Miał być koniec świata, a wyszedł z tego... bulwar
- Jak likwidowali nam rynek przy rzece, serce mi pękało. Ja byłam pewna, że to będzie dla nas, handlowców koniec świata - wspomina Maria Wichowska. Wspomina - dodajmy - ze śmiechem.
Bulwar. Nasza duma, a dla wielu serce miasta i najlepsze miejsce do wypoczynku. Zwycięzca kilku konkursów, który w ciepłe dni przyciąga setki ludzi. Jedni spacerują, drudzy siedzą w kawiarenkach, inni odpoczywają przy rzece.
Zaczął się rodzić... dokładnie 10 lat temu. Bo właśnie wtedy - 19 i 20 marca 2007 r. - dźwigi zaczęły wywalać znad rzeki stare, brzydkie budki i stragany. To był ostateczny koniec bazaru, który szpecił miasto od początku lat 90.
Nowy początek
- 10 lat mija? Poważnie? Jezus, Maria. Faktycznie. Jak ten czas leci! - mówi zaskoczona Maria Wichowska. Pracowała na bazarze od samego początku, czyli do 1991 r. - Miejsce było genialne. Ludzi tłumy. Ale warunki sprzedaży okropne. Ciasno, elektryka i woda byle jaka. Na noc trzeba było zabierać towar i rano rozkładać od nowa - wspomina.
Jednak pomimo tych warunków, gdy ostatecznie miasto postanowiło zlikwidować bazar, handlowcy byli załamani. - Mnie dosłownie pękało serce. Byłam przerażona. I pewna, że to oznacza dla nas, kupców, koniec świata - mówi ze śmiechem.
Tak, ze śmiechem, bo świat wcale się nie skończył. Część kupców zawiązała spółkę i zbudowała halę przy ul. Witosa. Część postanowiła handlować na nowym targowisku, które zorganizowano kawałek od starego - na placu przy ul. Cichońskiego (i z tej okazji z korzyścią dla całego miasta uporządkowano teren dawnej ciepłowni). - Okazało się, że to nie był koniec świata, tylko początek nowego. Nasze targowisko to perełka. Mamy świetne warunki. Klient czuje się jak w sklepie. A my już nie musimy zabierać na noc towaru: zamykamy boksy, całości pilnuje ochrona - chwali M. Wichowska.
A klienci? - Przez pierwsze pięć lat było super. Mówię szczerze: s u p e r! - literuje pani Maria. Popsuło się, gdy ruszyła Nova Park. Galeria na Zawarciu zabrała część klientów, którzy swoje pieniądze woleli wydawać w centrum handlowym, a nie u kupców. - Ludzie dalej tu przychodzą, ale jest ich mniej - dodaje sprzedawczyni.
- Jednak na chleb z szynką wystarcza? - zagaduję.
- A wystarcza - odpowiada ze śmiechem.
Nie było szans
Pan Waldemar (szuka spodni) wcale nie wspomina dawnej lokalizacji z sentymentem. - Ciasno było. Przymierzalnie lokowano za kotarkami. Obrócić się nie szło do lustra. To było takie handlowanie jak w Bangladeszu. Teraz wspominamy to z sentymentem i dlatego wydaje się nam bardziej kolorowe - mówi, gdy pytam o dawny bazar.
A Joanna Lubiewska (jej mama szuka bluzki) dodaje: - Tamto targowisko i tak by się nie obroniło. Zmieniły się czasy, zmienił się handel. Ludzie zaczęli kupować przez internet. Poważnie poszedłby pan teraz kupić tam garnitur? - śmieje się.
Grażyna Sławęcka (przy ul. Cichońskiego ma dwa sklepy; wcześniej, nad rzeką, handlowała od 1991 r.) przekonuje, że nowe targowisko ma klimat poprzedniego, znakomitą ofertę, jednak dużo lepsze warunki. I nad rzekę by już nie wróciła. - To najładniejsze, najlepsze targowisko w regionie. O nim proszę pisać, a nie wspominać szczęki na bulwarze - dodaje ze śmiechem. I mówi jeszcze: przy Cichońskiego właśnie był remont, jest już darmowy parking, ławeczki, a zaraz będzie można za darmo handlować kwiatami czy działkowymi owocami i warzywami. - Zapraszamy do nas, na Cichońskiego! - zachęca.
Dla nas to historia
Zaczepiam na bulwarze nastolatków. Robią zdjęcia koło plastikowego plażowicza - Janusza. Mają po 14-16 lat. Pokazuję im zdjęcia tego miejsca ze straganami. Śmieją się. - Rodzice opowiadali, że tu był bazar. Ja nie umiem sobie tego wyobrazić - kiwa głową z niedowierzaniem. A jego kumpel dodaje: - Kiedy to było? 10 lat temu? Przecież to już historia - śmieją się w głos.