Marek Szołtysek: Co ma Ślązok w mózgu?
Rozmawiałem ze Ślązoczką pochodzącą z Rybnika. Całe swoje dorosłe życie mieszka we Wrocławiu, gdzie jak powszechnie wiadomo - Ślązoka, czy właściwie trzeba mówić - Górnoślązoka, trzeba szukać ze świeczką. Postanowiłem więc skorzystać z okazji i wypytać, jak to się Ślązoczce żyje w specyficznie regionalnym Wrocławiu, gdzie słowo „Kresy” czy „Lwów” są święte, a niektórzy wymawiają dźwięk „L” jak „Ł”, że jak mówią złośliwi - nawet słowo „dupa” mówią przez „Ł”.
Jednak moja rybniko-wrocławianka zaskoczyła mnie. Powiedziała, że nie tylko mieszka we Wrocławiu, nie tylko ma męża Gorola kresowego, ale nawet jej się to podoba. Zwłaszcza podoba jej się postawa życiowa jej kresowego męża, który - jak stwierdziła - może i sprawia wrażenie bardziej elokwentnego niż jest w rzeczywiści, więcej gada niż robi, czy jest czasem uprzejmy nie do wytrzymania.
Najbardziej jednak - stwierdziła moja rozmówczyni - odpowiada mi jego umiarkowane nieróbstwo, niepunktualność i święty spokój ducha. Jest to jak balsam na współczesne szarpanie się z życiem i latanie od roboty do roboty. Bo Ślązoki zamęczają się, wykańczają się nerwowo i fizycznie. Muszą mieć wszystko zrobione, umyte okna, wszystko na glanc a nawet wykafelkowane piwnice.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień