Z mecenasem Romanem Nowosielskim rozmawia Szymon Zięba.
Prace sejmowej komisji śledczej, zajmującej się wyjaśnianiem afery Amber Gold, mogą mieć wpływ na „główny” proces Katarzyny i Marcina P.? A może na ewentualne roszczenia poszkodowanych przez spółkę? Niedawno pisaliśmy, że pełnomocnik reprezentujący pokrzywdzoną w aferze kobietę wnioskuje o to, by przed sądem przesłuchano dodatkowych świadków - policjantkę, której przydzielono sprawę Amber Gold i która opisała przed sejmową komisją rzekome problemy w komunikacji z prokuraturą, oraz Małgorzatę Wassermann, przewodniczącą komisji.
Myślę, że ustalenia sejmowej komisji śledczej mogą mieć wpływ przede wszystkim na pozwy wytaczane przez poszkodowanych. W efekcie pracy komisji pojawiają się nowe materiały, niezwiązane bezpośrednio z odpowiedzialnością ewentualnych sprawców, lecz z tzw. odpowiedzialnością akcesoryjną Skarbu Państwa za ewentualne zaniedbania funkcjonariuszy. I tutaj nowe fakty i dowody mogą się pojawić na posiedzeniu komisji. One absolutnie są do wykorzystania w procesach cywilnych.
Do tej pory sądowe batalie poszkodowanych przez Amber Gold z państwem nie należały do spektakularnych sukcesów. To się może zmienić?
Może, o ile dana osoba wskaże na konkretne fakty, które są do udowodnienia i które potwierdzają to, że Skarb Państwa rzeczywiście zlekceważył piramidę finansową Amber Gold. Same zeznania przed komisją śledczą to zbyt mało. Trzeba bowiem wykazać, jakie zaniedbania konkretnie zostały popełnione przez funkcjonariuszy.
Nawet jeżeli o kłopotach przy pracach ze sprawą Amber Gold mówiła policjantka?
To, że uważa tak pani policjantka, to jest jej ocena. Być może jest trafna, ale dla sądu nie jest wystarczająca. Przed wymiarem sprawiedliwości trzeba dokładnie wskazać: „zaniedbano to, to i tamto” i wówczas powstała szkoda. Między wspomnianym zaniedbaniem i szkodą pojawić się musi tak zwany związek przyczynowy.
Same słowa funkcjonariusza natomiast mogą być początkiem dowodu i wskazywać poszkodowanym kierunek, w którym należy iść.
Zmieńmy nieco temat. O komisji śledczej powołanej do wyjaśnienia afery Amber Gold mówiło się, że będzie „pokazówką” i „grillowaniem”. A tymczasem jak do tej pory zeznania świadków pozostawiały po sobie co najmniej kontrowersyjne wrażenie.
Jeżeli celem i efektem działania komisji śledczej będzie wskazanie i udowodnienie tego, że ewentualnie nie zadziałało państwo, to brawo. Bo będzie to służyło przede wszystkim jednemu - zapobieżeniu podobnym przypadkom w przyszłości.
A jak Pan ocenia to, że przed komisją śledczą może stanąć obecny oskarżony w aferze Amber Gold - Marcin P.? Jego zeznania mogą coś wnieść?
Uważam, że Marcin P. może powiedzieć przede wszystkim to, czego nie chce powiedzieć gdzie indziej. Jeżeli oskarżony stanie przed komisją śledczą, będzie zeznawał jako świadek.
Oznacza to, że to, co powie, nie będzie mogło zostać wykorzystane przeciwko niemu w procesie karnym. Co ważne, będzie to mogło być dowodem w postępowaniu, które można ewentualnie wytoczyć innym osobom.
Przesłuchanie Marcina P. może być niejawne?
Oczywiście - ze względu na dobro i bezpieczeństwo świadka.