Matka zaginionego błaga: Piotrusiu, daj znak życia!
Janina Zięba od 12 lat nie widziała swojego syna. Wyjechał do Grecji i nagle słuch o nim zaginął...
Piotr Zięba z Korzennej wyjechał do Grecji za pracą 12 lat temu. Ostatni raz z rodziną skontaktował się trzy lata temu. Ale dopiero teraz Janina Zięba zdecydowała się zawiadomić policję o zaginięciu syna.
- Przez pierwsze lata pobytu za granicą syn często się z nami kontaktował. Wysyłał kartki na święta, prezenty, ale później kontakt był rzadszy - mówi Janina Zięba. Syn uprzedzał, że wyjeżdża na budowy, na różne wyspy. Wówczas dzwonił bardzo rzadko, nawet raz na kilka miesięcy.
- Nie martwiłam się więc na zapas - mówi pani Janina. Szczególnie że jej myśli absorbowały inne problemy rodzinne. Opiekowała się ciężko chorą babcią Piotra i swoim cierpiącym mężem.
- Teraz nie wiem nawet, jak przekazać Piotrusiowi wiadomość, że babcia nie żyje, a w grudniu ubiegłego roku zmarł jego tata - płacze kobieta i prosi o pomoc w poszukiwaniu syna.
Wciąż przed oczami ma obraz syna, który schodzi ze schodów w rodzinnym domu, w ręce trzyma plecak i oświadcza niespodziewanie: „Mamo, wyjeżdżam do Grecji”.
- Pamiętam dokładnie ten dzień. To było 12 lat temu, 6 stycznia, w Trzech Króli - mówi Janina Zięba z Korzennej. Wówczas po raz ostatni widziała swojego Piotrka. Teraz zgłosiła zaginięcie 39-latka na policji.
Piotr Zięba uczył się najpierw w sądeckim gastronomie, później w Technikum Rolniczym w Trzycierzu. Po szkole trudno mu było znaleźć pracę, dlatego uległ namowom kolegi, który już jakiś czas pracował w Grecji. Chciał, żeby Piotr do niego dołączył.
- Sprzeciwiałam się, ale syn się uparł. Mówił, że tutaj nie ma co robić. Postawił mnie przed faktem dokonanym - opowiada pani Janina, a jej oczy napełniają się łzami. Tak chciałaby go znów zobaczyć - płacze 64-letnia kobieta.
Przez pierwszych kilka lat pobytu za granicą Piotr dzwonił do niej bardzo często. Wysyłał też kartki na Dzień Matki i na Boże Narodzenie.
- Na święta zawsze dostawaliśmy dwie pocztówki. Jedną dla mnie i dla męża, a drugą wysyłał babci, a dziś nawet nie wiem, jak mu przekazać wiadomość, że babcia nie żyje, a w grudniu ubiegłego roku zmarł też jego tata - mówi pani Janina.
Matka: Syn nie lubił pracy w polu. Piotruś, już dawno je sprzedałam, wracaj do domu!
Przyznaje, że po około sześciu latach kontakt z synem miała już rzadszy. Przestał też wysyłać prezenty swemu bratankowi.
- Gdy wyjeżdżał do Grecji, Kuba miał roczek. Nie pamięta wujka, ale jak skarbu strzeże wszystkich samochodzików, które od niego otrzymał - mówi Janina Zięba.
Nie martwiła się, gdy dłużej nie miała kontaktu z Piotrem. Uprzedzał, że jak wyjeżdża do pracy na budowie, gdzieś na wyspy, może nie zadzwonić nawet przez kilka miesięcy. Pani Janina przyznaje więc, że dokładnie nie wie, kiedy ostatni raz z nim rozmawiała. Pamięta, że było to latem.
- W 2013, a może w 2014 roku. Żalił się, że w Grecji jest coraz więcej Ukraińców, że już tyle się nie zarabia. Mówiłam więc, żeby wracał do domu - opowiada.
Nie kryje, że w tym czasie miała wiele rodzinnych problemów. Absorbowały ją choroba mamy i męża.
- Pół roku czekania na telefon od Piotrka to jednak było już za długo - mówi.
Na własną rękę próbowała więc dowiedzieć, co się dzieje z jej synem. Udało się ustalić kiedy opuścił swoje dotychczasowe mieszkanie i że przeprowadził bliżej Aten. Dokąd? Nie wiadomo do dziś.
- Nie zgłaszałam zaginięcia, bo trzymałam się myśli, że w końcu zadzwoni - mówi pani Janina. Przecież w październiku 2015 r. Piotr Zięba napisał wiadomość na portalu Nasza Klasa do swojej bratowej Magdaleny. Poprosił ją o kontakty telefoniczne do bliskich.
- Podałam kilka numerów, nie tylko do mamy, ale i braci. Później napisałam mu o śmierci jego babci i taty, ale ze strony Piotrka nie było już żadnej reakcji - opowiada Magdalena Zięba. Pani Janina przez kilka miesięcy nie wypuszczała komórki z ręki. Telefon jednak milczy.
Wiesz, gdzie może być zaginiony, skontaktuj się z policją pod nr 997.
W kwietniu tego roku napisała do polskiej ambasady w Grecji, ale ta nie ma żadnej wiedzy o Piotrze. Pani Janina przypomina sobie, że syn stracił w metrze wszystkie dokumenty.
- To było zaraz na początku jego pobytu w Grecji. I pewnie do tej pory nie wyrobił nowych, bo by konsulat miał go w swojej bazie - mówi matka. Niedawno zgłosiła zaginięcie syna na policji. Komisariat w Grybowie szuka mężczyzny o krępej budowie ciała, krótkich blond włosach, 180 cm wzrostu, wadze ok. 80 kg i z niebieskim tatuażem na prawym i lewym ramieniu.
- Często mi się śni. Zawsze w starym domu, który powódź zabrała nam w 2001 roku. Ten, w którym mieszkamy, Piotr i jego bracia pomagali budować. Zaradny chłopak, denerwował się tylko, jak go gnałam do pracy w polu. Nie lubił tego. Pole już sprzedane, Piotruś, wracaj do domu! - prosi matka.