Między regałami: Żale miejskich urzędników
Urzędnicy z łódzkiego magistratu mają problem. I to na tyle duży, że musieli się poskarżyć łodzianom na konferencji prasowej. A przy okazji poskarżyli się na... samych łodzian.
Konferencje prasowe to to, co łódzcy urzędnicy kochają najbardziej. Tak bardzo je pokochali, że zapomnieli o takich narzędziu komunikacji jak mejl czy telefon. A większość wiekopomnych informacji, o jakich jest mowa podczas spotkań z dziennikarzami, spokojnie można przekazać mejlowo tudzież telefonicznie. Jest jednak pewien problem: za pośrednictwem mejla polansować się trudno, poza tym zapoznanie się z treścią mejla zajmuje mniej czasu i być może dziennikarzom zostałoby go wystarczająco dużo, by władzy przywalić. A tak muszą biegać od konferencji do konferencji i na działania wywiadowczo-krytykujące czasu im przeważnie brak.
Zgodnie z najlepszą urzędową tradycją dziennikarze zostali więc zaproszeni na konferencję, podczas której wiceprezydent Łodzi oraz główny prawnik miasta poskarżyli się na niedobrych radnych, którzy to im pracować nie dają. A podłej obstrukcji podli radni dokonują za pomocą podłych interpelacji, którymi bez opamiętania biednych urzędników zasypują. Tylko w ubiegłym roku takiej dywersji dokonali aż 950 razy. Biedni urzędnicy stracili setki godzin, by na nie odpowiadać. Przy okazji padł na nich blady strach, że to dopiero początek dywersysjnej działalności podłych radnych, którzy za pewien czas mogą wystosować nawet dwa tysiące interpelacji rocznie!
I choć pewnie nie brakuje radnych, którzy nadużywają tego narzędzia, to mogą to robić tylko dlatego, że najwidoczniej coś nie gra w komunikacji na linii urząd - mieszkańcy. Bo gdyby mieszkańcy informację od urzędu mieli, to nie zawracaliby głowy radnym, by ci smarowali pisma w ich imieniu. Co więcej, sprawnie informujący o wszystkim urzędnicy, sami odebraliby radnym ten bat. Ale wolą się mediom wypłakać...