- Zostałem oszukany przez Pałac Książęcy – skarży się właściciel firmy, która remontowała wodotrysk na podzamczu.
Mail utrzymany w emocjonalnym tonie trafił do naszej redakcji tuż przed otwarciem świeżo wyremontowanej fontanny w pobliżu pałacowej oranżerii.
Tomasz Cabaj, właściciel firmy Giardino, która pracowała nad jej renowacją, nie przebiera w słowach. Wprost zarzuca kierownictwu Pałacu Książęcego oszustwo i bezprawne naliczenie kar umownych, które według niego sięgnęły niemal połowy ustalonego wynagrodzenia za zlecenie.
- Za rażące uznać należy zachowanie prezesa Lóssy, potwierdzanie nieprawdy w dokumentach spisanych pomiędzy podwykonawcami a panem prezesem, nakłanianie naszych pracowników do wykonywania prac z pominięciem nasze firmy oraz rozpowszechnianie wśród podwykonawców nieprawdziwych informacji o nas. Wisienką na torcie niegodziwości pana prezesa jest zablokowanie połączeń telefonicznych od wykonawcy, a wszystko to w dniu w którym pan prezes umówił się na spotkanie ze mną! – pisze Cabaj.
Prezes spółki Pałac Książęcy, Paweł Lóssa, początkowo zadeklarował, że nie będzie wdawał się w prasowe polemiki z wykonawcą remontu. Sugerował, by Cabaj swoje argumenty przedstawił przed sądem gospodarczym. Ostatecznie godzi się na spotkanie by, jak mówi, dać odpór pomówieniom.
- Ten pan swoimi rewelacjami usiłuje zainteresować wszystkie gazety. Na facebooku pojawił się nawet profil „demaskujący” nieprawidłowości przy remoncie. Rozważamy z tego powodu podjęcie kroków prawnych wobec właścicielom firmy Giardino – mówi P. Lóssa.
Prezes podkreśla, że współpraca z firmą ze Szczecina od początku nie układała się dobrze. Prace przy fontannie rozpoczęły się po przeszło dwóch miesiącach od zawarcia umowy. Wtedy też zaczęło się poszukiwanie żagańskich podwykonawców. Ekipy na budowie zmieniały się jak w kalejdoskopie. Podobnie zresztą jak i kierownicy odpowiedzialni za wykonanie prac.
- Wyglądało na to, że firma nie ma żadnych własnych zasobów ludzkich, by zlecenie wykonać – podejrzewa Lóssa.
Pod koniec września ubiegłego roku Pałac odstępuje od umowy. Ulegając jednak prośbom przedsiębiorcy, wycofano się z tej decyzji. Na miejscu pojawił się nowy kierownik budowy, prace zaczęły mozolnie postępować naprzód.
- Działaliśmy w dobrej wierze, nie znając niechlubnej przeszłości pana Cabaja. Uznaliśmy, że skoro poniósł już jakieś nakłady, to może powinien rzecz doprowadzić do końca – relacjonuje prezes Lóssa podkreślając, że jednym z warunków powrotu do umowy, było wzięcie przez Giardino odpowiedzialności za opóźnienia.
Kary z tego tytułu wyniosły w sumie około 70 tys. zł. Kolejne 40 tys. trafiło w ręce komorników, działających w imieniu wierzycieli „Giardino”. Kilkanaście tysięcy potrącono z tytułu wad stwierdzonych w czasie odbioru. W końcu, by zabezpieczyć roszczenia podwykonawców fontanny, ich honoraria Pałac Książęcy przekazał do depozytu sądowego.
- Trudno powiedzieć, czym kieruje się wykonawca, próbując rozpętać wokół spółki i mnie osobiście kampanię pomówień – ocenia P. Lóssa. – Na pewno widać tu sporą desperację i chęć wywarcia określonego nacisku. Stąd pisma, maile, nawet telefony o dziwnych porach. Bo prawda jest taka, że nawet jeśli Giardino wygra z nami w sądzie, to żadnych pieniędzy nie dostanie. Pierwszeństwo będą mieli komornicy.