Mąż, żona, nóż i finał po 34 latach
Miał pretensje do żony, że pije czwarte piwo tego dnia, więc Krystyna D. zadała mu cios nożem. Sąd Okręgowy w Krakowie skazał ją na 10 lat więzienia, ale do odsiadki kobieta ma mniejszą karę
- To, co się stało, będzie ciążyło na pani sumieniu do końca życia - sędzia Sądu Apelacyjnego w Krakowie nieco podniesionym głosem na sali rozpraw strofował oskarżoną o zabójstwo.
54-letnia Krystyna D. uśmiechała się pod nosem, bo prawomocnie obniżono jej z 10 do 8 lat wymiar kary za uśmiercenie męża.
Najpierw była miłość
Poznali się na zabawie, zostali parą i tak im było dobrze ze sobą, że jeszcze w tym samym roku wzięli ślub.
Krystyna D. miała lat prawie 20, mąż Mieczysław był o sześć lat starszy. Dzięki znajomościom udało im się zdobyć dwupokojowe mieszkanie na ul. Na Błonie w Krakowie.
Mieczysław D. pracował w Instytucie Fizyki przy krakowskiej Akademii Górniczo Hutniczej, ale nie był naukowcem, ale zwykłym pracownikiem administracji.
Dbał o zaopatrzenie, sprawy techniczne, zakup niezbędnych do badań odczynników i materiałów.
Uznawano go za tzw. złotą rączkę i faktycznie - znał się na elektryce, hydraulice, naprawach zepsutych zamków w drzwiach.
- Wy tutaj wymyślacie światowe wynalazki, a ja tylko je udoskonalam - śmiał się z pracowników instytutu, którzy przychodzili do niego po radę.
Prosili go, by im w praktyce pokazał, jak funkcjonują pewne urządzenia, jak je eksploatować i naprawiać. I to nie tylko na uczelni, ale w domu, ogrodzie i na działce.
Z żoną Krystyną dzieci nie mieli. Kobieta początkowo pracowała dorywczo, ale przeszła na rentę i utrzymywała się z pensji męża.
Lubili podróżować i zwiedzać Polskę, wyjechać na kilka dni pod namiot, na ryby. Utrzymywali kontakty towarzyskie z licznym gronem znajomych, chodzili w odwiedziny częściej niż tylko na zwyczajowe imieniny, urodziny i święta.
Coś się między małżonkami zaczęło psuć pod koniec lat 90., gdy siedząca całymi dniami sama w domu Krystyna D. zaczęła popijać piwo, a potem coraz mocniejsze trunki.
Mieczysław D. też za kołnierz nie wylewał, ale alkoholikiem nie był. Wolał zapalić dobrego papierosa niż sączyć drinki. O wiele częściej robiła to jego żona.
Alkohol coraz częściej
Raz i drugi mąż zwrócił jej uwagę, że nie mogą aż tyle pieniędzy przeznaczać na alkohol, ale kobieta puszczała te uwagi mimo uszu.
Z czasem zaczęło dochodzić między małżonkami do sprzeczek na tym tle, potem były awantury, zdarzało się także, że nietrzeźwa Krystyna D. pierwsza brała się do rękoczynów, ale nie miała szans z silniejszym i sprawniejszym mężem.
Oboje poprzestawali na wzajemnych wyzwiskach i obelgach. Uspokajali się, gdy sąsiedzi reagowali na ich krzyki stukaniem miotłą w ściany.
Zdarzało się, że wściekła na partnera z byle powodu, nietrzeźwa żona nie wpuszczała go do domu.
W takiej sytuacji zrezygnowany Mieczysław D. jechał nocować do siostry, mieszkającej kilka ulic dalej.
Oskarżona nie zabiła w afekcie. Widać, że u niej intelekt górował nad emocjami
Po tych gwałtownych kłótniach małżonkowie się przepraszali, wybaczali sobie i życie toczyło się, jak dawniej.
Raz, w połowie 1996 r., Krystyna D. zareagowała bardziej nerwowo i w nerwach oblała męża wrzątkiem. Mężczyzna w ostatniej chwili zasłonił twarz ręką, ale od ukropu doznał obrażeń kończyn, szyi i klatki piersiowej.
Do lekarza się jednak nie zgłosił, prosił tylko siostrę o pomoc i opowiedział jej co się zdarzyło. Policji nigdy nie informował o takich incydentach.
- To nasza sprawa. Moja i Krysi. Jakoś sobie będziemy dalej radzić - bagatelizował sytuację.
Tylko najbliższej rodzinie był skłony zdradzić, że jego pożycie nie jest usłane różami.
Z drugiej strony Krystyna D. była osobą, która miała też inne, bardziej ludzkie oblicze. Pomagała chorej matce w szpitalu i opiekowała się nią aż do jej śmierci.
Potem w podobny sposób okazywała zainteresowanie chorej sąsiadce. Gotowała jej posiłki, sprzątała mieszkanie, pomagała załatwić sprawy w urzędach, chodziła na zakupy i oferowała pomoc, gdy tylko była taka potrzeba.
Kobieta - do rany przyłóż, gdyby nie alkohol.
Kłopotliwe długi
Na początku 2009 roku wyszło na jaw, że państwo D. mają ogromne zaległości w płaceniu czynszu.
Okazało się, że chociaż mąż dawał żonie pieniądze na te cel, to Krystyna D. pieniądze wydawała na wódkę.
Spółdzielnia mieszkaniowa zagroziła, że eksmituje małżonków, jeżeli szybko nie uregulują zaległości.
Na tle finansowym dochodziło między parą do coraz gwałtowniejszych awantur.
Mieczysław D. w tamtym czasie już jawnie krytykował żonę i jej sposób życia.
- Musisz przestać chlać wódę, bo to nas zgubi! - krzyczał. Swoją siostrę poprosił, by nie przychodziła na imieniny małżonki, bo, jak stwierdził, Krystyna wariuje, a on nie wytrzyma i zabije ją, albo siebie.
Po kilku tygodniach doszło do dużej awantury i bijatyki między małżonkami. Krystyna D. wezwała policję.
Zanim przyjechał radiowóz, Mieczysław D. uciekł z mieszkania, a żona w końcu nie zgodziła się na ściganie męża i zgłoszenie doniesienia.
Tragiczne popołudnie
Tamtego kwietniowego dnia małżonkowie wybrali się na imieniny do znajomych, ale coś między nimi było nie tak i Krystyna D. powróciła do domu sama taksówką, a Mieczysław D. autobusem. Kobieta dopiero przed blokiem zorientowała się, że u znajomych zostawiła torebkę z kluczami, więc poszła nocować do jednej z sąsiadek.
Do mieszkania zapukała o 4 rano, drzwi były otwarte, mąż spał w łóżku. Gdy wstała przed południem, Mieczysław D. od dawna był w pracy, wrócił około godziny 17.
Wściekł się, gdy ujrzał, że żona popija sobie piwko, a na stole stoją cztery puste puszki.
Rozpoczęła się o to awantura, a gdy Krystyna D. chciała iść do łazienki mąż podbiegł, chwycił ją od tyłu za włosy, głową uderzył w boazerię w przedpokoju i mocno popchnął.
Zaczęli się oboje szarpać i wtedy Krystyna D. zauważyła, że na ladzie w kuchni leży nóż. Skoczyła tam w sekundę. Mieczysław D. jej nie gonił, więc wróciła uzbrojona do przedpokoju i zadała mężowi cios w klatkę piersiową.
Ostrze długie na 11 cm prawie całe zniknęło w ciele mężczyzny, który osunął się na podłogę. Krystyna D. zaczęła krzyczeć, ale najpierw rzuciła się do kuchni i umyła z krwi narzędzie zbrodni. Zostawiła je na suszarce.
Pierwsza zawiadomiła policję i pogotowie, że w mieszkaniu przy ul. Na Błonie „zabiła męża nożem”.
Jej głośne krzyki rozpaczy słyszeli na ulicy nie tylko przechodnie, ale nawet lekarze z karetki, którzy szybko przyjechali na wezwanie.
Trafiła za kratki, by wytrzeźwieć. Miała we krwi ponad promil alkoholu., a Mieczysław D. trzy razy więcej. Zmarł po przewiezieniu do szpitala.
Byli razem 34 lata
Na przesłuchaniu tęga, niska, ruda, zaniedbana 54-latka o ponadprzeciętnej inteligencji przyznała się do winy.
Opowiadała, że doszło do awantury, bo mężowi, z którym była od 34 lat, nie podobało się, że piła już czwartą puszkę piwa. Podkreślała, że to mąż rozpoczął awanturę i pierwszy ją zaatakował.
Biegli medycy po sekcji zwłok wypowiedzieli się, że cios nożem był zadany z dużą siłą, bo ostrze przebiło dwa żebra. I wywołało wewnętrzny krwotok, który stał się przyczyną śmierci.
Przed sądem oskarżona nie przyznała się do winy i przekonywała, że nie pamięta momentu zadania ciosu, a ocknęła się dopiero po kilku minutach. Wtedy wezwała pomoc.
Na umytym w kuchni nożu odnaleziono jednak ślady krwi Mieczysława D.
Sąd Okręgowy w Krakowie skazał Krystynę D. na 10 lat więzienia. Za okoliczności obciążającą uznał działanie po alkoholu i zabójstwo z zamiarem bezpośrednim. Za łagodzące przyjęto przyznanie się do winy i próbę ratowania rannego, wezwanie pomocy i policji.
Od wyroku apelował obrońca oskarżonej. Przekonywał, że kobieta działała w afekcie usprawiedliwionym okolicznościami, bo w końcu broniła się przed agresją nietrzeźwego męża.
Złagodzona kara
Krystyna D. tylko raz zabrała głos przed Sądem Apelacyjnym w Krakowie.
- Proszę sąd o wyrozumiałość - mówiła w ostatnim słowie. Sąd zmniejszył kobiecie wymiar kary z 10 do 8 lat więzienia, bo uznał, że nie chciała zabić męża, ale godziła się na jego śmierć, czyli działała z zamiarem ewentualnym.
- Oskarżona nie zabiła w afekcie, choć była zdenerwowana. W tej sprawie widać, że u Krystyny D. górował intelekt, a nie emocje - stwierdził sędzia.
I zauważył, że kobieta miała czas na refleksję, bo pobiegła po nóż do kuchni, wróciła z nim, zaatakowała męża, zadała mu cios w okolice serca, a potem zacierała ślady zbrodni, bo zdawała sobie sprawę z grożącej jej odpowiedzialności karnej.
Sędzia dodał również, że oskarżona nie jest całkiem zdemoralizowana, bo gdy nie piła, to potrafiła troskliwie opiekować się matką, a potem chorą sąsiadką.
- A teraz do końca życia będzie pani miała przed oczami ten widok, jak człowiek, który panią utrzymywał, pani mąż, leży zakrwawiony w przedpokoju na skutek pani nieodpowiedzialnego zachowania - mówił sędzia uzasadniając prawomocny wyrok.
Krystyna D. słuchała tego ze spuszczoną głową.