Kto śledził ostatnie wyniki Malwiny Kopron, ten wie, że jej brązowy medal nie jest zaskoczeniem. Sukcesy osiąga wcześniej niż Włodarczyk
Jestem w życiowej formie, nie będę tego ukrywać – mówiła już po wygranych eliminacjach Malwina Kopron. To ona niespodziewanie prowadziła po pierwszej serii poniedziałkowego konkursu, gdy rzuciła 74,76 – ledwie 35 cm bliżej niż wynosi jej rekord życiowy. Jak się potem miało okazać, to wystarczyło do trzeciego miejsca.
Kopron niedawno wróciła do rodzinnych Puław, gdzie trenuje pod okiem swojego dziadka Witolda. Witold Kopron jest po krakowskim AWF-ie. Wnuczka mówi o nim, że to trener „wszechstronnie uzdolniony”. Wcześniej przez cztery lata pracowała z trenerem Czesławem Cybulskim, który jeszcze niedawno ćwiczył z Pawłem Fajdkiem.
– Bardzo się cieszę, że wróciłam. Czekałam na to, dziadzio wiedział już wcześniej, że to kwestia sezonu czy dwóch, kiedy wrócę. To się przekłada na moje relacje w domu, a ja jestem bardzo rodzinna. Trenuję teraz w bardzo komfortowych warunkach – mówi.
– Poprawiłam technikę. Nieraz miałam tendencję do szarpania, a teraz to wyeliminowałam, mam luźne barki i to przynosi efekty –opowiadała 23-latka, która przecież jeszcze w ubiegłym roku nie potrafiła na igrzyskach w Rio przekroczyć granicy 70 m. – Teraz mam pełny komfort treningu. Głowa to moja mocna strona. Współpracuję też z psychologiem Nikodemem Żukowskim. Na obozie w Spale powiedział, że jeszcze nigdy nie widział mnie tak skoncentrowanej na każdym rzucie – tłumaczyła Kopron kilka dni temu.
– Mój medal nie jest żadną niespodzianką. Rok temu z wynikiem 72,74 m poprawiłam młodzieżowy rekord Polski. Wiem, że z sezonu na sezon będę rzucać jeszcze dalej. Do Londynu przyjechałam po medal. W końcu po to się startuje na mistrzostwach świata – mówiła Kopron po konkursie, chociaż nie ukrywała, że marzyło jej się srebro. – Anita niech się boi, nadciąga świeża krew – dodała z uśmiechem.