Metropolia śląsko-zagłębiowska. Marek Kopel: To już jest jasne, że nie będę kandydatem obu stron
Propozycję dostałem we wtorek, 29 sierpnia, po zgromadzeniu metropolii - mówi Marek Kopel, kandydat na szefa metropolii, w rozmowie z Marcinem Zasadą.
Dokąd metropolię mógłby zaprowadzić Marek Kopel?
Metropolia ma rozwiązać kilka naszych problemów, m.in. z transportem publicznym. Może w przyszłości doprowadzi do powstania jednego miasta.
Do tego potrzeba jeszcze poparcia większości samorządów. Pan poparcia większości dziś nie ma, więc jak zamierza pan przekonać miasta, które dziś deklarują swój głos na Kazimierza Karolczaka?
Kazimierz Karolczak jest bardzo dobrym kandydatem, sprawnym politykiem i menedżerem. Obaj zapewne potrafilibyśmy równie skutecznie kierować metropolią. Dziś nie chodzi o to, co ja mógłbym zaoferować prezydentom. To oni sami muszą zadecydować o tym wyborze.
Kiedy tak naprawdę otrzymał pan propozycję kandydowania na szefa metropolii?
Wtedy, gdy „zakleszczyła się” sprawa wyboru władz na pie-rwszej sesji zgromadzenia.
Niewdzięczną dostał pan rolę - kandydata za pięć dwunasta, gdy właściwie większość kart została już rozdana.
Zaproponowano mi to we wtorek (29 sierpnia - red.), po przerwanej sesji zgromadzenia metropolii. Moim warunkiem było zostanie kandydatem obu stron, kandydatem większości. Dziś jestem po rozmowach z większością samorządowców...
I widzi pan szanse na to, by być kandydatem obu stron?
Nie widzę takiej możliwości. Bo są prezydenci, którzy uważają, że najlepszym kandydatem byłby Kazimierz Karolczak i tacy, którzy wskazują mnie.
Są jeszcze tacy, którzy mówią: „Marek Kopel to dobry kandydat, ale jest już po prostu za późno”.
Za późno w tym sensie, że grono samorządowców uzgodniło między sobą sposób pracy metropolii z panem Karolczakiem i nie wycofają się z tych uzgodnień. I ja to świetnie rozumiem.
A nie ma pan pretensji do prezydentów Katowic czy Zabrza, że nie dali panu szansy odpowiednio przygotować się do kandydowania na szefa metropolii?
Nie mam pretensji, bo nie ubiegałem się o to stanowisko. Część prezydentów miała swoją wizję, początkowo chcieli, by szefem metropolii była osoba reprezentująca obóz władzy. I to też rozumiem, bo ze strony rządu ustawa przygotowana tylko dla nas też była odważnym działaniem. Więc samorządowcy, którzy brali udział w tworzeniu metropolii uznali, że przedstawiciel rządu powinien zasiadać w jej zarządzie.
Można było to zapisać w ustawie.
Zgadza się.
Czy dobrze rozumiem pańskie słowa, że jest pan już pogodzony z porażką w wyborach, które odbędą się w przyszły wtorek?
Ja nie walczę o to stanowisko. Moja kandydatura to jakaś oferta dla miast, które utworzyły metropolię. Ale decyzja będzie należeć do całości zgromadzenia.
Jedynym prezydentem, który przeniósł swoje poparcie od Karolczaka do pana jest Andrzej Kotala. Pański dobry znajomy z Chorzowa.
To miła wiadomość. Cieszę się, że docenił byłego konkurenta.
Czy jeśli we wtorek wybory wygra Karolczak, pan widzi dla siebie miejsce w zarządzie metropolii?
Nie jestem pewien. Na razie nie wiadomo, jak zrealizowany zostanie pomysł prezydenta Gliwic Zygmunta Frankiewicza, by każdy podregion wskazywał swojego kandydata do zarządu metropolii. To był dobry pomysł, może trochę idealistyczny, bo życie okazało się brutalne i dziś niektóre podregiony mają kilku kandydatów.
A pan będzie kandydatem podregionu bytomskiego?
Prawdopodobnie tak, choć są też inne opcje. Rozstrzygnięcie należy do prezydentów.