Miesiąc po nawałnicy. Poszkodowani nadal liczą na to, że ktoś im pomoże
Po miesiącu od nawałnicy, która zdemolowała dużą część Pomorza, z pozoru sytuacja wygląda zdecydowanie lepiej niż jeszcze kilka tygodni temu.
Wystarczy jednak wejść do któregoś z uszkodzonych domów, żeby zobaczyć, że dla wielu rodzin wraz z jesiennymi chłodami rozpocznie się prawdziwy dramat.
Brakuje dosłownie wszystkiego - pieniędzy, materiałów, firm budowlanych... Szumne zapowiedzi o wypłacie wsparcia na odbudowę domów pozostają w zasadzie jedynie zapowiedziami. W gminie Czersk z pomocy w wysokości 100-200 tys. zł będzie mogła skorzystać raptem jedna rodzina, pomoc w wysokości 20-100 tys. zł na odbudowę domu dostaną trzy rodziny. To zakwalifikowani do takiego wsparcia. A przecież wystarczy spojrzeć na setki pokiereszowanych budynków, aby zauważyć, że to jedynie kropla w morzu potrzeb.
- Niestety, nie wszyscy kwalifikują się do takiej pomocy - nie ukrywa Jolanta Fierek, burmistrz Czerska. - Jedna z najbardziej poszkodowanych rodzin na naszym terenie, z Rytla, nie będzie mogła otrzymać takiej pomocy, gdyż dom, w którym mieszkali, nie został jeszcze formalnie odebrany po zakończeniu budowy. To oznacza, że na wsparcie ze strony rządu nie będą mogli liczyć. Podobnych rodzin, w których nieuregulowane zostały na przykład kwestie spadkowe, jest zresztą więcej.
Niekiedy dochodzi do kuriozalnych sytuacji.
Z domu Barbary i Witolda Hinców z Rytla wiatr zerwał połowę dachu, zniszczone zostało całe poddasze, meble, telewizor, lodówka... - to wszystko zostało zniszczone. Na razie mieszkańcy Rytla dostali 6 tys. zł z MOPS w Czersku i zawiadomienie o zaliczce na rzecz ubezpieczenia w wysokości... 300 złotych. - Nie wiem, na co to ma być, to właściwie jakiś żart - komentuje pani Barbara. - Czy tylko po to, żeby się w jakiś sposób wykpić?
Ile wyniosły straty? Według pana Witolda, to trudno oszacować, biorąc pod uwagę wszystko, to jednak ponad 100 tysięcy złotych.
- Odbudowa samego domu będzie kosztowała co najmniej 60-80 tysięcy złotych - mówi mieszkaniec Rytla. - Za same blachy na dach zapłaciłem prawie 9 tys. zł.
Na co mogłoby wystarczyć 300 złotych zaliczki z ubezpieczalni? - Chyba tylko na sznur... - komentuje pani Barbara.
Mieszkańcy Rytla nie ukrywają, że borykają się z wieloma problemami. Jednym z nich jest kwestia faktur. O znalezieniu budowlańców, którzy wystawią faktury za wykonane usługi, nie ma mowy. Terminy są pozajmowane na wiele miesięcy, a nawet lat. Ci, którzy wykonują usługi, to często bezrobotni, osoby z fachem w ręku, ale bez założonej działalności gospodarczej... Oni faktury nie wystawią, tymczasem urzędnicy wymagają faktur na wszystko.
Zupełnie inne problemy ma pani Danuta.
Spora część dachu w jej domu została zniszczona. Dom nie był ubezpieczony. Kobieta dostała 6 tys. zł z MOPS, ale te pieniądze przeznaczyła na kupno materiałów budowlanych.
Na podwórku jej domu widać robotników budowlanych. Oni dokonają podstawowych napraw, ale mieszkanka Rytla nie ma pojęcia, w jaki sposób zapłaci im za wykonaną usługę. Przy emeryturze w wysokości 1300 złotych widoki na to są nikłe.
- W gazetach piszą, że miliony na pomoc ofiarom nawałnicy spływają, ale my tych pieniędzy nie widzimy. - Ja jestem przerażona. Wegetuję już miesiąc i przez ten czas urzędowe dokumenty nie nabrały mocy, żeby wypłacić nam przynajmniej część pieniędzy.
piotr.furtak@polskapress.pl