umieli nawiązać kontakt z dzieckiem. Zatrudniamy przygotowanych instruktorów, animatorów kultury czy opiekunów z harcerstw - wyjaśnia Magdalena Wysych z portlu Mikołaje.pl.
A Michał Witczak dodaje:
- Mikołaj to najbardziej lubiany i zarazem najczęściej testowany celebryta na świecie. Dzieci chcą wiedzieć, czy ma prawdziwą brodę, gdzie są renifery i elfy, ale przede wszystkim chcą z nim spędzić magiczny czas. Nie mogą się go bać.
Dlatego nawet tym trochę niegrzecznym dzieciom na czas wizyty sympatycznego brodacza wybacza się wszystkie przewinienia, a zamiast rózgi na zachętę do poprawy daje się upominek.
Dniówka świętego
Ciastka i szklanka ciepłego mleka przy choince to oczywiście podstawe wynagrodzenia utrudzonego podróżą przez mroźne krainy Mikołaja. Za coś jednak trzeba podreperować sanie, nakarmić renifery i kupić prezenty.
W zależności od długości wizyty i atrakcji do kiesy brodacza wpada od 40 do nawet 300 zł. Ten chętnie odwiedza domy, przedszkola i firmy. Z radością wpada też do telewizji, na plenerowe imprezy i do centrów handlowych.
Ci, którym w przedświątecznym budżecie brakuje pieniędzy na opłacenie dniówki Mikołaja, mogą sięgnąć po sprawdzony sposób i w czerwony kostium przebrać sąsiada albo członka rodziny. Doświadczeni radzą, by decydując się na taki krok, zwrócić uwagę na detale. Zdejmujemy zegarki, zmieniamy buty, zostawiamy w domu telefony.
Wizyta w centrum handlowym też jest dobrym pomysłem, pod warunkiem, że oszczędzimy dziecku szału świątecznych zakupów i przez kilka godzin skupimy się wyłącznie na jego potrzebach i spotkaniu z Mikołajem.
- 6 grudnia odwiedzi nas święty Mikołaj w towarzystwie śnieżynki - informuje Norbert Fijałkowski, Dyrektor Centrum Avenida Poznań. - Dzieci, które przyjdą na spotkanie z gościem z dalekiej Laponii, zostaną obdarowane słodkimi upominkami.
Pocztówki z Laponii
Od początku grudnia, aż do samej wigilii świąt Bożego Narodzenia pomocnicy Mikołaja uwijają się jak w ukropie, by na czas dostarczyć podarki i spotkać się z tymi, którzy uwielbiają ich najbardziej.
Sympatyczni brodacze istnieją naprawdę! Niedowiarków odsyłamy pod adres „głównego” Mikołaja: Joulumaantie 1, 96930 Arctic Circle, Magical Lapland, Finland. Można go też podejrzeć na żywo na stronie www.santaclausoffice.com.