Mieszkańcy bronią sołdata przed dekomunizacją
– Może i był rosyjski, ale teraz jest nasz! – zaklinają się ludzie z dawnej bazy radzieckiej
Przedstawiający czołgającego się żołnierza gipsowy pomnik w Kęszycy Leśnej wkrótce może trafić na listę obiektów przeznaczonych do rozbiórki. W myśl nowelizacji ustawy z przestrzeni publicznej mają bowiem zniknąć obiekty propagujące ustrój totalitarny. Czy takim jest kęszycki pomnik? Nie według mieszkańców. – Jeśli będzie trzeba, będziemy własną piersią bronić żołnierza. To żaden niedozwolony symbol. To symbol tego miejsca i świadectwo jego historii – mówią zaniepokojeni zapowiedziami władz.
Wojskowa historia
Kęszyca Leśna to niewielka miejscowość oddalona o dziesięć kilometrów od Międzyrzecza i jakby ukryta gdzieś wśród jezior i lasów. Ukryta nie przez przypadek. Przez niemal siedem dekad służyła celom wojskowym. Cywile osiedlili się w niej dopiero pod koniec 1993 roku. Można było wtedy tanio kupić mieszkanie w pięknej okolicy, do malowniczej osady szybko zjechali się więc ludzie z różnych stron.
Jedziemy tam spotkać się z grupą mieszkańców. Gdzie dokładnie? Oczywiście pod pomnikiem, który jest najbardziej charakterystycznym punktem w okolicy. To wykonany z gipsu łącznościowiec. W Kęszycy Leśnej stacjonowała bowiem brygada, która odpowiadała właśnie za łączność z Moskwą przebywających w Polsce jednostek radzieckich.
– Pomnik musi tu zostać, nie pozwolimy go zniszczyć. To, co planuje rząd, to chore poprawianie historii. Idąc tokiem myślenia, które każe burzyć pomniki, powinniśmy wyburzyć także wszystkie budynki, które wybudowali tu Niemcy, a także cały Międzyrzecki Rejon Umocniony, który jest przecież ich dziełem – mówi Krzysztof Sojka, emerytowany nauczyciel historii, i z niedowierzaniem łapie się za głowę. Do Kęszycy przeprowadził się z Międzyrzecza po przejściu na emeryturę, szukając ciszy i spokoju. To samo urzekło tu Mirosława Jóźwiaka, który dla śpiewu ptaków porzucił gwar stolicy. – Zakochałem się w Kęszycy Leśnej od pierwszego wejrzenia. Bez wahania wyjechałem z Warszawy. Za sąsiadów mam tu wielu przyjezdnych z Krakowa, Wrocławia, Lublina czy Łodzi. To niezwykłe miejsce, w którym czuć historię. Nie ma takiego drugiego – mówi.
Zabudowa miejscowości jest najlepszym świadectwem jej rodowodu. W równolegle ustawionych koszarowych budynkach mieszczą się dziś wygodne i przestronne mieszkania.
– Z każdej strony las, w pobliżu jezioro. Spędzamy tu wolne dni, a na co dzień mieszkamy w Głogowie. Ostatnio wyciętych zostało wiele drzew, co było dla nas wielką stratą. Nie pozwolimy, by teraz zabrano nam żołnierza – mówi Halina Dybowska. – Pewnie, przecież to nie Lenin ani Stalin – oburza się jej mąż Stanisław. Jak zgodnie podkreślają mieszkańcy, na pomniku nie ma żadnych nawiązujących do totalitaryzmu symboli. Dawna czerwona gwiazda została zamalowana już lata temu. – Żołnierz został pomalowany przez samych mieszkańców, ale nie wyglądał najlepiej. Dlatego został wyremontowany dwa lata temu za gminne pieniądze. Kosztowało to niemało, bo 25 tysięcy złotych – zaznacza sołtys Andrzej Paszkowski.
Według mieszkańców żołnierz nie symbolizuje wcale ucisku Polski czy przemocy wobec Polaków. – Wręcz przeciwnie. Jest ofiarą wodzów, którzy kazali mu iść i ginąć. Czołga się, leży, przypomina o tym, jak okrutna jest każda wojna. Może być zarówno Rosjaninem, jak i Polakiem czy Niemcem. Jest po prostu żołnierzem, który poświęca swoje życie – mówi Jerzy Kardela, międzyrzecki radny i mieszkaniec Kęszycy Leśnej. – Taka jest właśnie jego rola. Ludzie muszą o historii pamiętać, by się nie powtórzyła. Poza tym przez te wszystkie lata ludzie zżyli się z żołnierzem – dodaje Andrzej Paszkowski.
Potwierdza to Halina Dybowska. – Nie zapominajmy o tym, że to także atrakcja turystyczna. Zwiedzając okolicę, ludzie często przyjeżdżają zobaczyć pomnik. Co nam zostanie, jeśli go zabiorą? – pyta.
Również dla mieszkańców pobliskich miejscowości żołnierz jest nieodłącznym symbolem Kęszycy Leśnej. – W organizowanym corocznie Biegu Żołnierza udział bierze wielu sportowców z całego regionu. Start i meta znajduje się właśnie przy pomniku – mówi Zbigniew Kolis, prezes międzyrzeckiego Klubu Biegacza Piast i emerytowany oficer. Jego zdaniem pomnik nie gloryfikuje żadnego ustroju, przypomina tylko o historii tej okolicy.
Choć sympatię do żołnierza deklarują wszyscy nasi rozmówcy, ma on i wrogów. – Parę lat temu ktoś obrzucił go czerwoną farbą, ale jestem przekonany, że to nikt od nas – mówi sołtys.
Zasłonią własną piersią
Mieszkańcy deklarują, że będą wytrwale bronić pomnika. Czy będzie taka konieczność? – W tej chwili nie, ponieważ tzw. ustawa dekomunizacyjna z 1 kwietnia 2016 roku nie obejmuje pomników, jednak w Senacie toczą się prace nad jej nowelizacją. Dekomunizacją wkrótce zostaną więc objęte i takie obiekty – dowiadujemy się w IPN.
Jak udało nam się dowiedzieć, pod koniec czerwca IPN_ ma sprecyzować swoje plany wobec pomników. Według przepisów nowelizacji koszty usuwania pomników miałby ponosić Skarb Państwa reprezentowany przez wojewodę.
– Chcą nam zabierać? Lepiej niech coś dadzą, zainwestują, wybudują porządną drogę dojazdową – oburzają się mieszkańcy mieszkańcy byłej bazy wojsk radzieckich.