Przeprowadzone w niedzielę referendum gminne nie jest ważne, bo nie było wymaganej frekwencji. Zagłosowało tylko 16,10% uprawnionych.
By referendum w Świdwinie było ważne w niedzielę zagłosować musiało co najmniej 3.281 osób z 12.320 uprawnionych (w sprawie odwołania burmistrza) i 3.276 (w sprawie odwołania rady), czyli frekwencja musiałaby wynieść nieco ponad 26%.
Taki wymóg wynika z przepisów, zgodnie z którymi frekwencja referendalna musi wynieść co najmniej 60% tej z wyborów samorządowych 2014.
A wówczas w Świdwinie osiągnęła ona wynik nieco ponad 43%.W minioną niedzielę w 8 lokalach referendalnych wydano łącznie 1.984 karty do głosowania. A to oznacza, że tylko 16,10% uprawnionych skorzystało z prawa głosu. To o 10% za mało, by referendum było ważne.
W sprawie odwołania burmistrza głosów ważnych oddanych zostało 1.963. 87,86% głosujących było na TAK dla odwołania włodarza. Podobnie też ułożyły się proporcje przy głosowaniu w sprawie rady miasta. Ważnych głosów oddanych zostało 1.965, a 90,28% głosujących było na TAK dla odwołania całej rady. Jak widać, ci którzy wzięli udział w referendum, w miażdżącej większości chcieli zmiany świdwińskiej władzy.
Zawiodła jednak frekwencja. Przeciwników obecnej władzy zabrakło przy referendalnych urnach, a zwolennicy mogli do nich nie pójść z pełną premedytacją. Nie mieli powodu, by poprawiać wynik frekwencyjny, tak istotny dla ważności referendum.
- Po 22 stycznia mieszkańcy, którzy narzekali na burmistrza, na radnych, a nie wzięli udział w referendum, sami odebrali sobie prawo do krytyki władzy. Mogli ją zmienić, a z tego prawa nie skorzystali, zostali w domach - podsumował na gorąco Zygmunt Bąk, przewodniczący Miejskiej Komisji do spraw Referendum w Świdwinie.
Wynik referendum z nieukrywaną ulgą przyjął burmistrz - Jan Owsiak.
- Takie rozstrzygnięcie pozwala skupić się na bieżącej pracy i realizacji niedawno przyjętego budżetu - zapewnił. Marek Tarka, rzecznik grupy, która zainicjowała referendalną akcję, podziękował uczestnikom niedzielnego głosowania.