Mariola Fidura: Gimnazja są - źle, ma ich nie być - niedobrze
Niektórzy pewnie pamiętają jaki zamęt i oburzenie wywołała poprzednia reforma edukacji. Wprowadzenie do sytemu kształcenia szkół gimnazjalnych spotkało się z wielkim sprzeciwem. I to zarówno wśród rodziców jak i nauczycieli.
Później zaczęły nas zalewać informacje dochodzące z gimnazjów. Uczniowie czuli się w nich bardziej pewni siebie niż w podstawówkach. Do tego nauka w trzyletniej szkole gimnazjalnej zbiegała się z okresem dojrzewania. Problemów wychowawczych nie brakowało. Przeciwników powołania gimnazjów do życia również.
Słychać głosy, że nie trzeba zmieniać czegoś, co już się przyjęło, że to będzie szok dla uczniów, nauczyciele stracą pracę. Schemat jest taki sam jak wtedy, kiedy powoływano gimnazja.
Bywa nawet tak, że przeciwnicy tych szkół sprzed kilkunastu lat teraz są ich największymi obrońcami. Nie ważne czy dzieci będą uczyły się w gimnazjach, czy ośmioletnich szkołach podstawowych. Najważniejsze żeby mogły w spokoju zdobywać wiedzę.