Michał Goławski broni pamięci o przedwojennym Białymstoku
Przy ulicy Staszica 14 stoi niewielka kamieniczka. Z nią związana jest historia jednego z najwybitniejszych obywateli Białegostoku - Michała Goławskiego. Wywieziony przez Sowietów, po wojnie nie wrócił do Polski.
Michał Goławski doczekał się osobnego opracowania autorstwa Zbigniewa Romaniuka i Jana Trynkowskiego - Życie dla polskiej oświaty. Michał Goławski (1904 -1974). Sam też wielokrotnie wspominałem Goławskiego z tej prostej przyczyny, że pisać o międzywojennym Białymstoku i nie wymieniać Goławskiego po prostu nie sposób. Aresztowany przez sowietów w listopadzie 1939 r. został wraz z całą rodziną wywieziony. Nigdy już do Białegostoku nie wrócił. W emigracyjnym Londynie nadal angażował się w życie społeczne i oświatowe. I właśnie z Londynu przypomniał o sobie białostoczanom pisząc w kwietniu 1957 r. list.
„Przypadkowo dowiedziałem się o powstaniu w Białymstoku Towarzystwa Miłośników Ziemi Białostockiej. Jako białostoczanin i były prezes Towarzystwa Krajoznawczego - Oddział w Białymstoku, autor ,,Przewodnika po Białymstoku i okolicach” - ucieszyłem się bardzo, że powstało Towarzystwo Miłośników Ziemi Białostockiej. Jest nas w Londynie około 30 białostoczan z rodzinami lub samotnych i chcielibyśmy coś więcej wiedzieć o rozwoju kulturalnym i gospodarczym Białegostoku”.
Redakcja Gazety Białostockiej, która list Goławskiego opublikowała pod mocno, jak na realia 1957 r., brzmiącym tytułem „Białostoczanie z … Londynu nawiązują kontakt ze swym miastem”, ten niecodzienny fakt opatrzyła równie zaskakującym komentarzem. „List tej treści jest miłą niespodzianką dla członków naszego Towarzystwa - doda im z pewnością otuchy - że ich praca może stać się naprawdę potrzebna i pożyteczna. Wiele zaniedbań kulturalnych czeka na odrobienie, wiele zdarzeń z kart historii Białegostoku aż się prosi o opracowanie. Próba nawiązania łączności białostockiej emigracji z macierzystym miastem również może przyczynić się do wzbogacenia form pracy Towarzystwa i zachęcić obecnych mieszkańców Białegostoku do pracy nad uświetnieniem swego miasta”.
Wydaje się, że ten puszczony chyba przez nieuwagę materiał prasowy stał się przedmiotem partyjno-cenzorskiej interwencji. Nic bowiem w następnych miesiącach ani o Goławskim, ani o Londynie, a tym bardziej o „potrzebnej i pożytecznej” współpracy, Gazeta już nie publikowała. List Goławskiego musiał jednak wśród dawnych białostoczan wywołać wrażenie niezwykłe. Przypominał bowiem i jedną z najważniejszych postaci białostockiego międzywojnia, dawał też świadectwo, że w Londynie są białostoczanie, którzy tworzyli historię miasta. Michał Goławski z premedytacją przypominał, że był autorem przewodnika turystycznego po Białymstoku i okolicach, bo być może wpadł mu w ręce wydany w 1952 r. przez PTTK przewodnik zatytułowany „Białystok”. Autorzy tekstu W. Bazylewski i M. Pardo pisali w nim całkiem nową historię miasta. I tak Goławski w swoim przewodniku pisał: „W pamiętnych dniach listopada 1918 r. Białystok rozbroił Niemców dzięki powstałej samorzutnie Samoobronie, niestety brak dostatecznych posiłków z wyzwolonych już od okupacji terenów Niepodległej Rzeczypospolitej, a z drugiej strony nadciągające wraże oddziały armii niemieckiej, cofającej się z Ukrainy przez Białystok do Prus Wschodnich uniemożliwiły utrzymanie miasta w ręku polskim. Dopiero 19 lutego 1919 r. wojsko polskie, entuzjastycznie witane przez ludność, wkroczyło do Białegostoku”.
W 1952 r. autorzy przewodnika tak przedstawiali te wydarzenia. „Po ucieczce Niemców w 1918 r. Białostocczyzna przeżywała wielkie przemiany dziejowe, jakie niosła Wielka Rewolucja Październikowa”. O lipcu i sierpniu 1920 r. Goławski pisał: „Młodzież szkolna starszych klas, harcerze, sokoli i wielu obywateli miasta pośpieszyło na front, co nie uchroniło jednak od jarzma bolszewickiego, jakie zaciążyło nad miastem od 28 lipca do 22 sierpnia 1920 r. Bolszewicy stworzyli w Białymstoku siedzibę organizacji „Rządu Sowieckiej Republiki Polskiej” do walki z „białą” Polską. Osławiony kat Dzierżyński rozpoczął krwawe rządy, których ofiarą padło 16 pomordowanych w bestialski sposób niewinnych obywateli miasta”.
Autorzy nowej historii w 1952 r. pisali zaś, że „po złamaniu w 1920 r. interwencyjnej ofensywy Piłsudskiego na państwo Rad, podjętej w porozumieniu z czołowymi państwami kapitalistycznymi Zachodu i po wkroczeniu Armii Czerwonej na tereny Polski, Białystok stał się siedzibą utworzonego przez komunistów Tymczasowego Komitetu Rewolucyjnego Polski. Na czele Komitetu stanęli: dr Julian Marchlewski, Feliks Dzierżyński i Feliks Kon. (…) Robotnicy zaczęli uruchamiać fabryki, przystąpili do odbudowy wysadzonego mostu kolejowego toru. Utworzyli grupy, które pomagały chłopom w omłotach. Na licznych zgromadzeniach robotniczych przemawiali Marchlewski i Dzierżyński. Marchlewski zajął się w tym czasie organizowaniem szkolnictwa i szpitalnictwa”.
O międzywojniu Goławski pisał krótko. „Gdy przebrzmiały odgłosy wojny i nastał upragniony spokój, miasto dźwignęło się do znojnej pracy nad odbudową świetnie rozwijającego się dawniej przemysłu, zaś społeczeństwo polskie twórczym wysiłkiem zaciera pozostałości rosyjskiej kultury, likwidując ją bezpowrotnie i nadając miastu piętno i oblicze wyraźnie polskie”. Kontynuatorzy Goławskiego w 1952 r. tak przedstawiali tę w końcu niedawną przeszłość. „W okresie międzywojennym robotniczy ruch rewolucyjny w Białymstoku pozostał nadal żywy i wierny tradycjom. Dowodem tego były liczne procesy działaczy Komunistycznej Partii Polski, m. in. proces 34 robotników w Białymstoku w kwietniu 1929 r. Skazano wtedy 28 oskarżonych, łącznie na 244 lata więzienia. Wspaniałym aktem prężności organizacyjnej i solidarności był strajk włókniarzy białostockich w 1932 r.” i tak dalej i temu podobnie.
O powojennym Białymstoku Michał Goławski już siłą rzeczy nie pisał. Mógł natomiast czytać to co autorzy przewodników wypisywali. To co stworzyli ci z 1952 r. nie nadaje się nawet do czytania. Omawiali w przewodniku (!) założenia i realizacje planów gospodarczych. Pisali i o PGR - ach i o budowie linii wysokiego napięcia i likwidacji nieużytków, a nawet o tak fascynującym zjawisku jak przemysłowa przeróbka ziemniaków. Słowem wymieniali jak leci wszelkie lokalne atrakcje.
W 1956 r. PTTK wydało kolejny przewodnik - „Białystok i okolice”. Jego autorów Zbigniewa Troczewskiego i Jakuba Antoniuka trudno uznać za prymitywnych propagandzistów. Troczewskiego Goławski musiał znać z przedwojennych lat. Tym bardziej musiał być zdziwiony, gdy czytał niektóre fragmenty ich tekstu. Smutne było, że we wstępie nie wspomnieli o nim jako o autorze przewodników turystycznych, podawali natomiast i to z błędem (rok wydania podany 1934, a w rzeczywistości 1933) monografię Henryka Mościckiego, komentując ją, że „ma braki i błędy”. Sami zaś popisywali się takimi oto kwiatkami. „Na rogu ul. Nowy Świat znajduje się kino Pokój w tym samym gmachu gustowna kawiarenka, w niej można otrzymać przysmak bałkański, buzę - napój z fermentującego mleka”. Musiał zdziwić się Goławski, że zmiany zaszły aż tak daleko. Za jego białostockich czasów buza była z kaszy jaglanej. Ale to co mogło Goławskiego i londyńczyków boleć, to zawarta w tekście całkowita negacja tego, co było ich Białymstokiem. Tamte miasto było brzydkie, nowe piękne. Pretensjonalne, burżuazyjne kamienice zastąpiono nowoczesnymi proletariackimi blokami. W mieście Goławskich była bieda i niesprawiedliwość. W mieście z 1956 r. panowała wręcz sielanka. Szkoły (oczko w głowie Goławskiego, a i Troczewski był przecież przedwojennym nauczycielem) dopiero w socjalistycznych realiach mogły dumnie stwierdzić, że uczą. Po lekturze tych tekstów i późniejszym milczeniu adresatów można skłaniać się do stwierdzenia, że „aluzju paniali”. Michał Goławski swym listem z Londynu przypomniał, że jest ich zaledwie 30, ale pamiętają.