Miasteczko Śląskie udowodniło, że śląskie jest dobre, że śląskie daje radę
My som u siebie. Momy prawo godać, a nawet momy obowiązek tak godać - mówi Józef Jendruś, zwycięzca konkursu "Po naszymu, czyli po śląsku", przewodniczący Rady Miasta Miasteczka Śląskiego.
Wziął pan władzę w swoje ręce i zaprzecza, że Ślązak jest dupowaty, jak mówił Kazimierz Kutz?
Wprawdzie w Miasteczku Śląskim wszyscy się znamy, ale po 2006 roku, kiedy po raz pierwszy zostałem laureatem konkursu „Po naszymu, czyli po śląsku”, ludzie zaczęli dostrzegać, że piszę wiersze, że jak trzeba zrobić trocha szpasu i humoru, to dobrze przyjść po mnie. Przed wyborami też przyszli, żebym startował.
Z jakiej partii przyszli?
Nie mamy żadnych partii. Dogadujemy się bez nich, jak w rodzinie, gdzie każdy ma swoje poglądy, ale trzeba tę rodzinę utrzymać. Trzeba jej stworzyć warunki do życia.
Były burmistrz Miasteczka Śląskiego, Stanisław Wieczorek, też jest laureatem „Po naszymu…”. On pana namówił do udziału w konkursie?
Mnie samego naszła ochota, ale to prawda, że wszyscy w Miasteczku podziwialiśmy Staszka. Razem pracowaliśmy w hucie cynku, on jako elektryk, a ja jako automatyk.
W tej hucie cynku i ołowiu, od której dzieci miały ołowicę, umierał las i okoliczne psy?
Skażenie w latach 60. i 70. było wielkie. Odpady, które zawierały metale ciężkie, wywożono na pola rolników. Wmawiali nam, że to dobre dla tej ziemi. Teraz Miasteczko Śląskie odżyło, a na terenie huty rosną jabłka.
Zjadłby pan jabłko spod tej huty?
Teraz tak, wtedy nawet by nie urosło. Teraz wokół jest zielono, środowisko jest monitorowane.
W 7,5-tysięcznej gminie huta cynku jest największym pracodawcą. Może dlatego tak pan jej broni?
Mamy z niej największy dochód. Kiedyś zatrudniała 3,5 tys. ludzi, dziś około 1,5 tys. W naszym interesie jest, żeby tej hucie dobrze się wiodło i żeby jak najmniej nas truła.
Rozwój gminy już w XVI wieku związany był z wydobywaniem rud srebra i ołowiu. Co pozostało po tamtych gwarkach?
Pełno dziur w ziemi. Wprawdzie ich nie widać, ale są, bo tu było kiedyś mnóstwo szybów. Została kopalnia metali kolorowych w Pasiekach, którą ostatecznie zalała woda. Mój starosek Franciszek na niej robił.
Miasteczko leży z dala od śląskiej aglomeracji. Z krańca widać, co dzieje się w Katowicach?
Niewiele nas to obchodzi. Być może z tą aglomeracją będziemy współpracować, jeśli tędy pojedzie szybka kolej do Pyrzowic, a u nas będzie przystanek. Wtedy z ubocza awansujemy na trasę tranzytową.
Kiedyś Miasteczko Śląskie było też na uboczu Tarnowskich Gór. Opłaciła się secesja? Przecież z dużym można więcej.
Niczego nie żałujemy. Gmina usamodzielniła się w 1995 roku i na tym zyskała. Możemy się pochwalić, na przykład, piękną halą sportową, boeing 747 by się w niej zmieścił. Chyba nigdzie nie ma tylu ścieżek rowerowych, co u nas. Lasem da się dojechać do Kalet, Tworoga, Woźnik, Świerklańca, Nakła.
Mieszkańcy korzystają z tych ścieżek?
Robimy rajdy rowerowe i wtedy burmistrz jedzie pierwszy. Stara hala sportowa, z siłownią, jest do dyspozycji starszych. Moja żona też tam jeździ na aerobik. Z kijkami chodzą po lesie. Gmina dokłada do zajęć ruchowych, bo dba o zdrowie mieszkańców. Najważniejsze, żeby budżet był stabilny.
Coś mu grozi?
Jeśli kwota wolna od podatku wzrośnie do obiecywanych 8 tys. zł, wtedy spadną dochody CIT dla miasta. Mieliśmy plan unowocześnienia naszego gimnazjum, ale w związku z zapowiadaną likwidacją tych szkół musimy się wstrzymać. Nie wiadomo, co z nauczycielami gimnazjów. Z naszych 35-36 mln budżetu, na szkolnictwo wydajemy 8,5-9 mln zł.
Co wam dała Unia Europejska, że jej flaga trzepocze na środku Rynku?
Choćby park Rubina, który nam wypiękniał. W dworku jest przedszkole, są ścieżki, ławki, oświetlenie. Na wiosnę zrobimy siłownię. Do hali sportowej też się Europa dołożyła. Dlatego na naszym rynku łopocą trzy flagi obok siebie: w środku biało-czerwona, a po bokach - Miasteczka Śląskiego i UE.
W plebiscycie na Górnym Śląsku w 1921 roku większość mieszkańców głosowała za Polską. Dziś słychać o tym w publicznej debacie?
Nigdy nie było u nas niesnasek z tego powodu, że jeden jest bardziej polski, a drugi niemiecki. Chciałbym, żeby znaczenie Śląska było większe.
Pisze pan wiersze także w gwarze śląskiej. Ma pan problem z jej zapisem?
Nie, i jakby mnie ktoś spytał o kodyfikację, to powiem: klupnij się w czoło, człowieku. Posłuchaj tych gwar i powiedz, jak to zrobić. Nie mam też kłopotu z czytaniem tekstu gwarowego, chyba że są nad literami daszki, kreski. Nie wiem po co. Wiela nos jest, niech każdy godo, jak chce - w domu, w urzędzie.
Rozśpiewana jest ta wasza gmina; chóry, orkiestry, zespoły wokalne. Z czego to wynika?
Ze śląskości. Z grupą Bernadetty Kowalskiej, która ma swój zespół na śląskiej scenie, nagrałem hymn Miasteczka, do którego napisałem słowa, a Jerzy Macoła - muzykę.
Opiewacie tę śląską ziemię z jej skarbami i kultem ks. Teodora Christopha, proboszcza sprzed 150. Dlaczego jest dla was tak ważny?
Przeszedł do pamięci jako człowiek wielkiego serca, zawsze pomagający ubogim. Każdy, kto przychodzi na cmentarz, pochyla się najpierw na jego grobem. Jak ktoś idzie do szpitala, zabiera z jego grobu grudkę ziemi i ma przy sobie. Kiedy szedłem do wojska, to nie było do pomyślenia, bym poszedł bez tej grudki ziemi.
To ten grób ludzie rozebrali?
Dowożą nową ziemię.
Pisze pan w jednym z wierszy, że „Ślązok to niy ino hajer, ale studnia mądrości i łodwagi”. Czego inni powinni się uczyć od Ślązaków?
Tą studnią mądrości był mój starosek, który opowiadał o powstaniu i grubie w Pasiekach, jak musiał uciekać, kiedy przyszedł Niemiec i jak się chował, gdy szedł Rus. Uczył mnie grać w skata i co w lesie rośnie. Nie widziałem, żeby źle na babcię spojrzał.
Zastępował panu ojca?
Ojciec uległ wypadkowi na kolei, gdy miałem 14 lat.
Z powodu godki spotkały pana przykrości?
Nie, i teraz też nie mam kompleksów. My som u siebie, momy prawo godać. A nawet momy obowiązek. Jak dziadek nie bydzie godoł po śląsku do swoich wnuków, to godki nie bydzie. Kto żyje na Śląsku, choć trochę tego śląskiego też mógłby się nauczyć.
Ponoć pana ogródek jest przedłużeniem biura Rady Miasta?
Lubię kwiatki i ciągle przy nich coś robię, wygrałem nawet konkurs na najlepszy ogródek w Miasteczku. Jak mnie ludzie widzą w ogródku, wołają, żebym podszedł do furtki, bo chcą uzgodnić jakieś sprawy urzędowe. Nasze Miasteczko Śląskie pokazało, że to śląskie w nazwie znaczy - dobre, że śląskie daje radę. Tak wróciliśmy do dupowatości Kutza, której u nas nie ma.