Marzec '68 w Poznaniu: Wszechobecna cenzura i "wyciszanie" przez profesorów
Rozmowa z Lechem Raczakiem, uczestnikiem strajków studenckich '68, reżyserem teatralnym i założycielem Teatru Ósmego Dnia.
Dzisiaj trudno wyobrazić sobie bunt wśród studentów na taką skalę, jak w ’68. Co wami wtedy kierowało? Było to zaplanowane działanie, czy pewien impuls?
Lech Raczak: Ja mam poczucie, że w marcu ’68 było podobnie jak teraz. Nie czuło się w środowisku studentów nastrojów buntowniczych. Marzec to był wybuch dość nagły i niespodziewany. Poznańskie protesty w spontaniczny sposób miały odpowiadać na demonstracje w stolicy. Mówiliśmy też sobie „W Warszawie biją naszych kolegów, więc pokażmy, że jesteśmy z nimi”. Dla mnie jako studenta polonistyki równie istotna była ingerencja władzy w literacką klasykę. Motyw przeciwstawienia się reżimowi komunistycznemu był natomiast konsekwencją tych wydarzeń.
Co tak naprawdę było główną przyczyną nałożenia cenzury na „Dziady” w Teatrze Narodowym?
W „Dziadach” punktem zapalnym były dwie sceny: Salon warszawski i Bal u senatora. Powtarza się tam motyw, że z Rosji do Polski od czasów zaborów przyjeżdżają najgorsi ludzie po to, żeby nas kontrolować i ograniczać swobody społeczne. Ludzie mieli poczucie, że przez te lata nic się nie zmieniło. Znowu byli ci Rosjanie, którzy chcieli zapanować nad polską kulturą, co często spotykało się z ekspresyjnymi reakcjami na widowni.
Gdzie i jak przebiegały demonstracje w Poznaniu?
Ktoś rzucił hasło „idziemy”, więc poszliśmy.
W dalszej części rozmowy Lecha Raczaka pytamy m.in. o to, jak zmieniła się sztuka po ’68, a także, czy marzec 1968 roku jest dziś aktualny.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień