Marek Plawgo: Nie trzeba się kochać w sztafecie [WYWIAD]
- Obstawiam że rezultaty zwycięzców na mistrzostwach Europy będą nieco słabsze niż na mistrzostwach świata, ale pomoże to drugiemu garniturowi. Czykier, Ennaoui, Skrzyszowska – do ich zadań należy teraz, żeby ten medal na mistrzostwach zdobyć - mówi Marek Plawgo, mistrz Europy, medalista mistrzostw świata. Rozmawialiśmy z nim przed rozpoczęciem lekkoatletycznych mistrzostw Europy w Monachium.
Kupiłem ostatnio koszulkę z Ireną Szewińską, ale czy nie powinienem ją zamienić na T-shirt z Natalią Kaczmarek?
Nie wiem, czy takie są, ale jakby zrobić, to wkrótce może być wiele warta. Tylko czy to będzie w tym roku? Wciąż między czasem 49.28 a 49.86 jest spora przepaść. To najtrudniejsze setne do urwania. Dajmy temu pieczywu trochę dojść, a potem będziemy wcinać jak świeże bułeczki. Można już myśleć nad projektem takiej koszulki (śmiech).
Natalia Kaczmarek ma faktycznie potencjał, żeby biegać szybciej niż Szewińska?
Robi bardzo szybko postęp, ale to też jest postęp, który się ustabilizował. Teraz trzeba szukać złotego biegu. Myślę, że to nie był jeszcze bieg w Chorzowie, ale bardzo fajnie ułożył się ten start. Natalia ma świetną końcówkę, a tam miała kogo gonić. To daje dodatkowego napędu, a przy tej publiczności człowiek czuje, że ma sporo paliwa. Natalia miała problemy zdrowotne w Eugene. Po tym, po długiej podróży, po jet-lagu pobiegła tak szybko, że myślę iż można jeszcze coś urwać na mistrzostwach Europy.
Porozmawiajmy o naszych szansach medalowych w Monachium. Po mistrzostwach świata nasuwa mi się taka refleksja, że trochę brakuje następców tych wielkich mistrzów.
Mam też takie obawy. Pożegnaliśmy ostatnio mistrzów, którzy za każdym razem dawali nadzieję na medal. Wkrótce o zakończeniu kariery pomyśli trójka naszych tyczkarzy. Mamy kapitalną młodzież, ale pytanie: kiedy ona stanie się nowymi Lewandowskimi, Kszczotami czy Fajdkami. Ciekawe jest to, że będziemy mieli może medale w innych konkurencjach. Pia Skrzyszowska – czas 12.51 to jest jasny sygnał, że jest w światowej czołówce. Są chłopaki na 800m, którzy muszą się jeszcze nauczyć biegać. Osiągali kapitalne rezultaty, mają potencjał, ale mistrzostwa świata pokazały, że jeszcze nie do końca wiedzą, co mają zrobić na bieżni. Czasem ta nauka trochę trwa. Marcin Lewandowski przez większość kariery był dobrze zapowiadającym się zawodnikiem. Kiedy wydawało się, że może myśleć o emeryturze, udowodnił, iż potrafi wejść na podium. Do tego trzeba czasu. O medale jestem w przyszłości spokojny. Może w najbliższej dekadzie nie będzie ich już kilkanaście, ale wciąż będzie to reprezentacja, z którą należy się liczyć.
Żeńska sztafeta 4x400 najgorsze ma już za sobą?
Tak. Porównując do tego, jak dziewczyny pobiegły w Chorzowie, to na mistrzostwach świata musiało być jakieś zatrucie. Biegły 1,5-2 sekundy wolniej, niż to, do czego nas przyzwyczaiły. Teraz jednak wygląda na to, że wszystko jest ok. i trzeba dowieźć to zdrowie do finału w Monachium.
Topór wojenny chyba został zakopany.
Jakiś mały dym będzie się jeszcze unosił. Z kobietami jest może inaczej, bo trudniej niektóre emocje trzymać na wodzy. U mężczyzn bywało tak, że na rozgrzewce były trzy różne obozy. Na wczasy też razem nie jeździli, a później przychodził call room i tam już jeden za drugiego skoczyłby w ogień. Walczymy nie dla swojego nazwiska, ale dla reprezentacji i trzeba dać z siebie wszystko. Nie widzę możliwości, żeby sobie wybierać, z kim się chce biegać, a z kim nie. Są zadania do wykonania, trener je wskazuje i to właściwie wszystko jest w jego rękach. On nie może tego podlewać benzyną, jak to miało miejsce w Eugene. Karygodne zachowanie – muszę tak powiedzieć, chociaż to mój bardzo dobry znajomy. Nawet nie chodzi o te przepisy zmian, ale o wypowiedzi dla dziennikarzy. Zostawmy to. Rozmawiałem z dziewczynami, rozmawiałem z Anią. Jest trochę żalu wobec zachowania swojego i innych. Dziewczyny pokazują jednak, że mogą nadal biegać razem. Biorąc pod uwagę wyniki, jakie w tym sezonie osiąga Anna Kiełbasińska, to sztafeta – chcąc walczyć o medale – bez niej nie istnieje. Nie wyobrażam sobie, że ktoś nie chciałby z nią biegać. To byłby strzał w kolano. Wyrzucenie pełnego portfela do szerokiego oceanu. Myślę, że ten czas pozwoli dojść nawet najbardziej zatwardziałym do wniosku, że wiosłuje się w jednym kierunku.
Aleksander Matusiński nie powinien w Eugene w ogóle rozmawiać z mediami?
Może powinien, ale nie powinien gasić pożaru benzyną. Szukanie winnych w takiej sytuacji nie pomaga w zamknięciu konfliktu. Dwója z dyplomacji. Strategia na MŚ była dobra, ale nie mogła wyjść, skoro z powodu infekcji dziewczyny biegały poniżej swoich możliwości.
W męskiej sztafecie brakuje sukcesów, bo nie ma zaplecza?
To krajobraz po bitwie. Żeby zdobywać medal, nie trzeba mieć czterech zawodników, którzy łamią 45 sekund, ale czterech, którzy biegają poniżej 46 sekund. Ze sztafetą jest tak, że mamy czterokrotnie większe ryzyko kontuzji. Jeśli ten, który łamie 45 sekund jest kontuzjowany, to wchodzi kolejny. Jeśli następny ma uraz, to okazuje się, że nie mamy kogoś, kto biega poniżej 46 sekund. Zamieniamy go na kogoś, kto biega 47 i robi się różnica na tym poziomie nie wybacza. Wtedy to jest modlenie się na pustyni o deszcz. Brakuje nowych, dochodzących sprinterów. To problem, który jest od dawna. Medal w mikście był zaskakujący, zaskakujące było przygotowanie do Tokio, a najbardziej zaskakujące było to, co wydarzyło się w 2018 roku, czyli złoto halowych mistrzostw świata i rekord świata. Wtedy mieliśmy tylko czterech zawodników nadających się do sztafety, oni byli wiecznie kontuzjowani i akurat szczęśliwie na tamten moment przyjechali gotowi.
Jakuba Krzewinę prześladowały kontuzje.
To jest gość, który ma kapitalne warunki, szybkość, super wytrzymałość. Miał papiery na bardzo szybkie bieganie i myślę tu o rekordzie Polski Tomka Czubaka. Mógł zmiażdżyć ten wynik – pobiec 44.20, 44.30. Wychodząc z kontuzji potrafił założyć buty i wlać wszystkim chłopakom na odcinkach szybkościowych, kiedy oni od miesiąca biegali już w kolcach. Problemy zdrowotne nie pozwalały mu tego pokazać. Swego czasu miał tak, że nie mógł przez problemy z kręgosłupem wyjść z bloków. Pojawiało się mnóstwo problemów. Odszedł Rafał Omelko i mamy dziurę. Karol Zalewski sam nie da rady. Przez moment wydawało się, że mamy kolejnych 400-metrowców i być może mamy, ale musimy nabrać trochę rozpędu. Kajetan Duszyński jest cieniem samego siebie sprzed roku (ostatecznie z powodu kontuzji nie pojechał do Monachium - przyp. JG). Biegał poniżej 45 sek., a teraz nie może w najlepszym biegu złamać 46. Czekam aż wszystko wróci do normy i w jego przypadku ta wiara jest duża, bo miał skomplikowane przygotowania do sezonu. Mamy kilku młodych zawodników, ale nie widzę juniorów. Dawniej, kiedy się pojawiali, od razu do czegoś aspirowali, biegali poniżej 47 sekund. Czasami dużo poniżej. Nawet jak pojawiali się tylko na dwa-trzy lata, to zawsze byli okazją do dobrej zmiany. Tego niestety też nie ma już u kobiet. Małgorzata Hołub-Kowalik, Justyna Święty-Ersetic, Iga Baumgart-Witan są bliżej końca niż początku. Same mówią, że coraz trudniej się zmobilizować. Wszystkie są po ślubie. Wkrótce przyjdzie pytanie, a może jest jakieś inne życie poza bieżnią? Myślę, że jak skończą, to wszystkie razem solidarnie. Zostaje Natalia Kaczmarek, wchodzi do tego Kinga Gacka. Mieliśmy Kornelię Lesiewicz, która przeżywa kryzys. Może więc być tak, że jak będziemy się emocjonować, to biegami indywidualnymi. Mam nadzieję, że się pomylę, bo w tej chwili nie ma tam szerokiego horyzontu.
A to ma znaczenie, czy członkowie sztafet trenują razem?
Nie ma to znaczenia. Każdy na treningu ma do wykonania swoją pracę. Tego nie wykonuje się razem. To pomaga tylko wtedy, kiedy powiedzmy nie mam już siły, a widzę, że ktoś obok jest w stanie jednak wykonać jeszcze jedną powtórzenie. To nie jest gra zespołowa na zasadzie, że jedna osoba podaje do drugiej i ta strategia musi się zazębić. Każdy na zmianie musi po prostu wykonać swoją pracę, czyli bieg na 400m. Tego się nie robi ze znajomymi, tylko samemu. Każdy zostaje sam ze swoim zmęczeniem, kwasem mlekowym, bólem. Nie ma znaczenia kto z kim trenuje. Bardzo dobrze to było widać u panów, bo ta sztafeta zawsze składała się z różnych grup. Często było tak, że dochodził jakiś płotkarz. Paweł Januszewski miał akurat trudno, bo grupa była wyrównana i musiał angażować się w zasady kwalifikacji, które płotkarzom nie zawsze są po drodze. Ja z moimi wynikami i poziomem sztafety w moim pokoleniu miałem drzwi szerzej uchylone. Przypominam, że już w Tokio mieliśmy u dziewczyn trzy grupy: Justyna z trenerem Matusińskim, Anna Kiełbasińska z holenderskim szkoleniowcem i Iga z panią Baumgart. To jest coś normalnego. Trzeba się do tego przyzwyczaić. Być może dziewczyny chciałyby się bawić, mieć fajny klimat i robić sobie zdjęcia na Instagrama, a to jest tylko kilka procent tego, co może pomóc w sztafecie.
Czyli nie trzeba się kochać w sztafecie?
Nie trzeba. Można nawet się trochę poprztykać. Rozgrzewkę można zrobić osobno, a potem wszyscy na chwilę spotykają się w call roomie. No i na podium – miejmy nadzieję.
Zawodnicy coraz częściej krytykują PZLA za to, jakie stwarza im warunki. Jest coś na rzeczy?
Jeśli coś zawiodło, co byłoby tłem tych konfliktów, to fatalna komunikacja wewnętrzna. Wiele rzeczy przy normalnej rozmowie można rozwiązać. Jeśli to nie działa, to znaczy, że tam jest jakiś problem. Czy to jest problem z zawodnikami, czy może z osobami w PZLA – nie jestem w stanie powiedzieć. Nie było mnie przy tym. Media oczywiście będą pisały o takich sprawach, ale chodzi o to, aby wszyscy stanęli na wysokości zadania i zapewnili optymalne warunki przygotowań. Przy czym trzeba to robić z odpowiednią etyką. Tego mi brakowało.
Jak kalendarz tego sezonu może wpłynąć na wyniki mistrzostw Europy?
To na pewno się odbija na mistrzostwach Europy, ale ja mam taką konstatację, że to się mocno odbiła na wynikach mistrzostw świata. Większość zawodników, schodząc do dziennikarzy, po najważniejszym starcie w sezonie, mówiło: jestem już myślami przy mistrzostwach Europy. No nie – jeśli jesteś na mistrzostwach świata, to to powinno być najważniejsze. Sądzę, że większość zawodników nie myślała tam, że to jest bieg o wszystko, ale że jest jeszcze jedna szansa. Nie wyjdzie, to nie wyjdzie. Takie podejście niestety było widać. Mistrzostwa Europy będą o tyle słabsze, że globalne gwiazdy przywoziły formę na mistrzostwa świata. Tylko w pojedynczych przypadkach – tak jak Karsten Warholm – będą chcieli pokazać, że się w USA się tylko potknęli. Obstawiam że rezultaty zwycięzców będą nieco słabsze, ale pomoże to drugiemu garniturowi. Czykier, Ennaoui, Swoboda, Skrzyszowska – to ich zadań należy teraz, żeby ten medal na mistrzostwach Europy zdobyć. Liczę na to, że to się uda.
W konkurencjach technicznych czołówka przesunęła się poza Europę.
Proszę zwrócić uwagę, jakie flagi pojawiają się przy wynikach powyżej 90m w oszczepie. Tam jest pełna egzotyka, a kiedyś to była europejska konkurencja. To dodaje smaczku.
Femke Bol być może pobiegnie w Monachium sześć biegów – sztafetę, 400 płaskie i 400 przez płotki. Ile można dać z siebie przy takim obłożeniu startami?
Przejście półfinałów będzie dla niej tylko ścieżką zdrowia. Nie ma limitu, bo to wszystko zależy, na jakim to jest tempie. My możemy pobiec nawet 10 razy, ale jeśli będą to starty na wysokim poziomie, to organizm się zakwasi i kolejne wyścigi będą już wolniejsze. To kwestia ułożenia akcentów. Zresztą to było tło tego konfliktu sztafety. W ostatnim biegu – sztafetowym – nie ma już kalkulacji, bo to ostatni start przed wakacjami (śmiech). To też kwestia tego, co się ma w głowie i w sercu do biegania, co pokazała Justyna Święty-Ersetic.
Jak wrażenia po Diamentowej Lidze w Chorzowie?
Śmialiśmy się, że wyniki mitingu są teraz tak wyżyłowane, że trzeba będzie czekać 10 lat na ich poprawienie. Rzadko w ciągu całego sezonu padają takie rezultaty, a tu spadło to w jeden dzień. Mamy nadzieję, że miting będzie rósł, ale to duże wyzwanie, żeby taki poziom utrzymać. Najważniejsza walka, to żeby te zawody zostały w Lidze Diamentowej.
To kwestia finansów?
Gdyby o to chodziło, to myślę, że pewne rzeczy udałoby się zorganizować. To kwestia strategii budowania całej marki Diamentowej Ligi. To ma być interkontynentalny cykl. Są Chiny, w kolejce jest Nairobi. W Europie chorzowski miting się broni, ale trzeba walczyć. Niepisaną zasadą jest też, aby te zawody odbywały się w stolicy. W europejskiej i światowej federacji powtarzają nam, że potrzebujemy stadionu w Warszawie, ale Stadion Śląski robi ogromne wrażenie. Poza tym jest wiele kapitalnych mitingów poza stolicami.
Kto będzie największymi gwiazdami mistrzostw Europy w Monachium?
Mamy rzut młotem, znów będziemy emocjonować się chodem. Bardzo chciałbym zobaczyć na podium Pię Skrzyszowską i Ewę Swobodę. Dobrze by było, gdyby Polska obroniła tytuł mistrzyni Europy na 400m.
A z innych krajów?
Duplantis i Karsten Warhol, który pełny wiary startował na mistrzostwach świata, ale okazało się, że po przygotowaniach w kratkę to trudne zadanie. Zwłaszcza jak się ma takich mocnych rywali jak Alison dos Santos i Rai Benjamin.
Korespondencje z mistrzostw Europy 2022
[polecane]23608997,23607307,23527581,23604889;[/polecane]
[polecane]23606241,23606343,23605431,23524393,23526091,23527105;[/polecane]