Masz serce dla zwierząt? To i dla ludzi znajdziesz
- Ludzie nie lubią tych, którzy przypominają im, że sami nie mają serca - mówi Anna Dryglas z towarzystwa Animals.
Choć zwykle tego nie widzimy, obok nas żyje mnóstwo bezdomnych zwierząt, głównie kotów. Zimą w mieście jest im wyjątkowo ciężko. Jeśli nie możemy ich przygarnąć, to jak możemy pomóc im przeżyć?
Anna Dryglas: Najważniejsze, by ludzie odnaleźli w sobie empatię. Wtedy można pomóc w bardzo prosty sposób. Na przykład kiedy widzimy bezdomnego psa, czy kota zmarzniętego, powinniśmy podać mu miseczkę ciepłej wody, dodać do niej kilka kropli oleju. Wtedy ta woda dodatkowo odżywi organizm i nie zamarznie szybko. Podajmy też karmę, koniecznie suchą, bo ona nie zamarza. I przede wszystkim zadzwońmy na policję lub straż miejską, z mojego doświadczenia wynika, że straż miejska bardzo szybko i dobrze reaguje. Służby te mają podpisaną umowę z miastem, tylko przez policję lub straż miejską (97 735 57 28, 697 662 343) można powiadomić „Ranczo”, które przyjedzie po bezdomnego zwierzaka. W godzinach pracy urzędu miasta można dzwonić tam, pod numer 95 735 57 67.
Czasem słyszę: kot czy pies, przecież one mają zimowe futro, nie marzną.
To bardzo niefortunne, złe myślenie. Wystarczy się zastanowić: dlaczego zwierzęta zamarzają, dlaczego chorują na zapalenie oskrzeli, płuc, przeziębiają się. Koty to zwierzęta ciepłolubne. Sierść jest oczywiście ochronna. Ale zimą są często wyrzucane na dwór, lub uciekają tam zwierzęta domowe. Ich futro ich nie ochroni, bo jest cienkie. W warunkach domowych kot nie zamienił go na zimowe futro, bo nie potrzebował. Nie zapominajmy też o tym, że w aglomeracji miejskiej żyje ptactwo, które bardzo źle znosi okres zimy. Często kaczki czy łabędzie przymarzają do tafli lodu. Dzwońmy do straży miejskiej, policji albo wydziału ochrony środowiska pod numer 95 735 58 11... Ale wróćmy do kotów.
Ludzie otwierają dla nich okienka od piwnic na osiedlach?
Dla kotów osiedlowych piwnica może być jedyną szansą na przeżycie mroźnych nocy. Nie obawiajmy się, że uchylone okienko wyziębi nam piwnicę lub schłodzi wodę w rurach, węzły ciepłownicze mają odpowiednie zabezpieczenia. Najważniejsze na osiedlach jest humanitarne podejście spółdzielni czy ADM-ów do zwierząt. Jeżeli człowiek jest empatyczny, lubi zwierzęta, wszystko jest do załatwienia. A jeżeli człowiek jest bez serca, zasłoni się przepisami. Przykład to spółdzielnie, które na prośbę mieszkańców wstawiają kraty w okienkach piwnicznych, żeby koty nie miały do nich dostępu. Albo zdarzają się ADM-y, które twierdzą, że nie wolno dokarmiać kotów na osiedlu, karmicielom grożą odpowiedzialnością karną. A w polskim prawie nie ma przepisu uniemożliwiającego karmienie zwierząt. Nie można za to karać. Znam wieżowiec przy ul. Gwiaździstej, gdzie okienka od piwnic są uchylone, w środku są kuwety, miseczki z jedzeniem, wszyscy żyją w zgodzie. A w wieżowcu obok na życzenie mieszkańców zakratowano okienka od piwnic, był nawet przypadek, że z kotami w środku. Skazano je na śmierć z głodu w opuszczonej piwnicy.
Wystarczy poprosić o kraty, i spółdzielnia je wstawia?
Spółdzielnia mówi: nie ma sprawy. Kot nigdy do spółdzielni nie przyjdzie jako niezadowolony interesant. Niezadowolony lokator będzie przychodził. A tak wstawią kraty i mają spokój. Najgorsze jest to, że spółdzielnie czy ADM-y najczęściej robią to zimą. Gdyby jeszcze zrobili to latem, koty miałyby czas poszukać innego miejsca.
Dlaczego ludziom przeszkadzają koty w mieście?
Wiele razy pytałam: dlaczego nie lubi pan kotów? Nikt nigdy tego nie uzasadnił. A przecież gdyby nie wolnożyjące koty, mielibyśmy w mieście mnóstwo szczurów. Gdy podczas wielkiej powodzi zalało Wrocław i utonęła większość kotów, miasto miało inwazję gryzoni. W blokach, gdzie nie lubi się kotów, szybko pojawiają się myszy i szczury. Do ludzi to nie dociera. Na wielu osiedlach osoby dokarmiające koty są prześladowane, wyśmiewane, traktowane, jako gorsze. Mnie też nie raz spotkały przykrości. Ale raz ktoś powiedział mi mądre słowa, które pomagają mi przetrwać: dlatego tak cię traktują, bo jesteś ich wyrzutem sumienia. Ludzie nie lubią tych, którzy przypominają im, że sami nie mają serca. Znam karmicieli, które całe życie poświęcili pomocy kotom. Tadeusz Horski, Bogdan Zalewski, który opiekował się kotami na cmentarzu, Elżbieta Szyman i Wiesława Urbaś, które jako pierwsze sterylizowały bezdomne koty, czy Jolanta Mrukiewicz z Zawarcia.
Niedawno ratowała pani oszronioną kotkę, którą ludzie pod McDonald’sem odpychali nogami od drzwi. Co z tą naszą empatią?
Niedawno nad morzem natrafiłam na automat z grą dla dzieci. Polegała na tym, że dzieci uderzały młotkiem w główki zwierząt. Kot miauczał, pies szczekał, im mocniej dziecko walnęło młotkiem, tym więcej punktów dostało, a rodzice się śmiali. Coś strasznego. W Askanie też znalazłam taką grę, ale po mojej interwencji dyrekcja usunęła figurki zwierząt z automatu. Jestem w stanie zrozumieć, że ktoś zaprojektował to dla kasy, ktoś kupuje to dla kasy. Ale jak to możliwe, że taka gra została dopuszczona dla dzieci? Empatii uczymy się przecież od dziecka. Odwołując się do Małego Księcia: Na zawsze ponosisz odpowiedzialność za to, co oswoiłeś.