W gminie największy nacisk kładzie się na przydomowe oczyszczalnie. Ale dlaczego, skoro w Trzebiechowie działa duża oczyszczalnia i podłączone są do niej tylko dwie miejscowości?
Kanalizacja regionu to niełatwy temat. W samorządach stawiają na różne rozwiązania. W gminie Bobrowice zastanawiają się nad mniejszymi instalacjami dla całych wiosek. Wcześniej był pomysł wybudowania wielkiej oczyszczalni w okolicach samych Bobrowic. W rozległej gminie wiejskiej Gubin stawiają na przydomowe oczyszczalnie. A w gminie Maszewo? Mamy zastosowane dwa rozwiązania. Coraz więcej mieszkańców inwestuje w „przydomówki”, ale na terenie gminy funkcjonuje duża oczyszczalnia ścieków w Trzebiechowie. Kłopot w tym, że podłączone zostały do niej tylko dwie miejscowości (wspomniany Trzebiechów oraz Gęstowice).
Czy w przyszłości można spodziewać się, że więcej wsi będzie obsługiwanych przez oczyszczalnię?
- Jeśli chodzi o tę instalację, to jest rodzaj oczyszczalni biologicznej. Nie może być żadnych zrzutów - wyjaśnia wójt gminy Maszewo, Dariusz Jarociński. - Istnieje możliwość, żeby podłączyć w przyszłości Korczyców i Rzeczycę. Transport ścieków byłby ułatwiony, ponieważ z obu miejscowości „jest z górki”. Tylko w Rzeczycy za kościołem jest spadek w drugą stronę, tam trzeba byłoby przepompować nieczystości. To jednak zadanie na przyszłość.
Przypomnijmy, że oczyszczalnia w Trzebiechowie kosztowała ponad 2 mln zł.
- Jest tam spory zapas i można dołączyć miejscowości. Instalacja nie pracuje nawet na 50 procent - wyjaśnia D. Jarociński. - Jesteśmy jednak ograniczeni, ponieważ z technicznego punktu widzenia możemy podłączyć jeszcze tylko wspomnianą Rzeczycę i Korczyców. Do pozostałych miejscowości jest zwyczajnie za daleko.
Dlaczego tutaj nie wybudowano oczyszczalni?
Blisko połowa mieszkańców gminy znajduje się w trzech miejscowościach: Maszewie, Połęcku oraz Rybakach. Dlaczego tam samorząd nie wybudował oczyszczalni ścieków?
- Niestety nie ma pieniędzy z dofinansowań na tego typu instalację. Próbowaliśmy uzyskać wsparcie z programu operacyjnego, ale nie spełniamy wskaźnika, związanego z przeliczeniem liczby mieszkańców na kilometr sieci (aby się zakwalifikować, musi być przynajmniej 120 mieszkańców na 1 kilometr).
Wójt podkreśla również, że gmina takiej inwestycji nie mogła wziąć na siebie.
- Byłoby to niewykonalne. Według kosztorysu musielibyśmy wydać 16 mln zł. Był on jednak trochę przeszacowany. Nie zmienia to jednak faktu, że oczyszczalnia w tym miejscu kosztowałaby ok. 12-13 mln zł. To dochód roczny naszej gminy - wyjaśnia D. Jarociński.
Problemy z przydomowymi oczyszczalniami?
Mało prawdopodobne jest to, że pieniądze na tak dużą inwestycję w najbliższej przyszłości się znajdą, więc gmina stawia na przydomowe oczyszczalnie.
- Wspomagamy mieszkańców, którzy mogą uzyskać maksymalne dofinansowanie na te inwestycje w wysokości 3 tys. zł z budżetu gminy - opowiada wójt Jarociński. - Regulamin znajduje się na naszej stronie internetowej.
Wcześniej gmina instalowała przydomowe oczyszczalnie, ale był to projekt unijny. - Teraz mamy nad tym wszystkim większą kontrolę. Tamte „przydomówki” z unijnego projektu przez pięć lat należą do gminy, później przekazujemy je mieszkańcom. Do tego była zawierucha z różnymi wykonawcami - wspomina wójt. - Teraz utworzyliśmy własną pulę na przydomowe oczyszczalnie, ok. 60 tys. zł. Jest zainteresowanie ze strony mieszkańców. Kto pierwszy ten lepszy, do wyczerpania puli.
Przydomowe oczyszczalnie trzeba jednak odpowiednio eksploatować, a nie wszyscy wiedzą, jak to się robi. - Trzeba poznać zasady funkcjonowania danej oczyszczalni. Kiedy realizowaliśmy pierwszy projekt na „przydomówki”, to do wyboru były trzy typy: roślinne, drenażowe i biologiczne. Każdy trzeba użytkować inaczej - wyjaśnia wójt. - Ludzie też mają swoje przyzwyczajenia. Trzeba używać odpowiednich środków chemicznych, aby rozkład był jak najmniej uciążliwy. Do tego trzeba dopasować oczyszczalnię do wielkości gospodarstwa domowego. Myślę, że z czasem będzie mniej problemów z przydomowymi oczyszczalniami.