Między nieudolnością a kolesiostwem. Komentarz Dziennika Łódzkiego
Gromy spadły na opozycję, gdy na własne życzenie przegrała głosowanie w sprawie obywatelskiego projektu dotyczącego złagodzenia ustawy aborcyjnej. Już tylko śmiech było słychać, gdy posłowie zaczęli się tłumaczyć ze swoich głosowań.
Trudno się było powstrzymać, gdy Katarzyna Lubnauer, przewodnicząca Nowoczesnej, mówiła, że jej partia jest nowa i jej posłowie nie zdają sobie sprawy, nad czym głosują, lub gdy posłanka Alicja Chybicka (PO) oświadczyła: „Nie myślałam, że mój głos może cokolwiek znaczyć”. I tak projekt, którego skierowanie do dalszych prac poparł nawet prezes PiS Jarosław Kaczyński, wylądował w koszu.
Ale nawet on, uznawany za trzymającego partię silną ręką, nie jest w stanie narzucić dyscypliny swoim parlamentarzystom. Część senatorów PiS obroniła swojego kolegę Stanisława Koguta przed zatrzymaniem i aresztowaniem. Taki wynik musiał rozwścieczyć prezesa, który tuż przed głosowaniem w Senacie zapewniał: „Nie ma żadnych przywilejów”. W ruch poszłaby rózga, ale nie wiadomo, kogo uderzyć, bo głosowanie było tajne. Oberwali wszyscy, ale piórem. W dyscyplinującym swoich polityków liście stwierdził: „Przedstawiciele naszej formacji odmówili potraktowania jednego ze swoich członków jak zwykłego obywatela RP, niekorzystającego z żadnych przywilejów”. I zapowiedział zmiany w prawie, by immunitet nie stawiał nikogo ponad prawem (zawsze jednak jakiś poziom uprzywilejowania pozostanie - red.).
Za wyłamanie się z dyscypliny partyjnej PO wyrzuciła z partii trzech posłów. Trzech posłów Nowoczesnej zawiesiło w niej swoje członkostwo, bo ich koledzy sprzeniewierzyli się linii partii. Takie gesty łatwo przychodzą tym, którzy mało mają i niewiele tracą. PiS mogłoby stracić wszystko, a przynajmniej bardzo dużo, gdyby wyrzuciło wiarołomnych senatorów - jeśli by ich tylko wytropiło.
Jesteśmy skazani na wybór między nieudolnością a kolesiostwem?