Między regałami: Sklepy nie kochają rowerzystów?
Wiem, że mogą być nieco rozpuszczona, zwłaszcza po wizycie w Skandynawii, ale wydaje mi się, że właściciele lub szefowie naszych centrów handlowych mogliby się nieco bardziej postarać. To znaczy pewnie się starają i to na wielu frontach, ale na froncie rowerowym nie bardzo niektórym wychodzi.
Wróciłam niedawno z Trondheim, gdzie podjazdy w mieście mogłyby wykończyć większość rowerzystów, a nawet piesi mają problemy z niektórymi pagórkami. Ale i na to znalazł się sposób, przed jedną wyjątkową wredną podjazdową górką zamontowano windę dla rowerów. Wystarczy dotknąć nogą szyny, by winda wyłoniła się z czeluści chodnika, a potem pozostaje już tylko zaczepić w niej rower i można podziwiać widoki będąc ciągniętym pod górę. Proszę mnie źle nie zrozumieć, nie domagam się od centrów handlowych, by fundowały rowerzystom windy, zresztą w Łodzi - zwłaszcza przed centrami handlowymi - takiej potrzeby nie ma. Ale już strzeżony parking rowerowy fanaberią mi się nie wydaje i zapewne wielu rowerzystom także nie. A nie wszędzie przed dużymi sklepami w Łodzi można zostawić rower i mieć pewność, ze jak już się kupi buty, chleb lub sukienkę, to ten rower na swojego właściciela nadal będzie czekał.
I znów pozostaje mi tylko żałować, że tu nie Skandynawia, choć muszę przyznać, że nawet w Norwegii, Szwecji i Danii w ostatnich latach przybywa rowerów, które do stojaków są przypinane, a nie tylko o nie opierane. W Łodzi ryzyko utraty jednośladu jest mimo wszystko znacznie większe niż w Oslo czy Sztokholmie. Wydaje się, że inwestycja w jednego pracownika, który nieco czasu spędzi na świeżym powietrzu - ewentualnie będzie pilnował roweru pod dachem - centrum handlowego nie zrujnuje, a i u klientów w obcisłych ubraniach z lycry zapunktować będzie można.