Marek Szołtysek dla Dziennika Zachodniego: Szkolne [FELIETON]
Zastanawiałem się, co napisać w związku z Dniem Nauczyciela i oto temat, jak na tacy, podsunął mi Pan Stefan z Dąbrówki Wielkiej, którego spotkałem na zakupach. Rozpoznał mnie i przywitał się. Na palcu wskazującym prawej ręki wyczułem bliznę. Zapytałem w żartach: Czy Pan się bawił piłą elektryczną? A on odparł: To szkolna pamiątka!
Okazało się, że Pan Stefan, rocznik 1935, podczas okupacji chodził do niemieckiej szkoły. Tam pracowała rech-torka, czyli nauczycielka, której mówiono Frau Gebauer. Kiedy mały Stefan czegoś nie umiał lub się źle zachowywał, dostawał lanie lynijorzym, czyli linijką po rękach. Pewnego razu uderzenie było tak mocne, że rozerwało skórę na palcu, a blizna jest do dzisiaj. Nie sądźmy jednak, że w śląskich szkołach bili tylko Niemcy. Bili też nasi!
Szkolne lanie to nie była najgorsza kara. Wielu Ślązaków po wojnie było prześladowanych psychicznie. Pani Erna z Łazisk Górnych opowiadała, że w pierwszej klasie nauczycielka pochodząca z Kresów przy całej klasie rzekła z pretensjami: „Powiedz mamie, żeby ci zmieniła to głupie szkopskie imię Erna!”. Dziewczyna nawet się z tego powodu nie rozpłakała, bo nie rozumiała, o co chodzi. Ja też doświadczyłem prześladowania w podstawówce, w 1976.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień