Marzenia wreszcie się spełniły i nie ma znaczenia w jakim stylu
Szczęście w losowaniu bardzo pomogło, ale Legia potrafiła je wykorzystać. Mistrz Polski po długiej przerwie wraca do piłkarskiej elity
Dokładnie dwadzieścia lat czekamy na występ polskiego klubu w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Ostatnim zespołem reprezentującym Polskę był Widzew Łódź, obecnie grający w trzeciej lidze. Były próby lepsze i gorsze. Kilkukrotnie byliśmy po prostu bez szans. Na drodze mistrza naszego kraju stawały potęgi takie jak FC Barcelona czy Real Madryt. Mimo tego, spektakularnych klęsk nie było. Bramkę Clebera na wagę zwycięstwa z „Dumą Katalonii” wspominają w Wiśle Kraków do dziś.
Wysokie porażki na wyjazdach nie są powodem do wstydu, bo nie takie zespoły wyjeżdżają z Camp Nou z większym bagażem goli. Żurawski, Frankowski, Kosowski, Baszczyński, Głowacki: - tamta ekipa spisywała się fantastycznie. Do wyeliminowania Panathinaikosu zabrakło niewiele. Podopieczni Jerzego Engela walczyli do ostatnich minut dogrywki w Atenach, jednak o triumfie Greków zadecydował jeden gol.
„Biała Gwiazda” nadal pukała do piłkarskiego raju. Dwumecz z Levadią Tallin niestety, przeszedł do historii niechlubnych występów naszych w Europie, a w rywalizacji z Apoelem Nikozja wiślakom do szczęścia zabrakło dwóch minut. Próbowali też inni. Zagłębie Lubin, Śląsk Wrocław i Lech Poznań. Barierą nie do przeskoczenia okazała się trzecia runda kwalifikacyjna.
Budowali swoją pozycję w Europie
Ostatnie cztery edycje Champions League to trzy próby Legii Warszawa. W 2013 roku wszystko układało się po myśli stołecznych. Steaua Bukareszt określona była mianem przeciwnika do przejścia. Remis na gorącym rumuńskim terenie był świetnym rezultatem. Rewanż u siebie miał być dodatkowym atutem. Tak się nie stało. Po kilkunastu minutach było 0:2 i doprowadzenie do remisu nic nie dało. Bramki na wyjeździe promowały gości. Kolejna próba zakończyła się fiaskiem. Jednak klub zbierał cenne europejskie doświadczenie. Regularnie grał w Lidze Europejskiej, w której osiągał dobre rezultaty. Zgromadzone punkty kolejno pomagały w rozstawieniu. Dzięki dobrym występom Legia trafiała na słabszych rywali. Rok później wszystko znów wyglądało świetnie.
Pogrom Celticu Glasgow 4:1 na Łazienkowskiej i dwa niestrzelone rzuty karne Ivicy Vrdoljaka. Pewne zwycięstwo w rewanżu i 6:1 w dwumeczu. Ręce składały się do oklasków. „Tak powinien grać mistrz Polski!” - można byłoby rzec. Futbol nieraz boleśnie nas skrzywdził. Wejście na boisko nieuprawnionego Bartosza Bereszyńskiego i niedopatrzenie sztabu sprawiło, że Szkoci dostali walkowera i triumfowali dzięki bramkom strzelonym na wyjeździe. Gdyby choć jeden karny Chorwata znalazł drogę do siatki... Wydawałoby się, że już dwa lata temu cieszylibyśmy się z awansu. Mimo ogromnego bólu spowodowanego błędem formalnym, Legia zacisnęła zęby i nie chciała zmarnować tego czasu. Konsekwentnie gromadziła punkty w grupie Ligi Europejskiej. Wiedziała, że prędzej czy później dokona tego, o czym marzy od wielu lat.
Zrinjski Mostar (Bośnia i Hercegowina), Trenczyn (Słowacja) i Dundalk FC (Irlandia). Tak wyglądał zestaw tegorocznych przeciwników. Nazwy nic nie mówią przeciętnemu polskiemu kibicowi. „Ogramy ich”, „Najlepsze losowanie od lat”, „Tego nie można zmarnować”. W mediach oraz na portalach społecznościowych z każdym kolejnym przeciwnikiem rósł optymizm, który tak naprawdę nie wiadomo z czego się brał.
Najsłabsi od lat, a jednak z awansem
Drużyna trenera Besnika Hasiego od początku sezonu gra fatalnie. Klęska z Lechem w Superpucharze, odpadnięcie z Pucharu Polski i ligowe porażki z takimi „potęgami” jak Górnik Łęczna czy Arka Gdynia - tegoroczny beniaminek. Sześć meczów, jedno zwycięstwo i cztery mecze u siebie bez wygranej. Król strzelców poprzednich rozgrywek Nemanja Nikolić bez gola, a jego koledzy łącznie uciułali pięć bramek! To nie przystoi mistrzowi kraju! Nie można tego tłumaczyć walką w pucharach, odpoczynkiem kluczowych graczy po mistrzostwach Europy, czy kontuzjami. Mimo bogatej kadry, pojawiają się niewytłumaczalne rotacje. Kibice się denerwują, bo gdzie drużyna ma wygrywać, jak nie u siebie? Trener i zarząd pozostają spokojni. Wiedzą co jest ich celem. Wyjazdowe zwycięstwo z półamatorami daje wiele powodów do radości. Upragniona Liga Mistrzów jest na wyciągnięcie ręki. Tego nie da się zepsuć.
Było blisko, aby legioniści pokazali, że hasło „Polak potrafi” jest ciągle aktualne. Szybko stracony gol i drżenie wypełnionego po brzegi stadionu oraz milionów rodaków przed telewizorami niemal do ostatniej minuty. Tak wyglądał rewanż z Dundalk. Dopiero w samej końcówce uspokoił to Michał Kucharczyk. Ten „Kuchy”, z którego często drwili kibice w całej Polsce. W całej Warszawie słychać było odgłos ogromnego kamienia spadającego z serca albańskiego trenera. Brak awansu z 389(!) drużyną rankingu UEFA byłby chyba największą klęską polskiego futbolu. Levadia, Żalgiris, Stjarnan, czy Irtysz Pawłodar przeszłyby do historii. Na szczęście tak się nie stało.
Bardzo wymownie wyglądały niecenzuralne okrzyki kibiców do swoich ulubieńców po ostatnim gwizdku arbitra. Jest sukces, ale nie tego oczekują fani. Wzmocnienia nie wniosły na razie nic. Więcej graczy nie wygląda na odpowiednio przygotowanych do sezonu. „Odstrzeleni” zostali Rzeźniczak, Brzyski i Vranjes. Tylko ten pierwszy ma szanse na pozostanie w klubie.
Już tak łatwo nie będzie
Do rozpoczęcia zmagań w fazie grupowej pozostały trzy tygodnie. Legia musi je dobrze przepracować, jeżeli chce uniknąć kompromitacji. Trzeba powiedzieć to otwarcie. Limit szczęścia został już wyczerpany. Do Warszawy przyjadą europejskie potęgi. Sześć grupowych pojedynków będzie elektryzowało całą Polskę, bez względu na animozje kibicowskie.
Jak spadać to z wysokiego konia. Lepiej jakby mistrz Polski trafił najsilniejszych przeciwników. Wtedy ewentualny „urwany” punkt faworytom będzie smakował wybornie! Nikt nie oczekuje zwycięstw, a chyba lepiej przegrać z Barceloną, czy Manchesterem City, niż z CSKA i Leverkusen? Premia od UEFA (15 mln euro) będzie niesamowitym bodźcem na przyszłość. Dzięki temu stołeczni mogą uciec na lata świetlne od pozostałych klubów ekstraklasowych. Możliwości jakie się przed nimi stworzą będą ogromne. Zainwestowanie w akademię, ściągnięcie lepszych piłkarzy, poprawa infrastruktury - na to pieniędzy nie zabraknie.
Mimo licznej kadry, bardzo dużo mówi się o wzmocnieniach i niestety osłabieniach zespołu. Poważną ofertę z Bundesligi ma ostoja defensywy Michał Pazdan. Ze zmianą klubu liczy się Nemanja Nikolić, który nadal waha się nad ofertą z Hull City. Właściciele uspokajają. Możliwy jest powrót do Warszawy Miroslava Radovicia, który miałby poprawić atmosferę w szatni. W przypadku odejścia Nikolicia, rozpatrywane będą kandydatury Krzysztofa Piątka z Zagłębia i bramkostrzelnego Hugo Vieiry z Crveny Zvezdy Belgrad.
Dzięki Lidze Mistrzów klub zyska wizerunkowo, zawodnicy będą mogli się wypromować i powalczyć z najlepszymi drużynami na świecie. Korzyści można wymieniać bez końca. Jeżeli Legia mądrze wyda europejskie miliony, to może zamknąć rywalizację w kraju na lata. Jest zależna tylko od siebie. Należy wierzyć, że europejska przygoda będzie dla wszystkich sympatyków futbolu czymś niezapomnianym. Trzeba liczyć na to, że mistrz Polski zaprezentuje się nieźle i powalczy z najlepszymi. Oby legioniści dobrze przepracowali najbliższe tygodnie i dali wiele radości piłkarskiej Polsce. Przecież tak długo na to czekamy...