Miejski łowczy. On nie strzela do zwierząt. On im pomaga
Miejski łowczy z Gorzowa: - Moja praca? To pomaganie zwierzakom przez całą dobę!
Jest pan miejskim łowczym. To się kojarzy z...
... ze strzelaniem do zwierząt, wiem. Tymczasem ja im pomagam. Gdy jest porzucone, ranne zwierzę, jadę do niego, udzielam pierwszej pomocy - jeśli jej potrzebuje - i odwożę do schroniska. Nie strzelam! Nie wywożę, nie wiadomo gdzie. Pomagam. Proszę to podkreślić. Bo dla ludzi „łowczy” faktycznie wielu kojarzy ze strzelbą i zabijaniem. Tymczasem ja działam na zlecenie miasta.
Od kiedy?
Zajmuję się tym od początku lutego. Już miałem 12 interwencji. Najczęściej chodziło o psy. Zabierałem m.in. te przywiązane przy galeriach i sklepach. Nie umiem tego zrozumieć: czemu ludzie idą na zakupy i zostawiają ulubieńca, jak rower, na kilka godzin przywiązanego przy wejściu do centrum handlowego? Pomagam też rannym zwierzętom. Ostatnio jechałem do potrąconego przez auto kota. Zaznaczę jednak, że do kotów zdrowych, ale wałęsających się po okolicy, nie wyjeżdżam. To zwierzę żyjące dziko. Przecież kaczek z parku też nie zawiozę do schroniska (uśmiech).
Dzwoni się do pana z prośbą o interwencję?
Nie. Dzwoni się do policji na 112, a policja daje znać mnie. Tak to działa.
Ma pan taki też ten kij z pętla na końcu?
Pyta pan o chwytak, nazywany również poskramiaczem? Tak, mam. Choć właśnie on kojarzy się z hyclem, z którym to nie chcę być kojarzony. Jednak zapewniam, że poskramiacz jest dopuszczony do użytku, krzywdy nie robi, za to zapewnia bezpieczeństwo mnie, a psu oszczędza długotrwałej akcji i stresu. Bo - podkreślam znowu - ja zwierzętom pomagam. Pamiętajcie o tym! Przypominam, ponieważ zdarzało się, że ludzie na mój widok pytali z troską: „Ale nie skrzywdzi pan tego psa”? Nie, nie skrzywdzę.
Boi się pan czasem?
Nie, nie boję. Ale szanuję zwierzęta, rozumiem, że w czasie odławiania (stąd ten „łowczy”!) mogą być zestresowane. Dlatego sam jestem bardzo ostrożny i pamiętam, że pies, to pies i umie gryźć.